Aiden
Nie powinien jej o tym mówić. Teraz zacznie patrzeć na mnie inaczej. Jak na złamanego chłopca. Jak na kogoś słabego i zepsutego.
Nie mam pojęcia dlaczego wyznałem Nicole prawdę. Miałem wrażenie… Czułem, że mogę się przed nią otworzyć. A może potrzebowałem takiej osoby? Wiem, że mam wsparcie od Wesa i taty, ale to… Jest dziwne? Nie chcę mówić im o osobie, którą wcześniej kochali, gdy jeszcze nie znali prawdy. Dla nich była żoną i matką, a dla mnie była potworem.
A teraz?
Byłem bezpieczny, a jednak co noc, gdy zamykałem oczy przychodziła do mnie jak duch. Oto duch był koszmarem małego dziecka, którym kiedyś byłem, a teraz jest zjawą bolesnych wspomnień, które zżerają moje życie od wewnątrz.
Czułem pustkę. Tata mówił, że przeprowadzka dobrze nam wszystkim zrobi, ale ja nic nie czułem. Wegetowałem. Do czasu, gdy zobaczyłem te piękne, szafirowe oczy, które były pełne bólu, ale i nadziei. Właśnie ta oto nadzieja była moim zapalnikiem do walki o lepsze jutro. Nicole była inna. Była… dobrą duszą. Choć czasami próbowała zgrywać dziewczynę bez emocji. Coś mnie do niej przyciągało. Mojego brata chyba też, bo ostatnio tylko o niej rozmawiał. Nicole to, Nicole tamto. Znamy historię jej rodziny, ale nas to kompletnie nie obchodziło. Może dlatego, iż wiemy, że czasami niektóre sprawy są inne niż na pierwszy rzut oka mogą się wydawać. Wkurzałem się na ludzi, którzy podchodzili do nas pierwszego dnia w szkole i mówili, żebyśmy trzymali się od rodzeństwa Valentine z daleka. Bo tak naprawdę oni wszyscy ich nie znają. Nikt nie zna. A nawet jeśli ich ojciec to zrobił, to nie była ich wina.
— Aiden? Mogę wejść? — Usłyszałem ojcowski głos za drzwiami do mojego pokoju.
Wywróciłem oczami, po czym przewróciłem się na brzuch, wbijając wzrok w ścianę.
— Aiden?! — Jego głos zadrżał, gdy otworzył z impetem drzwi, a potem wypuścił głośne westchnienie ulgi. — Dlaczego nie odpowiadasz? — Jego ciche kroki po panelach przebiły moje bębenki, a następnie poczułem jak materac się pode mną ugina. — Wszystko w porządku, synu?
— Gdy nie odpowiadam, to znaczy, że chce zostać sam. — Wymamrotałem, patrząc na szarą ścianę mojego pokoju.
Gavin Warren westchnął, po czym położył mi dłoń na ramieniu.
— Wes, gdzieś poszedł. — Oznajmił.
— No i? — Wzruszyłem ramionami, a ręką ojca opadła bezwładnie na materac.
— Dlaczego nie poszedłeś z nim?
— To, że jesteśmy bliźniakami nie oznacza, że będziemy wszędzie ze sobą łazić. — Burknąłem.
Chwila ciszy.
— Coś chciałeś? — Zapytałem po kilku minutach milczenia.
— Uciekłeś z lekcji. — Powiedział, a mnie zmroziło. Jest zły? — Nie jestem zły. — Jednak nie. — Tylko chciałbym wiedzieć, czy coś się stało w szkole?
W końcu odwróciłem się w jego stronę, wpatrując się w zmartwione, niebieskie oczy ojca.
— Nie. — Wyszeptałem, po czym dodałem głośniej. — Nie mi, w każdym razie.
— Mógłbym jakoś pomóc?
— Tato, przestań. — Odparłem stanowczo. — Jestem zmęczony. Mogę iść spać?
— Jasne, tylko… — Uciął, wstając. — Powiedz mi tylko, czy wszystko okej?
— Tak, nie martw się o mnie. — Podłożyłem dłoń pod policzek.
![](https://img.wattpad.com/cover/363407860-288-k226950.jpg)
CZYTASZ
Krew Diabła ( Błędy)
RomanceOpowieść o rodzeństwie, którzy wspólnie muszą walczyć z własnymi demonami. O mroku, który krąży wokół nich. O ich wspólnej miłości. Historia o pierwszym zakochaniu się, zbrodniach, złych decyzjach i dorastaniu. Rodzeństwo Valentine musi zacząć żyć...