Rozdział IX

91 4 0
                                    

W trakcie snu poczułam dziwny chłód. Zaczęłam powoli wybudzać się z jego powodu. Uczucie zimna koncentrowało się na okolicy szyi. Nie otwierając powiek analizowałam, co mogło być powodem niewyjaśnionego ochłodzenia mojej skóry.

Nagle wyczułam coś jeszcze. Oddech, który w odróżnieniu do odczucia na gardle, ocieplał większą część twarzy.

- Ups. - usłyszałam nad sobą świetnie znany, chropowaty głos, przypominający warkot. - Obudziłem cię? Wybacz. - ton ani trochę nie wskazywał na skruchę.

Natychmiast otworzyłam oczy.

Adrien znajdował się zaledwie kilkanaście centymetrów ode mnie. Powitał mnie delikatnym uśmiechem na ustach. Pochylony nade mną, właśnie przykładał jedną z dłoni do mojego gardła.

Ciarki przerażenia przebiegły wzdłuż kręgosłupa. Strach ogarnął cały umysł.

- Przyszedłem się pożegnać. - wyjaśnił ze stoickim spokojem, gdy smukłe palce wpiły się w moją skórę. Zablokowały drogi oddechowe, a panika przejęła nade mną kontrolę.

Odruchowo złapałam za dłoń, starając się odepchnąć ją od siebie. Jednak byłam zbyt słaba tuż po przebudzeniu. Ospałe jeszcze ciało odmawiało użycia odpowiedniej siły. Mimo jego protestu, napięłam wszystkie mięśnie jak tylko mogłam.

Adrien celowo wybrał takie okoliczności. Wiedział, że moja bezbronność wzrośnie, gdy zaatakuje podczas snu. Rozplanował to niczym zawodowiec. Przychodziło mu to z wyjątkową łatwością.

Usiłowałam krzyknąć, natomiast dźwięk wydobywający się z mojego gardła zabrzmiał jedynie jak zdławiony pisk.

- Cii - szepnął Adrien, kładąc palec na moich ustach. Drugą dłoń docisnął do mojej krtani ze zdwojoną siłą. - Jeszcze chwila i będzie już po wszystkim.

Zachrypnięty głos skrywał w sobie setki ukrytych ostrzy.

Zaczęłam okładać mężczyznę pięściami. Niewzruszony, zdawał się nawet tego nie czuć. Wbiłam paznokcie w zaciskające się palce. Nie zamierzał odpuścić. W odpowiedzi, chwycił moją szyję obiema rękami. Wraz z moim oporem, dusił mnie coraz bardziej.

Wiłam się pod jego ciałem. Wyrzucałam nogi w przód z nadzieją, że kopnięciem choć na chwilę odsunę go od siebie.

Czułam, jak moja twarz płonie czerwienią od niedoboru tlenu.

- Nie bądź zachłanna, Lily. - Szczerzył paskudnie idealne zęby w diabelskim uśmiechu. Oczy zlewające się z mrokiem, zapłonęły ekscytacją. Przyglądał mi się z wyrachowaniem, celowo utrzymując kontakt wzrokowy. Odgradzanie mnie od dopływu powietrza wprawiało go w ekstazę. Euforia malująca się na jego twarzy była wręcz wyrachowana i grubiańska. - I tak żyłaś dłużej, niż powinnaś. Przesyt nie jest dobry.

Desperacko pragnęłam wziąć zaledwie jeden wdech. Otwierałam usta łudząc się, że krzta powietrza jakimś cudem trafi do moich płuc. Łzy wyciekały z moich oczu mimochodem. Zarówno z wysiłku organizmu jak i bezsilności. Moje starania nie przynosiły efektów.

Nigdy nie pragnęłam żyć tak bardzo, jak w tym momencie.

Nie przypuszczałam, że kiedykolwiek zatęsknię za tlenem w płucach.

Oczy zaszły mi mgłą. Mięśnie zaczynały wiotczeć. Opadałam z sił. Krew zaczynała odpływać z mojej twarzy, a ciemność przysłoniła wszystkie zmysły. Uśpiła je, zatracając świadomość w całkowitej nicości.

- Słodkich snów, Lily Mist. - drwiący pomruk drapieżnego głosu był ostatnią rzeczą, którą usłyszałam.


Fate's IllusionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz