Obudziłam się leżąc we własnym łóżku w pokoju Chicky. Spróbowałam się podnieść na łokciach, ale zaraz poczułam piekący ból w lewej ręce. Syknęłam cicho i położyłam się z powrotem na oceanicznie niebieskiej pościeli. Leżałam tak i oglądałam swoje ręce.
Prawa była cała w plastrach, a lewa zabandażowana od łokcia do nadgarstka.
Gdzie nigdzie spod śnieżnobiałego bandaża można było zauważyć delikatnie prześwitujące plamy różu.
Próbując sobie przypomnieć sobie, co się wczoraj wydarzyło nawet nie zauważyłam, kiedy drzwi do pokoju uchyliły się. Odwróciłam głowę w tamtym kierunku i zobaczyłam wychylającą się powoli twarz Colsa.
Gdy chłopak zobaczył, że nie śpię, puścił drzwi, a one w tym momencie otworzyły się gwałtownie i z donośnym hukiem uderzyły o turkusową ścianę.
- Obudziła się! – zawołał mój brat i podbiegł do łóżka w którym leżałam i przykucną koło mnie. – Jak się czujesz – zapytał?
- Całkiem dobrze. – odparłam z bladym uśmiechem.
W tym momencie do pokoju wpadła z rozpędu Chicka ledwie hamując przy krawędzi łóżka.
- Nieźle nas wystraszyłaś! – zwołała i pochyliła się zamykając mnie w uścisku.
- Disisz!
- Co? Och! Duszę! - pisnęła i puściła mnie.
- Ręce bardzo cię bola? – spytała się troskliwie pani Doloteri.
Stała ona teraz w drzwiach do pokoju trzymając w rękach tacę. Na niej znajdowała się miska parującej zupy i kubek herbaty.
- Pomogę ci. – zaoferowała Chicka i uniosła wskazujący palec prawej ręki do góry.
Jej oczy stały się białe, a taca podfrunęła do mnie i zawisła w powietrzu tuż nade mną. Znów spróbowałam wstać, jednak tym razem wspierałam się na dłoniach. Z lekkim trudem, ale udało mi się. Kiedy siedziałam już na łóżku, Chicka ostrożnie spuściła tacę na moje wyprostowane pod kołdrą nogi.
- Kiedy wrócę do zdrowia? – zapytałam się sięgając po łyżkę.
- Wiesz... - zaczęła ostrożnie mama Chicky – Prawa ręka ma się dobrze, ale lawa wyzdrowieje może za dwa, albo trzy dni.
Dwa albo trzy dni?! Dwa albo trzy dni!!?? – pomyślałam lekko zrozpaczona.
Przez ten czas wraz z innymi powinnam zacząć remontować tę starą, a nie siedzieć tu ze skaleczoną ręką. – jęknęłam w duchu.
- Oczywiście cały czas nie będzie ona w opatrunku, ale będziesz mogła normalnie funkcjonować i wrócisz jutro do szkoły. – starała się mnie pocieszyć Chicka. Jak to jutro?! Przecież, gdy Iko mnie zaatakował była sobota, około trzynastej... - pomyślałam przerażona.
- Jak długo spałam? – zapytałam lekko zaniepokojona. Chicka, Cols i pani Doloteri wymienili spojrzenia.
- Byłaś bardzo wykończona, zasnęłaś zaraz, jak tylko opatrzyłam ci rany, Wiesz wdało się do nich zakażenie, ale już go nie ma. Jest teraz 632, więc przespałaś prawie siedemnaście godzin. – powiedziała mama moje koleżanki.
- Co?! – powiedziałam i z szoku próbowałam się poderwać z łóżka, ale zamiast tego przewróciłam na pościel pół zjedzoną zupę i kubek herbaty. Gorące produkty płynne przesiąkły prze kołdrę i dotarły do moich nóg, zaczynając je delikatnie parzyć.
Szybkim ruchem wyciągnęłam nogi spod kołdry. Całkiem zapomniałam ot tej tacy! – pomyślałam rozpaczliwie.
- Przepraszam! – zawołałam.
CZYTASZ
Burza Żywiołów
Fantasy"Pod napływem emocji i szybkiego myślenia wzięłam mój kubek i chlusnęłam jego zawartością na Daki. (...) -IIIII!!! - pisnęła dziewczyna wstając. - Czemu to zrobiłaś!? - zawołała wściekle przyglądając się ogromnej plamie z herbaty. (...) - Jak to „c...