Rozdział VI

77 2 0
                                    

Niedzielna ulewa wyzbyła mnie wszelkich chęci do jakichkolwiek aktywności. Motywacja nie była moim sprzymierzeńcem. Skryta pod kocem, leniwie przewracałam się z boku na bok tkwiąc na kanapie.

Nie chciałam leżeć bezczynnie. Tkwieniem w prokrastynacji tylko zezwalałam na wtargnięcie niechcianych wspomnień dotyczących nieudanej randki. Spojrzałam ukradkiem na telefon będący nieopodal. Ogarnęła mnie niepokojąca ochota na wybranie kontaktu zaczynającego się na literę "A". Wiedziałam, że nie należało to do najlepszych pomysłów. Nadal czułam się niesprawiedliwie potraktowana. Mimo to, pokusa zadzwonienia pod numer Adriena była potężna.

„Wykorzystał mnie, by utrzeć nosa Chrisowi?" - pomyślałam.

Nie miałam wiele wspólnego z Chrisem, więc nie powinien mieć w tym żadnego interesu.

Wpadając w sidła powtarzających się rozmyślań, zerwałam się na równe nogi.

Jedynym sposobem na przerwanie myśli od zagadkowych mężczyzn mogło być połączenie wykonane tylko do tej jednej osoby.

Wybrałam kontakt do Sydney.

Słysząc odpowiedź po drugiej stronie słuchawki, zagaiłam.

- Nie masz już kaca, prawda?

Oczami wyobraźni niemal namacalnie widziałam, jak wywraca oczami.

- Po takim nawiedzeniu chorych nie ma opcji. Nastąpiło cudowne uzdrowienie.

- I o to chodziło.

Zaśmiałyśmy się.

- Już jest okej - odpowiedziała, odrzucając żarty na bok. - A co u Ciebie? Już rodzice pojechali?

No tak. Moje fałszywe alibi. Nie pozostało mi nic innego, jak w nie brnąć. Dziś tym bardziej nie miałam ochoty na przyznawanie się do rzeczywistych powodów nie wzięcia udziału w wyjeździe nad jezioro.

- Taa...- rzuciłam niemrawo.

- Oj - odparła Sydney

- Co "oj"?

- Czuję, że coś było nie tak.

- W sumie dzwonię w tej sprawie. Nie chciałabyś przypadkiem wyjść na kawę? Potrzebuję odskoczni.

- Brzmisz, jakbyś w ogóle nie miała ochoty na kawę. Na moje ucho potrzebujesz czegoś mocniejszego.

Po głębszym zastanowieniu, przyznałam jej rację.

- Chyba się nie mylisz.

- Za godzinę w Bubble Dream? - zaproponowała.

Był to bar koktajlowy, do którego wpadałyśmy raz na jakiś czas.

Zgodziłam się.

Nie ustalając z Sydney wygórowanego stroju, tym razem postawiłam na wygodę.

Ciemna puchowa kurtka zawitała na czarnej oraz szerokiej bluzie. Po założeniu butów opuściłam mieszkanie.

Całą drogę do baru towarzyszyły mi gęste krople deszczu odbijające się od mojego kaptura naciągniętego na głowę. Wilgotność powietrza osadziła się na moich włosach, częściowo wypadających z wnętrza kaptura. Przybrały formę brązowych, skręconych sprężyn.

Znajdowałam się już niedaleko, lecz ulewa wytworzyła złudzenie wydłużonej drogi. Tworzyła iluzję trasy ciągnącej się w nieskończoność.

Przemierzając dodatkowe kilka metrów, dostrzegłam Bubble Dream po swojej prawej stronie.

Pomiędzy spływającymi z chmur stróżkami dostrzegłam zarys dobrze znanej mi sylwetki. Ujrzałam Sydney. Spotkałyśmy się tuż przed miejscem docelowym.

Fate's IllusionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz