Resztę drogi szliśmy w milczeniu. Jedyne co tą ciszę przerywało, to nucona przez Ferena piosenka, o bardzo głupim tekście.
Nie kojarzę za bardzo tych słów, ale wiem, że refren szedł jakoś tak „I będę, będę pił caffé latte, i będę, będę miał cisinie wysokie, jak wtedy, wtedy jak gdy widzę stek, polany sereeeem!". Ogólnie to była to piosenka o jedzeniu i to nie przeróbka, bo ona brzmi tak: „I będę, będę pił caffé latte, i będę, będę miał cisinie wysokie, jak wtedy, wtedy jak gdy widzę twoją piękną twarz, ma kochanaaaa!".
Gdy doszliśmy przeżyłam wewnętrzny wstrząs, ale na plus. Co prawda bluszcz dalej pokrywał lewą stronę chatki, ale teraz wyglądało to nawet uroczo.
Okna zostały wymienione, na takie w białych, drewnianych ramach z podziałem na cztery, pojawiły się też nowe, białe drzwi z okrągłym okienkiem kilka centymetrów nad srebrną klamką w kształcie koła.
Wszystkie deski z prawej strony zostały wymienione na cegły. Obok domku były dwie sterty złomu, jedna, większa do wyrzucenia, a druga mniejsza, do odnowy.
- Wygląda... lepiej. – szepnęłam.
- Co nie? Ale trzeba będzie zbudować nowe ściany. Przygotowałem już cement i cegły. Tym zajmiemy się na początek ja z Fini, a ty z Chicką i Colsem zacznijcie odnawiać meble.
- No to do roboty! – zawołała, chyba po raz pierwszy, radośnie Fini. Ja, mój brat i młoda Demona Powietrza ruszyliśmy w stronę kanapy biorąc z taczek wkład i skórę, a reszta w stronę domku.
- Sam wymurowałem już przód i prawą stronę, tył zacząłem rozbierać, a lewą trzeba zamurować od środka. Nie chcę niszczyć bluszczu. – powiedział Feren chwytając (dzięki mocy powietrza) dwie drewniane skrzynki z cegłami. Fini zrobiła to samo z trzecią i cementem.
- Skoro tak... - westchnęła jego siostra.
- Do roboty! – zawołał energicznie piętnastolatek rozwijając rolkę ciemnobrązowej (zapewne wężowej) skóry.
Na pierwszy ogień poszła kanapa. Oczywiście nie ta ze starej chatki, tylko jakaś inna – sądząc po zapachu – z wysypiska śmieci. Po zdarciu starego obicia i wyjęcia cuchnącego wkładu wraz z Chicką zmierzyłyśmy wszystkie boki kanapy i zaznaczałyśmy jej wymiary na drugiej stronie skóry.
- To teraz wypada to wyciąć. – dziewczyna otarła pot z czoła. – Hej, a gdzie Cols? – dodała marszcząc brwi.
Rozejrzałam się dookoła, ale nigdzie nie zauważyłam brata. Już chciałam odpowiedzieć, że nie wiem, kiedy za nami rozległ się warkot piły motorowej. Odwróciłyśmy się i zobaczyłyśmy szybko obracające się ostrza kilka centymetrów za nami.
- Aaaaaaaaaa!!!
-Iiiiiiiii!!!
Darłyśmy się jak opętane przez jakieś pięć sekund, aż ptaki małymi stadkami wzleciały w powietrze podnosząc skrzecząco-świergoczący alarm.
- A wam co?! – wychylający zza piły głowę Cols próbował przekrzyczeć powstały hałas.
- Co tu się do diabła dzieje!? – najstarsza dwójka wybiegła zza domu. Chłopak trzymał w lewej ręce szpatułkę ubrudzoną zaprawą.
Wystraszyłam się nie na żarty i zgadywałam, że Chicka tak samo. Położyłam rękę na sercu i starałam się je uspokoić.
Przyspieszone łopotanie czułam i słyszałam w całym ciele. Zaczęłam oddychać głęboko. Wdech i wydech, i wdech, i wydech. Gdy trochę się uspokoiłam zauważyłam, że Fini stała koło nas.

CZYTASZ
Burza Żywiołów
Fantasía"Pod napływem emocji i szybkiego myślenia wzięłam mój kubek i chlusnęłam jego zawartością na Daki. (...) -IIIII!!! - pisnęła dziewczyna wstając. - Czemu to zrobiłaś!? - zawołała wściekle przyglądając się ogromnej plamie z herbaty. (...) - Jak to „c...