Rozdział trzeci

1.9K 49 12
                                    

Poprzedni dzień był dla mnie abstrakcją. Po powrocie do domu zamknęłam się w łazience i próbowałam zmyć pod prysznicem każdy dotyk, którego doświadczyłam po wyjściu ze szpitala. Po tym jak trochę się uspokoiłam, udałam się od razu do swojego pokoju, a tam zagrzebałam się w miękkiej pościeli. Trina stojąc pod drzwiami mojej sypialni, próbowała namówić mnie na rozmowę, ale wymigałam się bólem głowy, który o ironio, postanowił mi towarzyszyć dzisiejszego ranka. Nie miałam pojęcia, dlaczego moje ciało w obecności motocyklistów, zareagowało w taki sposób. Nigdy nie byłam w podobnej sytuacji i nie miałam pojęcia jak mam sobie z tym poradzić.

Mimo, że były wakacje i mogłabym pospać dłużej zerwałam się z łóżka bladym świtem, a widok kartonów zawalających cały pokój nie poprawiał mi nastroju. Postanowiłam, że to będzie zadanie na dziś. Uprzątnięcie swoich gratów.

Po porannej toalecie zeszłam do kuchni żeby napić się kawy, bo szczerze wierzyłam, że kofeina pomoże na mój ból. Na miejscu zastałam wujka, który siedział przy wyspie kuchennej, popijał kawę i czytał gazetę.

- Ranny ptaszek? – zapytał zdziwiony moim widokiem. – Nie przywykłem do tego. Trina zdecydowanie należy do przeciwnej grupy.

- Jakoś tak wyszło. – wzruszyłam ramionami i zaczęłam przeszukiwać szafki.

- Górna nad zlewem. – po słowach wujka od razu otworzyłam szafkę, o której wspomniał i uśmiechnęłam się widząc szereg kubków.

- Dzięki. – odparłam z wdzięcznością i ruszyłam z pustym naczyniem do dzbanka wypełnionego kawą. – A ty czemu jesteś tak wcześnie na nogach? – zapytałam nalewając sobie zbawiennego naparu.

- Prowadzę bar, więc spanie do późna w moim przypadku to byłoby czyste szaleństwo. W końcu ktoś musi nakarmić naszych mieszkańców. – uśmiechnął się ciepło.

- Jasne. – wzięłam łyk gorącego napoju i skrzywiłam się, bo pałał ogromną mocą. – Ale mocna.

- Kawa ma pobudzić, a nie pieścić podniebienie. – zamknął gazetę i położył ją przed sobą.

- Mówisz jak tato. – rozpromieniłam się na wspomnienie taty, który często dawał mi wykłady na temat picia kawy. – Czasami zastanawiałam się czy on w ogóle posiada kupki smakowe... Zawsze powtarzał, że nie po to stworzono czarną kawę, żeby zabielać ją mlekiem, czy też słodzić. Tak robią słabeusze, do których nie powinnam należeć. – i oczywiście nie należałam, bo piłam kawę bez zbędnych dodatków.

- Stara szkoła. – wujek z zadowoleniem wstał z miejsca i odłożył pusty kubek do zmywarki. – Jeżeli zgłodniejecie to wpadnijcie z Triną do baru. Przygotuję dla was coś specjalnego. – puścił mi oczko. – A teraz muszę już uciekać. – przytulił mnie na pożegnanie, ale odsunął się natychmiast gdy jego skóra zetknęła się z moją. – Przepraszam, dalej zapominam...

- W porządku. – widząc smutek w jego oczach zmusiłam się do uśmiechu, ale skóra paliła mnie w miejscu, które przed chwilą dotykał. – Spokojnego dnia. – rzuciłam, gdy opuszczał kuchnię.

Miałam na sobie krótkie szorty i top na ramiączkach, więc dotyk wujka czułam dosłownie wszędzie. Wychodząc do ludzi zabezpieczałam się ubraniami, ale w domu może być z tym ciężko, tym bardziej, że pogoda w tym roku szczególnie dopisuje. Nie wiem czy to zasługa tego, że znajdujemy się w Karolinie Północnej, czy po prostu matka natura postanowiła zrobić mi psikusa.

***

Do południa ciężko pracowałam nad doprowadzeniem swojego pokoju do używalnego stanu. Raz jeszcze stwierdziłam, że osoba, która mnie pakowała wykonała kawał świetnej roboty. Na początku rozpakowałam kartony z kosmetykami, pamiątkami i innymi drobnostkami. Z bólem serca postawiłam ramkę ze zdjęciem rodziców na szafce nocnej i automatycznie dotknęłam naszyjnika, który wisiał na mojej szyi. Był złoty, z zawieszką w kształcie koniczynki. Należał do mojej mamy, a ja otrzymałam go na szesnaste urodziny. Miał być moim talizmanem, który przyniesie mi szczęście.

The Road To New Life | ZAKOŃCZONE |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz