35. Dzieci są okrutne.

276 11 20
                                    

Elliot

Ojciec wyszedł z więzienia piątego stycznia. Wrócił, ale nie zamierzałem go sprowadzać z powrotem. Nie po tym, co usłyszałem. Już nie mówię o tym, że zdradził matkę, a o tym, że manipulował Nicole. Wiedział, że ona zrobi dla niego wszystko i to wykorzystał dla własnego zysku. Zniszczył ją. Zniszczył nas wszystkich.

Stukałem palcami o kierownicę, czekając przed murami więzienia. Sam. Nie zamierzałem brać ze sobą Deana, a tym bardziej Nicole. Przygryzłem wnętrze policzka, aby się uspokoić, gdy brama się otworzyła, a w niej stanął jeden z pracowników z ojcem.

Wziąłem głęboki wdech i wyszedłem z auta, trzaskając drzwiami, choć zazwyczaj tego nienawidziłem.

— Synu…

— Nie nazywaj mnie tak — przerwałem mu, podchodząc do niego szybkim krokiem. Zamachnąłem się i rzuciłem w niego kluczykami, a one odbiły się od jego klatki piersiowej. — Masz i się udław. Znaj moją dobroduszność.

Spojrzał na mnie z dezorientacją.

— No masz. — Wskazałem na kluczyki, leżące pod jego stopami.

— Co to? — zapytał, marszcząc brwi. Pochylił się, a torba z jego ramienia upadła na beton.

Podniósł przedmiot, którym w niego rzuciłem.

— Klucze do mieszkania — wyjaśniłem. — Nie masz wstępu do naszego domu. Poprawka, mojego od wczoraj.

— Słucham? — Wytrzeszczył oczy, wyglądając na wściekłego.

— To co słyszałeś. Nie możesz się do nas zbliżać, zrozumiałeś? Dobrze, że mam dobre serce i kupiłem ci mieszkanie, żebyś po wyjściu z więzienia nie mieszkał pod mostem, ale to tyle — Założyłem ramiona na torsie. — Walczę o to, żeby zostać prawnym opiekunem Deana. Z bliźniakami będzie łatwiej, bo za miesiąc kończą osiemnaście lat.

— Co ty wygadujesz, Elliot! — zagrzmiał, robiąc się cały czerwony na twarzy. — Jestem twoim ojcem.

— Już dawno przestałeś nim być.

Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem do samochodu.

— Nie masz prawa odebrać mi możliwości do spotykania dzieci! — krzyknął za mną.

— Sam sobie je odebrałeś! — odkrzyknąłem, pokazując mu środkowy palec.

Wgramoliłem się na siedzenie kierowcy i odjechałem z piskiem opon.

Matka była w areszcie śledczym do czasu procesu, który odbędzie się dopiero za kilka miesięcy. Nicholas nadal się nie obudził, choć miał odruchy. Zaciskał palce, czy ruszał powiekami, ale to tyle. Lekarze mówili, że to nic nie znaczy, ale chciałem trzymać się nadziei, że to jakiś tam postęp. Święta Bożego Narodzenia i sylwestra spędziliśmy u Nicholasa w szpitalu. Dean nadal miał koszmary, a Nicole udawała, że nic się nie dzieje, choć wiedziałem, że tak nie jest. Więc jak to określić…? Było do kitu.
                          
                         ***
Przemierzałem drogę, już znanym mi korytarzem. Pchnąłem drzwi do sali.

— Cześć, braci… — przerwałem, gdy zobaczyłem dziewczynę przy jego łóżku.

Siedziała na taborecie i rysowała coś na kartce, opowiadając mu jakąś baśnie z braci Grimm.

Odchrząknąłem, dając o sobie znać.

Dziewczyna o kasztanowym kolorze włosów, zerknęła na mnie przez ramię, po czym uśmiechnęła się z wdziękiem.

Krew DiabłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz