Rozdział XV

168 2 2
                                    

- Myślisz, że Chris długo będzie się na nas gniewać? - zapytałam Louisa, wchodząc do mniejszego pokoju. Chłopak siedział na łóżku, czekając aż przygotuję się do wyjścia na uczelnię. Odkąd zaczął mnie pilnować, każdy poranek wyglądał w taki sposób.

Biorąc pod uwagę fakt, że Chris wciąż kręcił się po mieszkaniu, rozmawialiśmy odrobinę ciszej.

- Co ty. Roztopiłaś go - zaśmiał się Louis. - Ma do ciebie słabość. Gdybyś się nie odezwała, nie potraktowałby mnie tak ulgowo.

- Daj spokój - żachnęłam się. Przysiadłam koło niego. - Nie mam na niego aż takiego wpływu.

- Spekulowałbym, ale nie będę się kłócić. - odpuścił, nie przestając się uśmiechać.

- Właściwie dlaczego nazwisko Chrisa oznacza „ostrze"? - zainteresowałam się. To określenie byłoby ostatnim, o którym bym pomyślała. - Nie pasuje do niego.

- Wiesz, znam go trochę dłużej i uważam, że pasuje idealnie - powiedział Louis

- Pod jakim względem? - zapytałam

- Ostrzy na ciebie ząbki - wygiął usta w głupkowatym uśmieszku.

- Młody, nie musicie przypadkiem wychodzić? - odezwał się Chris karcącym tonem. - Zamierzasz tym razem zrobić swoją robotę jak należy?

Nie miałam pojęcia, że nas słyszy.

- Ostry jak brzytwa. - podsumował Louis, wciąż szczerząc zęby.

Parsknęłam śmiechem.

- Zbieramy się. Zaczekam przed drzwiami. - Louis kiwnął głową w stronę korytarza. Przytaknęłam. Chłopak ruszył się z miejsca i zaczął zmierzać w stronę drzwi wyjściowych.

Minął Chrisa stojącego przy wejściu do sypialni i trącił zaczepnie ramieniem o jego ramię.

Chris tylko pokręcił głową, nie odzywając się.

Jego oczy spoczęły na mnie. Odwzajemniłam spojrzenie, zbliżając się do niego.

- Odpuść mu trochę. - powiedziałam z lekkim uśmiechem. - Teraz będzie chodzić jak w zegarku.

- On jest twoim ochroniarzem, a ty jego adwokatem? - odparł Chris żartobliwie, ale łagodnie. Skrzyżował ramiona i oparł się barkiem o framugę.

- Lubimy się.

- Zauważyłem.

- To źle, że lubię swojego ochroniarza?

- Bardzo dobrze. Gdyby tylko nie miał długiego jęzora...

- To ty przeprowadzałeś rekrutację. - zaznaczyłam. - Poza tym...

Uniósł brwi, wyraźnie zaciekawiony. Czekał aż dokończę zdanie.

Podeszłam bliżej. Poczułam nagły przypływ śmiałości i chęci do droczenia. Przyzwyczaiłam się do spędzania czasu we troje. Towarzystwo Louisa działało na mnie zazwyczaj pocieszająco. Jednak gdy znów zostawałam z Chrisem sam na sam zaczynałam czuć stres...i ekscytację.

Nie odrywając od niego wzroku, uśmiechnęłam się cynicznie.

- Nie powiedział nic złego... - dokończyłam sugestywnie, zbliżając się o dodatkowe pół kroku.

Zaintrygowany, obniżył brodę, aby nie przerywać kontaktu wzrokowego. Jego oczy rozbłysły czymś, czego nie doświadczyłam do tej pory. Wabiły mnie, a ja powoli opuszczałam gardę. Tempo bicia mojego serca nabrało szybkości.

Opuścił ramiona, a jego dłoń, sprowokowana skróconym dystansem, zetknęła się z moją. Opuszki palców wsunęły się między moje, zupełnie się nie spiesząc. Ruch pozostał niedokończony. Subtelne, miejscowe łaskotanie sprawiło, że mój oddech zadrżał. Ledwie wyczuwalne posunięcia kciukiem parzyły wierzch dłoni przyjemnym płomieniem. Kreślił niewidzialne linie na nadgarstku.

Fate's IllusionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz