Rozdział 24

1.4K 103 4
                                    

Vincent

Wysiadamy z samochodu i kierujemy się do wejścia do restauracji. Przed nami idzie Gabriel trzymając za rękę Daisy, która zawzięcie mu o czymś opowiada. Kilka metrów za nimi idę ja z Chloe obejmując ją ramieniem i przyciskając do swojego ciała. Kobieta wygląda dziś oszałamiająco pięknie, a przyglądanie się jej w trakcie przygotowywań wydawało mi się najintymniejszą rzeczą jaką kiedykolwiek razem zrobiliśmy.

Nasz Hawajski wypad niestety dobiega końca i jutro musimy już wrócić do domu. Gdyby to ode mnie zależało to przedłużyłbym nasz wyjazd najlepiej o kilka miesięcy. Chloe wydaje się tutaj taka beztroska, praktycznie niczym się nie martwi, a jej jedynym problemem jest to, że nie wzięła ze sobą skrzypiec i tęskni za grą. Chciałbym, żeby ta kobieta już zawsze tak dużo się śmiała, bo dźwięk jej śmiechu jest najpiękniejszą na świecie melodią.

Wchodzimy do restauracji i kierujemy się do naszego stolika. Wyprzedzam brunetkę i odsuwam dla niej krzesło przy oknie. Kątem oka dostrzegam, że Gabe robi to samo dla swojej żony.

- Dziękuję - szepcze Chloe, kiedy siadam obok niej i automatycznie kładę dłoń na jej kolanie.

- Co zamawiamy? - pyta Daisy chwytając karę dań.

- Może najpierw zobaczysz, co w ogóle jest dostępne? - sugeruję.

- A od kiedy pan jest taki mądry panie Rex? - droczy się.

- Od zawsze, widocznie to pani ma problem z dostrzeżeniem tego - kobieta dyskretnie pokazuje mi język, czym wywołuje uśmiech na mojej twarzy.

Towarzystwo Daisy i Gaba jest jednym z niewielu, które lubię. Przy nich tak jak przy Christianie, Joshu i dziewczynach czuję się w pełni swobodnie i często dzięki nim się uśmiecham. Nie ukrywam, że reakcja Chloe na mój uśmiech jest czymś, co chciałbym oglądać już do końca życia. Kiedy kobieta go zauważa, jej oczy zaczynają błyszczeć w wyjątkowy sposób.

Składamy zamówienie, a po chwili kelner napełnia nasze kieliszki winem. Mimo tego, że jutro opuszczamy to miejsce, przy naszym stoliku panuje wesoła atmosfera. Właśnie śmiejemy się z anegdoty, którą opowiedział Gabe, kiedy obok nas zatrzymuje się mężczyzna. Spoglądam na niego, a uśmiech zamiera mi na twarzy. Łysa głowa, szerokie bary i ten specyficzny krzywy nos, który poznałbym wszędzie.

- Vincent Rex? - pyta głębokim głosem.

- Odin Evan.

Wstaję i wyciągam w jego stronę dłoń. Czuję na sobie zaskoczone spojrzenia moich towarzyszy, a w szczególności jedno.

- No weź, tak się chcesz witać ze starym kumplem? Po tym co razem przeszliśmy?

Ignoruje wyciągniętą dłoń i zamyka mnie w niedźwiedzim uścisku. Klepię go niezręcznie po plecach.

- Nie mów im - szepczę mu na ucho.

Wiem, że mężczyzna zrozumie o co mi chodzi. Oboje mamy doświadczenie w improwizacji i przekazywaniu sobie wskazówek za pomocą samych oczu i to tak, że ludzie wokół nas tego nie zauważają.

- Miło cię zobaczyć - wypuszcza mnie z objęć, a w jego spojrzeniu dostrzegam potwierdzenie i już wiem, że zorientował się, że osoby przy stoliku nie wiedzą - Kiedy my się ostatnio widzieliśmy? Chyba na spotkaniu absolwentów dziesięć lat po zakończeniu liceum prawda? - improwizuje.

- Tak, chyba tak. Zgoliłeś włosy - zauważam.

- Tak, wiesz co zaczęły mi strasznie wypadać, dlatego postanowiłem się ich pozbyć. Słyszałem, że założyłeś firmę.

Relacja z wyboru  | Dary losu #3 | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz