25. Sposób na autodestrukcję.

281 10 5
                                    

Nicole

— Tato? — Na dźwięk głosu syna uniósł głowę znad filiżanki kawy. — To Nicole. Opowiadałem ci o niej.

Uśmiechnęłam się nieśmiało, czując jak oddech grzęźnie mi w gardle, kiedy mężczyzna zlustrował mnie spojrzeniem. Ono nie było oceniające, a bardziej… Jakby był po prostu zaintrygowany. Gavin Warren był postawnym brunetem. Lekki zarost na jego twarzy dawał mu zalążek stylu eleganckiego. Niebieskie oczy, które były tak bardzo podobne do tych, które posiadają chłopaki patrzyły na mnie przenikliwie. Widać było, że odziedziczyli po nim większość urody. Byli jego młodszym odbiciem lustrzanym.

— Dzień dobry — przemówiłam słabo. — Miło mi pana poznać.

Podwinęłam palce u stóp, gdy wstał i zbliżył się do mnie powolnym krokiem. Wyciągnął w moim kierunku rękę, a gdy uniósł kąciki ust moje zdenerwowanie natychmiast wyparowało. Uścisnęłam jego dłoń.

— Mi ciebie również miło poznać, Nicole.

— Tato — odezwał się blondyn. — Muszę pojechać do warsztatu. Kontrolka mi się zaświeciła. Na dworze jest zimno, więc pomyślałem, że podczas mojej nieobecności Nicole zostanie u nas w domu.

Nie byłam zadowolona z jego planu, ale nie miałam innego wyjścia. Na dworze było strasznie zimno, zważywszy na to, że zaczął się grudzień, i choć śniegu było mniej niż mąki w opakowaniu, to nadal temperatura dawała ludziom w kość.

— Jasne. — Skinął głową do syna. — Tylko uważaj na drodze, jest ślisko. — Potem skierował na mnie swoją uwagę. — Zrobię herbaty. Napijesz się?

— Z chęcią.

Ciepła herbata w takie dni była wybawieniem.

— To ja za niedługo wracam — powiadomił nas Wes, po czym cmoknął mnie w policzek. Ruch  był szybki i czuły, to bardziej było sekundowe muśnięcie wargami mojej skóry, aczkolwiek zrobiło mi się przyjemnie na ten gest.

Zasiadłam przy stole kuchennym, splatając ze sobą palce. Zdzierałam skórki przy kciuku, gdy obserwowałam, jak pan Gavin nastawia wodę w czajniku elektrycznym.

— Nie musisz się przy mnie stresować — odrzekł, gdy zasiadł po przeciwnej stronie stołu, podsuwając mi pod nos kubek z SpongeBobem.

— Nie stresuję się, proszę pana.

Mężczyzna upił łyk kawy, więc zrobiłam to samo ze swoją zawartością kubka, czując jak ciepło rozlewa mi się po przełyku i żołądku.

— Skubiesz skórki przy paznokciach — zauważył, uśmiechając się do mnie z politowaniem.

Natychmiast schowałam dłonie pod blat.

— Przepraszam, nawyk.

— Nie szkodzi.

Nie czułam się niezręcznie przy ojcu bliźniaków. Mężczyzna miał coś, co skutkowało, że człowiek chciał z nim przebywać z powodu poczuciu bezpieczeństwa, jakie zapewniał własną osobą. Może dlatego zaczęłam tą rozmowę?

— Jest pan policjantem, prawda? — zapytałam, biorąc łyk naparu.

— Tak.

W jego oczach widziałam iskierki rozbawienia.

— Wiem, że pana nie było jeszcze na tutejszym komisariacie, gdy rozpoczęła się sprawa mojego taty, ale… — urwałam, widząc jak rozbawienie znika z jego twarzy.

Pan Warren westchnął i pokręcił głową.

— Znam sprawę twojego ojca, Nicole. To małe miasto, więc nie musiałem być policjantem, żeby znać informację na temat seryjnego mordercy.

Krew DiabłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz