Rozdział 1; Opowieść Rizy

45 6 8
                                    

(Z góry ostrzegam - mogą pojawić się drobne błędy ortograficzne.)

Zamachnęłam się na Zerena prawą rękom, w której trzymałam mój wykonany z ogniotrwałej stali miecz. Chłopak wykonał unik. Przypadł do ziemi i szybkim ruchem pochwycił metalowy pręt, który wypadł mu wcześniej z rąk. Używał go, żeby zwiększyć pole rażenia. Podskoczył o jakieś dwa metry do góry, a z jego rąk po pręcie spłynęła na mnie fala piorunów.

Przykucnęłam wyciągając lewą nogę do przodu, a prawą do tyłu. Położyłam swój miecz na równo przystrzyżonym trawniku koło moich stóp i by nie oberwać podniosłam obie ręce nad głowę krzyżując nadgarstki. Z moich ramion wystrzeliły płomienie i pomknęły do dłoni.

Gdy już tam dotarły wytworzyła się nade mną okrągła, trzymetrowa bariera ogniowa. Zdążyłam zareagować w samą porę, bo jego błyskawice akurat w tym monecie we mnie uderzyły.

Siła, z jaką chłopak zadał cios przesunęła mnie o dwa metry w tył, ale nie zniszczyła mojej bariery.

Gdy Zeren przerwał atak, podniosłam swój miecz. Wstałam i ruszyłam na kolegę.

Zręcznie wykonałam kontrę celując w jego bok. Chłopak odskoczył w lewo, więc wyhamowałam. Puściłam miecz lewą ręką, po której przepłyną strumień ognia, a potem dalej z niesamowitą prędkością pędził w stronę blondyna.

Zeren chwycił swój pręt w dwie ręce wysuwając je do przodu i zginając lekko. Zaczął zręcznie i szybko kręcić swoją bronią. Gdy to zrobił przerwałam atak.

Podskoczyłam do góry i w lewo, tam, gdzie jego tarcza go nie chroniła.

Wylądowałam zgrabnie i z tej pozycji posłałam ku niemu dwie potężne kule ognia. Zeren oberwał jedną w nogę, ale drugiej zdążył uniknąć.

Z moich nadgarstków spłynęły dwa długie ogniste „baty", jak to żartobliwie nazywali chłopcy. Gdy ich końcówki lekko osmoliły trawę jeden z tych „batów" wycelowałam w stronę mojego przyjaciela. Zamachnęłam się lewa rękom, a ognisty pas wydłużył się w locie.

Zeren uśmiechną się krzywo. Stał teraz naprzeciw mnie. Staną w rozkroku i uniósł głowę do nieba.

Coś kombinuje. – przemknęło mi przez myśl i właśnie wtedy uderzył w niego ogromny piorun.

Po chwili usłyszałam kolejny grzmot za mną. Obróciłam głowę i akurat w tedy oberwałam od Zerena błyskawicą w szyję. Przetoczyłam się i przez chwilę leżałam bez ruchu.

Poparzone miejsce piekło mnie okropnie mocno, ale wytrzymałam do odpowiedniego momentu.

Gdy chłopak nachylił się nade mną, by sprawdzić, czy wszystko gra wybiłam się na rękach najwyżej jak potrafiłam.

Moje nogi zapłonęły i uderzyły go w szczękę.

Gdy wstałam chłopak rozmasowywał bolące miejsce klęcząc jakiś metr ode mnie.

- Koniec! – zarządził nasz trener Antonio Hansow. – To była dobra walka kochani, ale teraz idźcie opatrzeć swoje rany. Proszę następną parę!

Na arenę ćwiczeniową weszły kolejne osoby, a my poszliśmy do pokoi cali obolali.

Gdy byliśmy w połowie drogi zagadnęłam Zerena dogaszając płonące końcówki włosów.

- Nieźle walczyłeś. Fajnie, że w końcu umiesz się teleportować dzięki błyskawicy. – powiedziałam do niego. – Szkoda tylko, że przez to przegrałam zakład z Betem. – dodałam spinając moje liliowe włosy w kok.

- Dzięki. Ty też nieźle strzelasz z batów. – powiedział szczerząc zęby w uśmiechu, a ja zaśmiałam się krótko. – Jaki zakład? – dodał po chwili lekko zdezorientowany.

Burza ŻywiołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz