Rozdział 13

56 5 2
                                    

Logan
Teraźniejszość

Siedziałem w domu rodzinnym. Wiedziałem, że ojca dziś wieczorem nie będzie. Jechał ze swoją żoną i Danielem na jakąś imprezę. Ten czas postanowiłem spędzić na dokładnym przeglądaniu wszystkich rzeczy, które byłby w stanie pomóc mi odzyskać firmę. Do tej pory udało mi się znaleźć wszystkie akta firmy łącznie z jej wydatkami i przychodami. A co najważniejsze znalazłem dokumenty, które będzie musiał podpisać Daniel, aby przejąć Fine Fusion. Nie miałem zamiaru na to pozwolić. Wszystkie papiery podałem Olivierowi, a sam usiadłem do komputera.

— Po co właściwie ci ta firma? — zapytał, a ja nie unosząc na niego spojrzenia, zacząłem przeszukiwać wszystkie zapiski na komputerze ojca. Plik po pliku.

— Ten skurwiel nigdy nie był częścią naszej rodziny. W jego żyłach nie płynie ta sama krew co moich przodków. Mój pradziadek zbudował tę firmę od zera, a ja nie zamierzam pozwolić, aby dostała się w jego ręce, a on ot tak wszystko zniszczył — wyjaśniłem, odchodząc od zmysłów. Musiałem znaleźć coś, czym mógłbym  szantażować ojca. Olivier westchnął cicho i zerknął przez moje ramię.

— Aby na pewno tylko o to chodzi? — dopytywał, czym zaczynał mnie irytować. Istniał jakiś inny powód, dla którego chciałem przejąć firmę? Otóż tak. Było ich kilka — Może po prostu chcesz im udowodnić, że to ty tu rządzisz i stawiasz warunki, a oni są tylko twoimi pionkami w jakiejś dziwnej grze?

— Poniekąd — burknąłem zaskoczony jego trafnością. Dobrze wiedział, że ojciec traktował mnie za przeproszeniem jak gówno. Nigdy nie brał pod uwagę mojego zdania, nigdy nie był ze mnie dumny, a ja chciałem mu pokazać, że nie doceniał mnie. Pod wieloma względami.

— Jaki jeszcze jest powód? — zapytał, a ja uniosłem na niego spojrzenie. To wystarczyło, żeby się domyślił — Mansi.

— Studiuje prawo. Pomoże mi załatwić wszystko, aby firma przeszła w moje ręce. A muszę się do niej zbliżyć. Mam dość patrzenia jak mój ojciec próbuje ustawić jej życie z Danielem. Nie zasłużyła na to — wróciłem wzrokiem do komputera i przeczytałem pierwsze zdanie dokumentu.

Handel żywym towarem. Przychód od 31 stycznia do 31 grudnia. Suma: 20 mln dolarów

Bingo!

Od zawsze wiedziałem, że ojciec nie dorobił się takiego majtku tylko na tej firmie. Musiał maczać palce w nielegalnych rzeczach. Często znikał z domu, spędzając cały ten czas w swojej restauracji. Kolejnym dowodem były pełne plany restauracji. Wszedłem w plik o takiej samej nazwie, a moim oczom ukazało się kilkanaście stron dokumentów. Na ostatnim z nich widniało rozmieszczenie pomieszczeń pod wszystkimi restauracjami, jakie zostały wybudowane w całych stanach. Opisy pomieszczeń przeznaczonych do jednej rzeczy. Miejsca, w których trzymano ludzi w niewoli.

Na ten widok moje usta wygięły się w uśmiechu samozadowolenia i satysfakcji. Zginiesz w pierdlu skurwysynie.

Olivier za mną również patrzył na pliki z szokiem wymalowanym na twarzy. Nie dziwiłem się mu. Też bym tak zareagował na jego miejscu.

— Twój ojciec? — zapytał, domyślając się wszystkiego. Nieznacznie pokiwałem głową, robiąc wszystkiemu zdjęcia. Strona po stronie. Musiałem mieć dowody na jego przestępstwa, a nie mogłem zostawić po sobie śladów.

— Na to wygląda Olivier — odparłem jedynie, wyłączając komputer, kiedy skończyłem zbierać wszystkie dowody. Kilka lat temu było głośno w naszym mieście o handlu ludźmi. Wymieniali jakiś nazwiska, ale dowodów na to nigdy nie znaleźli, a wszystkie oskarżone osoby zwolniono z aresztu. Kilku policjantów straciło pracę w tym oficer Cambell.

ARRIVEDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz