Rozdział XIV

24 4 0
                                    

W tej straszliwej chwili, uwięziona w ścisku tytana, czułam, jak moje życie zawisło na włosku. Palce potwora coraz bardziej się zaciskały, powoli pozbawiając mnie możliwości oddychania. Wokół mnie panowała cisza, tylko wewnątrz mojej głowy słyszałam pulsujący szmer krwi, która zalewała mi zatokę nosową. Czułam, jak ciepła krew spływa po moim podgardlu, a jednocześnie miałam wrażenie, że mój umysł zaczyna się mroczyć. Brak tlenu sprawiał, że moje myśli stawały się zamglone, a instynktownie próbowałam walczyć o każdy oddech.

Palce tytana wciąż się zaciskały, moje ciało stawało się bezsilne w jego potężnym chwycie. Słyszałam pękanie swoich kości ale nie byłam w stanie poczuć gdzie. Poczułam, że moje siły opadają, a desperacko starałam się utrzymać świadomość, wiedząc, że każda chwila mogła być moją ostatnią. Mimo desperackich wysiłków, moje próby wbijania ostrza w dłoń tytana nie przynosiły żadnych efektów. Potwór trzymał mnie zbyt mocno, a jego skóra była zbyt twarda, by cokolwiek przebić. Moje siły słabły, a krwawienie z nosa nasilało się, co dodatkowo osłabiało mnie w tej beznadziejnej sytuacji.

- ...uma - usłyszałam nagle, jakby z dala.

- AYAKI! - krzyknął ktoś głośno. - Jeszcze chwila. Zobaczysz, będzie dobrze.

Usłyszałam te słowa jak przez mgłę. Lecz ten głos wydał mi się znajomy. Niedługo po tym jak zaczęłam tracić przytomność zobaczyłam białe światło. Coś się stało że tytanka mnie wypuściła z rąk i uciekła, a ja bez sił zaczęłam spadał ku ziemi. Poczułam, jak moje ciało powoli traci kontakt z rzeczywistością. Światło białe rozszerzyło się w moim polu widzenia, a ja czułam, jakbym unoszona była w powietrzu. Ktoś, musiał teraz interweniować. Zobaczyłam sylwetkę zbliżającą się szybko, a następnie czarność otuliła moje zmysły.

Kiedy odzyskałam przytomność, leżałam na miękkiej trawie. Moje ciało było niesamowicie osłabione, a próby ruszenia nogą czy ręką nie przynosiły rezultatu. Czułam, że krwotok z nosa nadal trochę się sączył, co sugerowało, że miałam wciąż kłopoty zdrowotne po dramatycznych wydarzeniach z tytanem.
Obok mnie stał Levi, patrząc na mnie z troską i koncentracją. Jego obecność była dla mnie dużym wsparciem, ale wiedziałam, że muszę jak najszybciej uzyskać pomoc medyczną.

-Levi... - próbowałam powiedzieć bez namysłu, ale moje gardło było sucho, a słowa wypływały z trudem.

- Spokojnie, Ayaki. Nie ruszaj się. Pomoc jest już w drodze - odpowiedział Levi.

Patrząc w oczy Levi'ego, widząc w nich miękkość i troskę, poczułam, że to był pierwszy raz, kiedy tak jasno ujrzałam jego inne uczucia. W tym momencie, leżąc na trawie, nie mogąc się ruszać, jedyną myślą, która przychodziła mi do głowy, było pragnienie przytulenia go. Nie wiedziałam, skąd to pochodziło, ale poczułam, że to jest coś, co muszę zrobić. Czułam ból i wyczerpanie, ale jednocześnie wiedziałam, że Levi jest tu obok mnie, gotowy do pomocy. To uczucie spokoju i bezpieczeństwa powodowało, że moje pragnienie bliskości stawało się coraz silniejsze.

- Kapralu... - próbowałam znowu coś powiedzieć, ale nagle zaczęłam kaszleć krwią. Było to przerażające doświadczenie, które dodatkowo osłabiało mnie.

Levi po prostu usiadł obok mnie i patrzył z troską, a jego spokojne słowa brzmiały jak balsam dla mojej rozdrażnionej duszy.

- Lepiej nic nie mów teraz - powiedział delikatnie, patrząc na mnie z miękkością w oczach. Ostatkiem sił zmusiłam się do tego by złapać go za rękę.

- Dziękuję za wszystko, Kapralu - wyszeptałam cicho, czując, jak moje ciało wciąż jest słabe i wyczerpane.

Levi spojrzał na mnie, a jego ręka odpowiedziała na moje chwycenie, dając mi poczucie stabilności i wsparcia. Zakotwiczeni w tym momencie ciszy i spokoju, poczułam, że nawet w najtrudniejszych chwilach mogę liczyć na wsparcie Levi'ego. Po paru minutach zaczęło mi się robić zimno a nadal nie było widać wozu. Zaczęłam się niepokoić, bo w takim stanie potrzebowałam pilnej opieki medycznej.

- Kapralu... - zawołałam, próbując zwrócić jego uwagę.

Moje ciało drżało z zimna, a wściekły tytan cały czas mógł wrócić. Levi spojrzał na mnie i zrozumiał moje zmartwienie. Delikatnie przykrył mnie swoją zieloną peleryną zwiadowcy, która zapewniała ciepło i ochronę przed wiatrem. Poczułam natychmiastową ulgę, gdy ciepło zaczerpnęło mnie w swoje objęcia.

- Nie martw się - powiedział spokojnie. - Pomoc niedługo przyjdzie. Musimy tylko wytrzymać jeszcze chwilę - po jego słowach usłyszeliśmy rżenie koni.

Zwiadowcy, którzy byli odpowiedzialni za pomoc medyczną zaczęli szybko bandażować moje rany, które nawet zaczęły pobolewać. Ich doświadczenie i szybkość działania dawały mi nadzieję na pełny powrót do zdrowia.
Levi stał obok, patrząc na całą sytuację z zainteresowaniem, ale także z wyraźnym poczuciem ulgi. Jego obecność wciąż sprawiała, że czułam się bezpieczniej, nawet gdy wokół nas wszystko działo się tak szybko i dynamicznie.

- Dziękuję wszystkim - powiedziałam cicho, czując wdzięczność wobec zwiadowców za ich szybką reakcję i profesjonalizm.

Levi kiwnął tylko głową w odpowiedzi, a jego spojrzenie nadal promieniowało troską i wsparciem. Gdy zwiadowcy wnieśli mnie na wóz do Leviego podleciałam Petra.

- Mówiłam, że nie będzie w tym dobra - rzekła, patrząc na mnie z wyrazem lekkiego lekceważenia.

Levi spojrzał na nią obojętnie, ale zanim mógł coś odpowiedzieć, zwiadowcy już przygotowali mnie do transportu. Czułam się zmęczona i słaba, ale przynajmniej wiedziałam, że teraz będę pod opieką medyczną.

- Dziękuję, Petro - powiedziałam z uśmiechem, pomimo bólu i zmęczenia. - Twój sceptycyzm jest zrozumiały, ale jestem wdzięczna za każde wsparcie.

To, co powiedziałam, było dla Petry jakby kroplą, która przelewała czarę jej frustracji. Jej spojrzenie zdradzało, że jej słowa miały być ostrzejsze, miały wywołać konfrontację. Teraz jednak zdała sobie sprawę, że nie zdołała mnie przekonać ani zmienić mojej postawy. Petra tylko westchnęła cicho i obróciła się, aby odejść. Jej zasłonięta twarz włosami i szybki odlot sugerowały, że miała mieszane uczucia wobec całej sytuacji. Levi natomiast skoncentrował się na prowadzeniu eskorty i bezpieczeństwie mojego transportu, a jego obecność wciąż dawała mi pewność, że jestem w dobrych rękach.

Zamknęłam na chwilę oczy, oddychając głęboko, starając się zapanować nad bólem i wyczerpaniem. Nagle usłyszałam rżenie koni i dźwięk szybkiego galopu. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że do wozu doskoczyli Mikasa, Eren i Armin.

- Ayaki! - zawołał Eren, jego twarz wyrażała niepokój. - Jak się czujesz?

Mikasa, z wyrazem determinacji na twarzy, od razu oceniła moją sytuację. Armin, chociaż wyraźnie zmartwiony, próbował zachować spokój.

- Umm... Mogło być lepiej - ledwo mogłam mówić, ale starałam się uśmiechnąć, by uspokoić ich trochę. Mikasa pochyliła się nade mną, a jej twarz wyrażała troskę.

- Nie martw się, Ayaki. Zajmiemy się tobą - dziewczyna chciała mnie przytulić przez wóz lecz szybko kiwnęłam głową na nie.

- Spokojnie, Mikasa - szepnęłam, starając się utrzymać głos stabilny. - Wystarczy, że tu jesteście.

Eren i Armin patrzyli na nas, gotowi do działania. Levi skinął głową w stronę zwiadowców, dając sygnał do ruszenia. Zwiadowcy zaczęli poruszać wozem, a konni eskortowali nas z każdej strony. Eren, Mikasa i Armin trzymali się blisko, gotowi do walki w razie potrzeby. Czułam ból i zmęczenie, ale świadomość, że mam wokół siebie przyjaciół i wsparcie, dodawała mi sił. Ostatni raz chciałam spojrzeć na Leviego ale jechał na przodzie a ja miałam tylko spojrzenie na tych co jechali z tyłu. Droga do miasta wydawała się ciągnąć w nieskończoność, ale obecność moich przyjaciół sprawiała, że każdy metr stawał się trochę łatwiejszy do przetrwania. Czułam, jak powoli odpływam w półświadomy stan, ale ciepło ich troski trzymało mnie przy życiu. Jednak po pewnym czasie zmęczenie wzięło górę, a ja zamknęłam oczy.

Głosy moich towarzyszy stawały się coraz bardziej odległe, a ja odpływałam w ciemność. Ostatnia myśl, jaka przemknęła mi przez głowę, to, że jestem bezpieczna. Byłam otoczona przez ludzi, którzy się mną przejmowali i którzy walczyli, bym ja mogła żyć...

Czy My Możemy Tak... // Levi AckermanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz