14. Dzieci Valentine.

572 14 10
                                    

Elliot

Czekałem przed domem Brooke, rozmyślając jakbym mógł rozwiązać naszą sprawę. Sprawę? Można w ogóle, to tak nazwać? Zważywszy na fakt, że mówimy o naszych uczuciach i moich koszmarnych, debilnym, nierozważnych błędach.
Już nie mówię o tym, że ją pocałowałem, ale o tym, iż zachowałem się jak ostatni kretyn, mówiąc jej coś, co nie było nawet po części prawdą. Cholera! Pragnąłem tego pocałunku. Pragnąłem jej. Całej. Chciałem, aby była moja. Tak po prostu. Chciałem, aby nazwała mnie swoim. Jednak się bałem. Brooke nie zasłużyła, aby mieć łatkę dziewczyny syna mordercy. Choćby to coś zmieniło cokolwiek. Jakby nie patrzeć ludzie i tak gadają, że Brooke Evans zadaje się z synem Samuela Valentine. Mężczyzna, który zabił, aż sześć kobiet. Seryjny morderca, który wpychał ofiarom róże do ust. Liczę do trzech, spinając pośladki, aby wyjść z tego zakichanego samochodu. Przekląłem w myślach Nicholasa, który rano zabrał mój samochód, aby odwieść Dean do Connora, gdy zauważyłem puszkę energetyka na miejscu pasażera. Co za cholerny dzieciak! Zacisnąłem ręce na kierownicy do tego stopnia, że knykcie mi zbielały. Wziąłem głęboki wdech, po czym sięgnąłem do tylnych foteli, aby wziąć niebieskie róże. Jak słyszę słowo róża, zbiera mi się na wymioty od czasu aresztowania ojca. Jednakże wiem, że Brooke je uwielbiała. W dodatku niebieskie, które odzwierciedlają coś naszego. Raz je zobaczyła, gdy przechodziliśmy koło kwiaciarni i natychmiast się w nich zakochała, więc stwierdziłem, że to dobry pomysł, aby kupić jej właśnie oto, te kwiaty.

Zatrzasnąłem drzwi od auta i z bukietem w ręku poszedłem przed siebie. Serce biło mi jak młotem, gdy zapukałem do drewnianych, białych drzwi z szybą po środku. Przystępowałem nogi na nogę, czując jak woda z łodyg leci mi po nadgarstkach, mocząc rękawy mojej czarnej koszuli.

— Dzień dobry. — Przywitałem się, gdy mama dziewczyny otworzyła mi drzwi. — Jest Brooke?

Kobieta, choć miała takie same włosy, co jej córka kompletnie nie była do niej podobna. Brooke zawsze była wierną kopią swojego taty. I nie patrzę już przez pryzmat tego samego koloru oczu, ale o rysach twarzy i w sposobie, jakim marszczy nos, gdy się uśmiecha. Kate, bo tak ma na imię pani Evans, patrzyła na mnie przeszywającym wzrokiem jej niebieskich tęczówek. Nie mam pojęcia, czy była bardziej szokowania, czy przerażona. Od czasu, kiedy ojciec został aresztowany nie widziałem się z Brooke w jej rodzinnym domu. Jedynie u mnie, albo gdzieś na mieście i w szkole. Nigdy nie pytałem z jakiego powodu nie mogłem do niej przychodzić. Powinienem był się o to zapytać.

— Jest. — Chrząknęła, a gdy uniosłem lekko wargi w górę ona stanowczo położyła mi dłoń na piersi, jakby zatrzymując mnie przed wejściem do domu. — Ale nie powinieneś tu być.

Ściągnąłem brwi.

— Chciałbym porozmawiać z Brooke. Ostatnio się pokłóciliśmy i…

— Mamo? Kto przyszedł?

Zachłysnąłem się powietrzem, gdy przed moimi oczami pojawiła się dziewczyna w satynowej, czarnej piżamie. Włosy miała spięte w luźnego, lekko rozwalonego już koka, jakby przez wiele godzin leżała na łóżku. Pierdziele to wszystko. Ona jest za piękna, żeby uspokajać moje zwierzęce instynkty. Gdy mnie zobaczyła rozchyliła usta i poprawiła zsuwające się z nosa okulary. Zbiegła ze schodów, zatrzymując się tuż przed moją klatką piersiową. Patrzyła mi w oczy, a ja nie mogłem oderwać się od podziwiania jej pięknej twarzy.

— Brooke, chodź do domu. — Rozkazała jej matka, a moja zmarszczka na czole się pogłębiła.

— Co ty tu robisz? — Zapytała, lekceważąc słowa swojej rodzicielki.

Przyłożyłem trzęsącą się dłoń na kark i nerwowo się zaśmiałem.

— P… Przyszedłem cię przeprosić. — Wykrztusiłem, wyciągając w jej kierunku kwiaty. — Nie żałuję. — Powiedziałem, wiedząc, że będzie wiedziała o co mi chodziło. — Niczego. — Dodałem, wypuszczając powietrze z płuc.

Krew Diabła ( Błędy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz