Rozdział 25

1.3K 101 4
                                    

Chloe

Wczorajszy wieczór mimo, że ostatni jaki spędziliśmy w tym raju był naprawdę przyjemny. No może nie licząc moich obolałych stóp.

Zastanawia mnie kim jest mężczyzna, który podszedł do nas w trakcie kolacji. Miałam wrażenie, że oboje nie powiedzieli prawdy odnośnie tego skąd się znają i kim dla siebie są. Nie będę jednak naciskać. Jeśli Vincent będzie chciał się tym ze mną podzielić, to wiem, że to zrobi.

W ciągu ostatnich dni mój narzeczony pokazuje przede mną zdecydowanie więcej emocji. Dużo częściej się uśmiecha i zdarza mu się nawet wybuchać śmiechem. Zachowuje się tak jak podczas wieczoru, którego się poznaliśmy.

Budzi mnie delikatne szturchanie w ramię. Otwieram oczy i dostrzegam ciemność złamaną delikatnym żółtym światłem lampki nocnej. Mężczyzna z uśmiechem na ustach klęczy przed łóżkiem i spogląda na mnie z błyskiem w oczach, który coraz bardziej zaczynam uwielbiać.

- Vincencie? - szepczę zaspana - Coś się stało? Która jest w ogóle godzina? - ziewam i przecieram dłońmi twarz.

- Chciałbym ci coś pokazać.

- Teraz?

- Tak. Wstawaj. Jeśli nie wyjedziemy w ciągu dwudziestu minut to nie zdążymy.

- Na co nie zdążymy? Gdzie mamy jechać o tej porze?

Mężczyzna nie odpowiada na moje pytania. Uśmiecha się tylko tajemniczo i podchodzi do biurka.

- Wyskakuj z łóżka.

Pogania mnie, kiedy nadal nie wykonuję żadnego ruchu. Z ciężkim westchnieniem podnoszę się i znikam za drzwiami łazienki. Po piętnastu minutach jestem gotowa do wyjścia. Kierujemy się na hotelowy parking podziemny, a moim oczom ponownie ukazuje się motocykl, którym kilka dni wcześniej zwiedziliśmy prawie pół wyspy.

- Co ty znowu planujesz?

Patrzę na niego spod przymrużonych oczu, kiedy zapina mi kask pod szyją ze satysfakcjonującym uśmieszkiem, który nie znika odkąd wybudził mnie z cudownego snu.

- Zobaczysz.

Spogląda mi w oczy, a w jego dostrzegam jakiś dziwny błysk, który każe mi się poważnie zastanowić, czy aby to co zaczynam do niego czuć, jest na pewno jednostronne, jak mi się wcześniej wydawało.

Wsiadamy na motocykl, a ja jak zwykle przywieram do pleców mężczyzny całym swoim ciałem. Nie mam pojęcia, gdzie nas wiezie, ale oddaję mu całą kontrolę nad sytuacją. W ciągu tych kilku miesięcy mimo wszystko zdążyłam się już przekonać, że mogę mu bezgranicznie zaufać.

Wyjeżdżamy z miasta i pędzimy pustymi ciemnymi drogami wzdłuż plaży. Na niebie powoli zaczynają pojawiać się różowo żółte kolory rozświetlając taflę wody. Wzdycham i rozkoszuję się tą chwilą.

Po jakimś czasie Vincent zwalnia, zjeżdża na pobocze i parkuje motocykl dając mi znak, że nasza podróż skończona. Zeskakuję z pojazdu i rozglądam się w koło, jak zawsze mocując się z zapięciem kasku.

- Ty chyba nigdy się nie nauczysz go odpinać co?

Śmieje się brunet przyciągając mnie do siebie za szlufkę od dżinsów. Jednym ruchem odpina kask i ściąga mi go z głowy.

- Nie mogę umieć wszystkiego - śmieję się poprawiając włosy - Nie jestem aż tak idealna, choćbym nawet chciała.

- Zdecydowanie jesteś - odpowiada z pełną powagą, a jego oczy mówią mi, że mężczyzna naprawdę tak myśli. Przez chwilę wpatrujemy się w siebie z napięciem, które przerywam jako pierwsza.

Relacja z wyboru  | Dary losu #3 | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz