Rozdział XXVII

6 2 0
                                    

Aut. Dotarliśmy do przedostatniego rozdziału. Pozostało tylko opublikować jutro epilog.Miłego czytania😉 28/29

Data napisania- 9/08/2024

17. 06. 2017

Wszystko wydawało się zmierzać ku dobremu, jednak niestety Kumogakure rozpoczęło wojnę. Kolejna wojna, tym razem jednak zupełnie inna. Wielu już poległo w tym moi bracia i ich żony. Wojna trwała w najlepsze. Nagle dostrzegłam jak Hiruzen i Danzo wybiegają z lasu cali zdyszani. Od razu do mnie przybiegli. Po samych minach wiedziałam, co się dzieje.

-Powiedzcie, że to nie prawda...nie on! Czemu?-zapytałam ze łzami w oczach.

-Hana, twój wuj...Tobirama...poległ w walce z wrogiem. Mianował Hiruzena na Trzeciego Hokage.-odpowiedział Danzo ze smutkiem w głosie.

-Musisz się uspokoić. Wojna prędzej czy później się zakończy.-odezwał się Hiruzen z troską w głosie.

Minęłam ich i ruszyłam pomóc innym. Jednak kiedy dotarłam na pole bitwy, walki trwały zacięcie. Sama zaczęłam atakować wroga. To była dosłownie chwila, gdy między mną a wrogim shinobi stanął Madara, przyjmując na siebie śmiertelny cios. Szybko zabiłam wroga i złapałam w ramiona dawnego ukochanego. Nie mógł umrzeć, nie mogę do tego dopuścić.

-Hana...to nic nie da. Ostrze było zatrute. Musisz zadbać o naszych synów. Dbaj o nich tak jak do tej pory. Zawsze byłaś i będziesz miłością mojego życia. Jesteś...najlepszym co mnie w życiu spotkało.-powiedział Madara, patrząc w moje oczy.

-Uratuje cię. Nie dam ci umrzeć! Nie mogę cię stracić! Nie mogę na to pozwolić! Musisz żyć...musisz...musisz...-niedane mi było dokończyć wypowiedzi.

-Kochanie...bądź...szczęśliwa...tylko...to jest ważne. Izuna ma...szczęście...mając ciebie...za żonę. Hana...kocham cię...zawsze będziesz...tą jedyną. Mimo tego...że...jesteś dużo młodsza...zawsze...wiedziałem...że...chcę być...tylko z tobą. Jesteś najważniejszą...kobietą...w moim...życiu. Nie płacz...będę...cię chronił...z zaświatów. Kochanie...zawsze cię ocalę.-wyznał Madara z trudnością, a następnie jego dłoń opadła bezwładnie na ziemię.


Próbowałam ratować Madarę ze wszelkich sił. Nie mogłam pozwolić mu umrzeć. Chmura musi ponieść za to konsekwencje. Nagle poczułam, że ktoś mnie do siebie przytula.

-Spokojnie...jestem przy tobie, Hana.-szepnął Izuna z troską w głosie.

-Zostaw...mnie...muszę go uratować!-krzyknęłam ze łzami w oczach.

-Jego...już nie uratujesz. On...odszedł...kochanie...musimy walczyć.-powiedział Izuna drżącym głosem.

Dalej próbowałam ratować Madarę, aż zrozumiałam, że jemu już nie da się pomóc. Czułam ogromną złość, rozpacz po jego odejściu. Nagle wokół mnie zaczęła pojawiać się pomarańczowa poświata, a mój wygląd się zmieniał. Pod postacią Kuramy zdziesiątkowałam wojska Kumogakure. Musieli ponieść karę za swoje zbrodnie. Zbyt wiele osób odebrali z mojego życia. Musiałam zrobić wszystko, aby wszystkie wioski utrzymały ze sobą stosunki przyjacielskie, a nie wrogie. Kiedy dostrzegłam, że armia Kumogakure się wycofuje, padłam na ziemię wyczerpana. Izuna znalazł się obok mnie, chroniąc przed zderzeniem z piachem.

-Hana, powinnaś odpocząć. Chmura się wycofała, wysłali posłańca z listem o poddaniu się i chęcią zawarcia nowego pokoju.-powiedział Izuna, biorąc mnie na ręce.

-Izuna...-niedane mi było dokończyć wypowiedzi.

-Wiem, Hana. Wielu straciło życie podczas tej wojny. Nie tylko nasi, ale z innych wiosek również. Teraz będzie lepiej. Poradzimy sobie, kochanie. Chodźmy po dzieci. Musisz odpocząć.-powiedział Izuna z troską w głosie.

-O nie!-krzyknęłam z przerażeniem.

-Co się dzieje?-zapytał Izuna, patrząc na mnie.

-Tsunade...Nawaki...Mitsuri...przecież...oni stracili rodziców!-odpowiedziałam ze łzami w oczach.

-Hana...nie martw się. Zajmiemy się nimi. Wszystko będzie dobrze.-szepnął czule Izuna.

-To są jeszcze dzieci, a już tyle stracili. Chodźmy.-powiedziałam, ścierając swoje łzy.

Razem udaliśmy się do schronu. Zabraliśmy nasze dzieci, jak i moich bratanków. Wróciliśmy razem do domu w dość ponurych nastrojach. Kiedy weszliśmy do salonu, Tsunade od razu wtuliła się we mnie. Było mi jej żal. Była ledwie dzieckiem, a już została sierotą.

-Gdzie tata?-zapytała Tsunade, patrząc na mnie.

-Tsu...oni...nie wrócą. Nie martw się...zajmiemy się wami. Tobą i malutkim Nawakim oraz malutką Mitsuri. Wszystko będzie dobrze.-odpowiedziałam, tuląc Tsunade do siebie.

-Polegli...w...walce?-zapytała Tsunade drżącym głosem.

-Tak...dzielnie walczyli, abyś ty, twój brat, twoja siostra i reszta mieszkańców była bezpieczna.-odpowiedziałam ze łzami w oczach.

-Umarli jak na shinobi przystało...w walce.-wyszeptała Tsunade smutnym głosem.

Tsunade zasnęła na moich kolanach, a Nawaki i Mitsuri w ramionach Izuny. Zanieśliśmy całą trójkę do ich nowego, tymczasowego pokoju, po czym udaliśmy się do naszej sypialni. Chociaż wciąż byłam w totalnej rozsypce, to dopiero teraz dałam upust łzom. Nie chciałam, żeby dzieci widziały, jak płaczę.

-Spokojnie...Hana...jestem przy tobie. Już zawsze będę przy tobie.-szepnął Izuna z troską w głosie.

-Kiedy...to moja wina!-powiedziałam drżącym głosem.

-Nie obwiniaj się. Nie twoja wina, że oni odeszli. Madara ratował cię...bo kochał cię ponad własne życie. Twoja rodzina...na to nie miałaś wpływu. Tsunade to mądra dziewczynka. Wychowamy ją razem.-szepnął z troską Izuna.

-Izuna...to nie jest takie proste! Jak możesz być tak spokojny? Straciłeś własnego brata!-krzyknęłam, a po moich policzkach leciały łzy.

-Bo cierpię od środka. Nie pokazuje tego, ale strata Madary przebudziła we mnie kolejną postać sharingana. On cię kochał do samego końca. Nic nie jest takie, jak miało być. To ja miałem umrzeć, nie on! Miałaś być szczęśliwa u boku Madary.-powiedział cicho Izuna.

-Izuna! Nawet o tym nie myśl. Mówiłam ci, że chcę być tylko z tobą. Ciebie kocham i z tobą chcę spędzić resztę swojego życia.-odparłam, po czym delikatnie go spoliczkowałam.

-Zasłużyłem sobie. Chcę tylko twojego szczęścia, księżniczko.-powiedział Izuna, gładząc mój policzek.

Wtuliłam się w męża i milczałam. Łzy coraz bardziej utrudniały mi powiedzenie jakichkolwiek słów. Izuna może i udawał twardego, to dobrze wiedziałam, że wewnątrz cierpiał równie mocno. Czekało nas tak wiele. Pogrzeb poległych w wojnie z Kumogakure, zaprzysiężenie nowego Hokage i zapewnienie moim bratankom tego, czego będą potrzebować. Jednak bycie matką chrzestną zobowiązuje do tego, aby zająć się nimi. Wojna zabrała wiele istnień. Mnie odebrała pozostałą mi rodzinę. Wuja, braci oraz dawną miłość. Bez nich będzie ciężko, ale wierzę w to, że razem z Izuną poradzimy sobie z tym wszystkim. Kiedy poczułam na swoim ramieniu coś mokrego, zrozumiałam, że Izuna pękł. Jego cierpienie po raz pierwszy od bardzo dawna ujrzało światło dzienne. Wtuliłam się w niego mocniej, aby pocieszyć go tak, jak on to robił. Chciałabym, aby nie musiał cierpieć. Jednak los bywa okrutny. Los shinobi jest niepewny, nigdy nie wiadomo czy teraz nie nadejdzie jego koniec.

Trudne wyboryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz