Rozdział 8

32 3 0
                                    

Mansi

4 lata temu

- Hen jedziemy nad jezioro! - krzyknął Anthony, a ja zaśmiałam się niczym małe dziecko.

- Po co? - zapytałam, mocniej wtulając się w ciało Logana. W jego ramionach było mi wyjątkowo dobrze i za wszelką cenę nie chciałam się od niego odsuwać, bo byłoby to dla mnie największą katorgą. Może i pierwszy raz byliśmy tak blisko siebie, ale ja już uzależniłam się od niego.

- Pobawić się w chowanego - odparł Nazar, wymieniając porozumiewawcze uśmiechy z Anthony'm.

- To jest zabawa dla dzieci - po raz kolejny zaśmiałam się i wyjrzałam przez okno, obserwując widok za nim. Wszędzie było pełno drzew, a niebo przybierało ciemne kolory przez znikające na horyzoncie słońce. Nagle poczułam, jak Logan nachyla głowę w stronę mojego ucha.

- Nie w naszym wydaniu misia. Poza tym Anthony ma dziś urodziny i to on decyduje, co tej nocy robimy - odparł, a ciepły oddech owiał moją skórę, powodując na niej gęsią skórkę. Odchyliłam głowę do tyłu i spojrzałam prosto w oczy Logana, które również na mnie patrzyły, a tęczówki jego oczu lśniły niebezpiecznie.

Miałam problem z oddychaniem, nie chciałam, aby ta krótka chwila, podczas której postanowił zwrócić na mnie uwagę, zniknęła. Jednak było to nieuniknione. Cała ich piątka w tym roku wyjeżdżała na studia. Żadnego z nich już miału to nie być. Może przyjeżdżaliby na wakacje i święta, ale to już nie będzie to samo. Logana nie będzie w domu, kiedy będę przychodzić do państwa Amserów na obiad. Nie będę go widywać w szkole i ukradkiem słać mu spojrzenia, nie potrafiąc oderwać od niego wzroku. Co piątek nie będą organizowane najlepsze imprezy, jakie świat widział. Mandeville już nie będzie tym samym miastem. Będzie tu za spokojnie, za cicho. To już nie będzie miasto, w którym czułabym się dobrze. Nie będę miała na co czekać, nie będę miała szans na zwrócenie na siebie uwagi Logana, bo go nie będzie.

Dalej jechaliśmy drogą prowadzącą przez las. Nazar razem z Anthonym przepychali się, Olivier probował ich uspokoić, Han skupiał się na drodze, a Logan pochłaniał wzrokiem prawie każdy fragment mojej twarzy. Nagle w głośnikach rozbrzmiała piosenka zespołu AC/DC "Highway to Hell". Moja ręka powędrowała do radia, aby pogłośnić piosenkę w tym samym czasie co ta Hana. Nasze spojrzenia spotkały się ze sobą, a na jego ustach pojawił się uśmiech. Pościł oko w moją stronę i pogłośnił radio.

- To teraz będzie jazda bez trzymanki - krzyknął Anthony i spojrzał na Nazara. - Livin' easy. Lovin' free. Season ticket on a one way ride. Askin' nothin'. Leave me be. Takin' everythin' in my stride.

Zaczął śpiewać, a zaraz po nim to samo zrobił Nazar.

- Don't need reason. Don't need rhyme. Ain't nothin' I'd rather do. Goin' down. Party time. My friends are gonna be there, too - na twarzach wszystkich pojawiły się uśmiechy. Nie wiele myśląc, palcem wskazującym kazałam wszystkim zamilknąć i pierwszą linijkę refrenu praktycznie wykrzyczałam w charakterystyczny sposób dla Rock'u.

- I'm on the highway to hell! - zaśpiewałam, w połowie słysząc, jak Anthony krzyczy "oww yea". Zachęcona jeszcze większym podekscytowaniem chłopaków zaczęłam śpiewać dalej a oni razem ze mną. - On the highway to hell. Highway to hell. I'm on the highway to hell.

- No stop signs. Speed limit. Nobody's gonna slow me down. Like a wheel. Gonna spin it. Nobody's gonna mess me around - pierwszą część kolejnej zwrotki zaśpiewał Olivier. Każde z nich wyglądało na zrelaksowane, jakby nie było nic poza naszą szóstką i samochodu, którym jechaliśmy. I chyba to właśnie dzięki temu i ja byłam w stanie się rozluźnić.

ARRIVEDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz