31. Coś mocniejszego.

245 9 10
                                    

Nicholas

Wbiłem igłę w zgięciu łokcia, czując jak trucizna toczy się po żyłach. Odchyliłem głowę, uderzając potylicą o ścianę. Zacisnąłem powieki, rozkoszując się błogim uczuciem unoszenia się nad ziemią.

Informacja o matce przelała czarę goryczy. Musiałem sobie ulżyć. Musiałem poczuć się lepiej. Zioło nie pomagało. Fajki i alkohol były za słabe, żeby wspomóc moją psychikę z zaakceptowaniem wszystkiego, co się dzieje.

Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że ten jeden raz doprowadzi do czegoś więcej, do czegoś, co doprowadzi moje rodzeństwo do zguby.

Odlot spowodował, że tamtej nocy spałem spokojnie, choć organizm działał na najwyższych obrotach. Czułem… Czułem się dobrze, zważywszy na smutny fakt, że musiałem wziąć fentanyl, aby zaznać tego doznania.

Poranek następnego dnia był gorszy, niż myślałem. Głowa mnie bolała, przypominając jakby ktoś ciął mi czaszkę na pół nożem do masła. Kości odrywały mi się od mięśni, powodując dreszcze na całym ciele. Pot spływał mi, z każdego zakamarka ciała. Nawet w miejscach, których bym nie podejrzewał.

Ubrałem się w dresy, choć przychodziło mi to z trudem, po czym wyszedłem z pokoju, pilnując żeby na nikogo się nie natknąć. Potrzebowałem się przewietrzyć, a prawdopodobnie, gdyby mnie ktoś zobaczył, nie pozwoliłby na to. Podejrzewam nawet, że Elliot przygwoździłby mnie do kaloryfera. Zszedłem ze schodów, a następnie narzuciłem kurtkę na siebie i wcisnąłem stopy w adidasy. Zanim wyszedłem upewniłem się, że wszystko ze sobą mam, po czym przekręciłem kluczyk w drzwiach. Skrzywiłem się, gdy one lekko skrzypnęły.

— O! Hej. — Wziąłem głęboki wdech, słysząc głos brata. — Gdzie wychodzisz tak wcześnie?

Odwróciłem się na pięcie w jego stronę, próbując nie udusić go gołymi rękami. Elliot opierał się bokiem o futrynę w drzwiach do kuchni z filiżanką w ręku. Patrzył na mnie podejrzliwie, wyglądając jak cholerny ojczulek. Uniósł brwi, gdy upił łyk kawy, sądząc to po charakterystycznym zapachu, który rozniósł się po korytarzu.

— Eeee… — Podrapałem się nad uchem. — Na spacer? — Bardziej zabrzmiało, to jak pytanie niż odpowiedź.

Odbił się od ściany, zbliżając się, i patrząc na mnie spod przymrużonych powiek.

— Dobrze się czujesz? — zapytał, gdy stanął kilka centymetrów ode mnie. Czułem od niego świeży zapach żelu pod prysznic, więc brał go dość niedawno.

— Zawsze dobrze się czuje. — Wzruszyłem ramionami.

Zmarszczył czoło, po czym przejechał ręką po włosach.

— Słuchaj no…

— Co? — przerwałem jego tyradę. — Chcesz pogadać o wczorajszym? Nie trzeba.

— Nicholas… — westchnął, kładąc dłoń na moim barku. — Następnie dni będą ciężkie — zauważył. — Nie chcę, żeby któreś z was musiało przeżywać, to wszystko samemu.

Mój nerw na niego ociupinkę złagodniał. Elliot zawsze brał do siebie nasze samopoczucie.

— Gdzie Brooke? — zmieniłem temat.

— Na górze. Śpi — odpowiedział, opuszczając rękę. Wyglądał na rozczarowanego. — Przyjechała wczoraj w nocy, aby mnie wesprzeć.

— Fajnie.

Zerwałem z nim kontakt wzrokowy, wbijając wzrok w ścianę za nim. Trzeba będzie ją niedługo przemalować, aby nie było brudnych plam.

— Nicholas?

Krew DiabłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz