Rozdział XIV

85 2 0
                                    

- Lils? - usłyszałam dźwięk głosu Chrisa wymieszany z odgłosem pukania do drzwi. - Mogę wejść?

- Tak, śmiało. - odparłam, poprawiając się na łóżku.

Poderwałam się do siadu, odkładając telefon na bok. Byłam w trakcie przeglądania wiadomości wysłanych przez Sydney. Wciąż dopytywała z troską o mój powrót. W jej przekonaniu, wciąż przebywałam w Merb z niewiadomych przyczyn. Wyrzuty sumienia zawiązały mój żołądek w supeł.

Poczułam, jak bardzo zaczyna mi brakować zwyczajnych dni na uczelni, gdzie jedynymi zmartwieniami były odpowiednio wykonane szkice czy odlewy rzeźb. Doskwierała mi tęsknota za beztroskimi wyjściami z przyjaciółmi.

Nie chciałam nawet myśleć o tym, że jeśli coś pójdzie nie tak, istnieje ryzyko nie ujrzenia już nigdy więcej moich rodziców.

Wszystko się skomplikowało. Pragnęłam żyć, lecz życie w ukryciu nie było łatwiejszą drogą.

- Nie przeszkadzam? - zapytał Chris, przebijając się przez głośną salwę moich przemyśleń.

"A propos komplikacji..." - pomyślałam, obserwując twarz, która wyłoniła się zza otwartych drzwi.

W odpowiedzi na pytanie, pokręciłam głową. Patrzyłam wyczekująco na mężczyznę.

- Byłaś wczoraj ciekawa, jak wiele środków ostrożności mam w zanadrzu. - zaczął z lekkim uśmiechem.

- Nie mów, że znów mnie jakimś zaskoczysz. W zasadzie już mam bransoletkę świecąca w ciemności. - przytoczyłam wczorajszy żart jego autorstwa. - Masz lepsze asy w rękawie?

Prychnął, zawieszając na mnie wzrok. Sekunda. Kontakt wzrokowy trwał o sekundę dłużej niż dotychczas. Tyle wystarczyło, aby intensywność spojrzenia wywarła na mnie wrażenie. Skupiłam się jednak na słowach bruneta, ignorując natrętne myśli. Próbowałam udawać, że oczy, które mnie taksują, należą do pospolitych.

- Mój kolejny as czeka w korytarzu, nie w rękawie. - odpowiedział niejasno.

Uniosłam jedną brew pytająco. Tuż za chwilę, usłyszałam głos, którego nie słyszałam nigdy wcześniej.

- Jestem twoim asem? - odpowiedział głos zza ściany. Opisanie go jako "męski" było niezbyt trafnym określeniem. Brzmiał chłopięco i nazbyt energicznie.

Spojrzałam na Chrisa zbita z tropu. Mężczyzna zachichotał, będąc nad wyraz wyluzowany.

- Ktoś tu jest? - powiedziałam ciszej nie wiedząc, kto przysłuchuje się naszej rozmowie.

- Chodź. - zachęcał Chris ruchem dłoni. - Nie masz czego się bać.

Podeszłam do bruneta niepewnym krokiem. Posyłał mi pokrzepiające spojrzenie, dzięki któremu zdecydowałam się przekroczyć próg sypialni.

Dostrzegłam postawną, nieznajomą postać. Pucołowata, okrągła buzia dotąd niepoznanego chłopaka wskazywała na niezbyt dojrzały wiek. Młodzieńcza twarz zdecydowanie kontrastowała z potężną sylwetką. Szerokość jego barków prześcigała nawet te należące do Chrisa. Ręce skrzyżowane na piersi dodatkowo eksponowały rosłe, wyćwiczone bicepsy. Wyglądał jak tęgi, wyrośnięty nastolatek.

„Jest człowiekiem czy Żniwiarzem?" - w głowie rozbrzmiewało mi jedno pytanie.

Gdy złapaliśmy kontakt wzrokowy, piwne oczy pojaśniały. Wyprostował się momentalnie, próbując zaprezentować swoją barczystą budowę. Przygładził już i tak idealnie ułożone karmelowe włosy, a następnie wysunął potężną dłoń w moim kierunku. Lekki, urzekający uśmiech zmusił mnie do odwzajemnienia uprzejmości.

Fate's IllusionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz