Rozdział V

16 1 0
                                    

Aut.Miłego czytania. Dajcie znać jak wam się podoba,komentarz lub/i gwiazdkę.

(Data napisania 25/ 05/ 2024)

14. 08. 2002

Przez ten tydzień Kagami dbał o mnie, załatwił z klanem to, co musiał i wracał do kryjówki. Byłam mu ogromnie wdzięczna za jego opiekę nade mną. Starał się, abym ja i moje nienarodzone dziecko byliśmy bezpieczni. Opatrywał moją ranę, jednak nic to nie dawało. Byłam coraz słabsza. To wtedy Kagami podjął decyzję o tym, aby zabrać mnie do mojego domu. Założył kaptur, maskę i wziął mnie na ręce.
-Nie martw się. Niedługo będziesz w szpitalu. Tam lepiej o was zadbają i pamiętaj...nie widziałaś mnie tutaj. Najlepiej, jeśli zerwiesz wszelkie kontakty z Madarą. Tylko tak... będziesz bezpieczna ty, jak i dziecko. Trzymaj się Hana. Niedługo będziesz w rękach medyków.-wyznał zmartwiony Kagami.
-Kagami...dziękuję...za...pomoc. Ryzykujesz dla mnie...swoje...życie. Nigdy...nie...zapomnę...tego...wszystkiego.-wyszeptałam z trudnością. Słabłam z każdą chwilą jeszcze bardziej.

Kiedy wyszedł ze mną z kryjówki, oboje dostrzegliśmy w oddali Madarę. Kagami szybko się tam udał i oddał mnie w ramiona ukochanego. Wtuliłam się w Madarę i zamknęłam oczy. Kagami zniknął tak szybko, jak się dało. Nie dziwiłam się mu nawet odrobinę. Wolał, aby nikt z jego klanu nie wiedział o tym, że mi pomagał przez ten tydzień.
-Szpital...natychmiast. Ratuj...nas.-wyszeptałam, znów tracąc przytomność.

Ocknęłam się w szpitalu. Obok mnie siedział Madara. Widząc, że się obudziłam, przytulił mnie do siebie. Delikatnie wtuliłam się w niego, po czym odepchnęłam go. Musiałam to zrobić. Bezpieczeństwo moje i mojego dziecka było dla mnie najważniejsze. Moje szczęście odrzuciłam na drugi plan.
-Musimy...porozmawiać. Musimy...musimy...się...rozstać...wracam...do...domu...rodziców.-wyszeptałam z coraz większą trudnością. Słowa ledwo przechodziły mi przez usta. Tak naprawdę to nie chciałam tego. Nie chciałam od niego odchodzić, ale wiedziałam o tym, że to jedyne słuszne wyjście w tej sytuacji.-Nie...ochronisz...nas.-dodałam ze łzami w oczach. Odwróciłam głowę w przeciwną stronę. Nie chciałam widzieć jego cierpienia na twarzy.
-Majaczysz, kochanie. Trucizna ma na ciebie wpływ. Porozmawiamy, kiedy wrócę z misji. Jako najlepszy skrytobójca, muszę przeniknąć do Kumogakure. Kiedy wrócę, pobierzemy się. Staniesz się panią Uchiha.-powiedział Madara, całując mnie w czoło.
-Co? Misja...przecież...to...misja samobójcza. Nie pozwalam! Nie...nie rób tego. Zostań przy nas. Niech wyślą...niech...kto inny...tam idzie.-wyszeptałam, a po moich policzkach leciało coraz więcej łez. Nie chciałam, aby tam wyruszył. Czułam, że jeśli uda się na tę misję, to stracę go bezpowrotnie. Moje dziecko zostanie bez swojego ojca. Wszystko jest przeciwko naszemu związkowi.
-Nie płacz, kochanie. Wrócę do was, cały i zdrowy.-powiedział Madara z troską w głosie.
-Nie obiecuje czegoś...czego nie możesz.-wyznałam, odwracając głowę znów w przeciwną stronę. Dobrze wiedziałam, że z takich misji mało kto wraca żywy. Byłam bezradna, ale wiedziałam o tym, że on i tak wyruszy na tę misję. Nawet moje błagania nie zmienią jego decyzji. Dla niego wykonanie misji zawsze było na pierwszym miejscu. Nigdy rodzina nie będzie u niego ważniejsza. Złapał moją dłoń, a ja ją wyrwałam z jego uścisku. Byłam na niego wściekła, że wybiera tę misję zamiast zadbania o swoją ciężarną narzeczoną. Może jednak to, co mówiła moja matka, było prawdą i on jest ze mną tylko ze względu na to, że byłam podobna do niej. Lepiej zakończyć to wszystko teraz. Raz na zawsze. Musiałam chronić moje maleństwo. Teraz tylko ono się dla mnie liczyło.
-Idź na swoją misję i nie wracaj do nas. Nie chcę cię znać. Odejdź i nigdy...nie wracaj. Zapomnij...o mnie...i...o naszym dziecku. Wynoś się stąd ty...zakłamany debilu.-wyznałam ze złością w głosie, wsuwając w jego dłoń pierścionek.
-Nie przyjmuję tego do wiadomości. Porozmawiamy dopiero wtedy, gdy wrócę. Postaram się być tu, zanim nasz maluszek się urodzi.-szepnął Madara, po czym wyszedł z mojej sali. Dobrze wiedziałam, że był wściekły. Jednak dla nas najlepszym wyjściem było zerwanie wszelkich więzi. Musiałam zapomnieć o ukochanym. Zacząć żyć od nowa. Nie chcę jednak wiązać się z nikim, do czasu jego powrotu. To wtedy zdecyduje o tym, co będzie dalej. Teraz jednak miałam inne priorytety, bezpieczeństwo mojego dziecka. Od teraz Madara przestał dla mnie istnieć. Musiałam o nim zapomnieć raz, na zawsze. Byłam osłabiona, dość często kręciło mi się w głowie. To był moment, gdy znów nastała ciemność.

*Madara*

Byłem wściekły na to, co wygadywała Hana. Jakie zerwanie? O czym ona gadała? Tak nagle zmieniła zdanie? Może tamten typ namieszał jej w głowie? Zbyt wiele miałem pytań i na żadne nie znałem cholernej odpowiedzi. Czułem się okropnie, jednak musiałem skupić się na powierzonej mi misji. Muszę jak najszybciej ją ukończyć i wrócić do Hany, zanim nasz maluszek przyjdzie na świat w tych okropnych czasach. Spakowałem potrzebne rzeczy i ruszyłem w stronę Kumogakure. Nie mogłem zawalić tej misji, tylko dlatego, że moja narzeczona wygadywała głupoty. Musiałem chronić ukochaną i nasze maleństwo, jak i całą naszą wioskę. Kiedy tylko ukończę moją misję, zrobię wszystko, aby Hana została moją żoną. Nic nie było dla mnie ważniejsze od bezpieczeństwa i szczęścia mojej rodziny. Czułem jednak, że Hana nie żartowała z tym, abym zapomniał o niej i naszym dziecku. Nie mogę pozwolić jej odejść. Będę musiał postarać się o to, żeby ją odzyskać. Nie chciałem stracić miłości mojego życia. Nie mogłem do tego dopuścić. Będąc daleko od Konohy, zatrzymałem się i oparłem o drzewo. Wziąłem głęboki wdech i przyzwałem białego Zetsu. Miałem dziwne przeczucie, że Mito coś kombinowała. Biały zetsu był identyczny jak ja. Niczym klon, z tym że posiadał w sobie moją czakrę. Niemal każdy nabierze się na to i pomyśli, że to ja.
-Wyślij dwóch Zetsu, aby mieli oko na Mito i Hanę. Informuj mnie o wszystkim. Muszę mieć pewność, że Hana i nasze dziecko...że są bezpieczni.-powiedziałem zdenerwowany jak nigdy. Martwiłem się o Hanę i maluszka pod jej sercem. Bałem się, że pod moją nieobecność coś złego im się stanie. Obie ważne dla mnie osoby muszą być bezpieczne. Nie wybaczę sobie, jeśli cokolwiek im się stanie. Przy Hanie czułem się szczęśliwy jak nigdy wcześniej. Dała mi wszystko to, co zostało mi odebrane, nawet jeśli nie byłem tego świadomy. Teraz mogłem zostać ojcem i mężem. Nic poza tą dwójką osób nie liczyło się dla mnie. Dla nich ukończę tę misję.

Trudne wyboryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz