Dziewczyna słuchała mnie z nieukrywanym zaciekawieniem. Gdy zakończyłam swoją opowieść, ze zdumieniem zauważyłam, że minęła już godzina.
- Kurde, muszę lecieć - powiedziałam, zrywając się spod drzewa, pod którym siedziałyśmy.
- Ale po co?
- Jak to po co? Do kaprala - odparłam, machając na pożegnanie Mikasie, po czym ruszyłam w stronę biura Leviego.
Choć nie znałam dokładnej drogi, jakimś cudem dotarłam tam bez przeszkód, jakby prowadziła mnie niewidzialna siła. Zapukałam cicho do drzwi.
- Wejść - zabrzmiał stanowczy głos zza drzwi.
Otworzyłam je niepewnie, a moim oczom ukazał się kapral pochylony nad stosem papierów, które podpisywał z niezmierną koncentracją. Nawet nie zaszczycił mnie spojrzeniem. Dopiero gdy zamknęłam drzwi, uniósł wzrok znad dokumentów.
- Emmm... Miałam przyjść.
- Wiem, mam 30 lat, ale to nie oznacza, że cierpię na alzheimera - odparł, odkładając pióro - Jesteś najlepsza z grupy - dodał, biorąc do ręki jedną z kartek - Po przeanalizowaniu wszystkich plusów i minusów, punktów, jakie zapisałem, i jakie otrzymałem... - zawiesił głos, jakby się zamyślił - wybrałem ciebie do swojej drużyny. I nie chcę słyszeć, że nie, bo coś tam - prychnął, wstając od biurka i zbliżając się do mnie powoli - Przyda mi się ktoś taki jak ty.
- Ale ja nie chcę bez...
- Bez swoich znajomych? - dokończył moje pytanie.
- Tak...
Levi spojrzał mi głęboko w oczy, a po chwili oboje odwróciliśmy wzrok.
- Powiedz swoim znajomym, że ich też biorę. Ale to na doczepkę do ciebie - westchnął ciężko.
- Spakujcie się, bo pojutrze wyjeżdżam, a wy jedziecie ze mną. A teraz możesz odejść - wrócił na swoje miejsce i zaczął przeszukiwać papiery.
- Do widzenia - wyszeptałam, wychodząc z jego biura z sercem bijącym mocno z ekscytacji. W końcu dotarłam do swojego celu. Wybrał mnie do swojego oddziału. Byłam niezmiernie szczęśliwa. Nie mogłam się doczekać pierwszej misji, a także miałam nadzieję lepiej poznać kaprala. W końcu będę miała ku temu okazję.
„Już niedługo,” pomyślałam, pełna nadziei.
Minęły dwa dni, odkąd dowiedziałam się, że kapral Levi wybrał mnie do swojego oddziału. Mieliśmy już jedną misję za sobą – kapral chciał sprawdzić nasze umiejętności w praktyce. Stanęliśmy twarzą w twarz z tytanami i zdołaliśmy ich pokonać. W dniu wyprawy Levi nakazał nam trzymać się grupy, aby nikt się nie zgubił i by w razie potrzeby można było szybko udzielić pomocy. Teraz siedziałam na przydzielonym mi koniu i obserwowałam Leviego. Promienie słońca odbijały się od jego czarnych jak smoła włosów, a ja miałam idealny widok, jadąc tuż za nim. Patrzyłam na niego, zatopiona w myślach, nie słysząc nawet, gdy Eren próbował ze mną rozmawiać. Kiedy zorientował się, że go ignoruję, przerwał swoją wypowiedź i spojrzał w to samo miejsce, co ja.
W końcu kapral poczuł na sobie nasze spojrzenia i odwrócił głowę w naszą stronę.
– Mam coś na plecach? – spytał ironicznie, ale jednak oczekiwał odpowiedzi.
– Emmm... – zaczął Eren, wyraźnie zaskoczony.
– Nie, nie – odpowiedziałam szybko. – Po prostu zamyśliliśmy się i patrzyliśmy przed siebie, nie na pana kaprala.
Levi kiwnął głową i ponownie skierował wzrok przed siebie, nie komentując więcej. Cały oddział podążał za nim w milczeniu, a ja, jadąc tuż za nim, nie mogłam oderwać oczu od jego sylwetki, której cień rysował się wyraźnie na tle skąpanej w słońcu drogi. W mojej głowie kłębiły się myśli i emocje – ekscytacja, niepewność i nieodparte pragnienie udowodnienia swojej wartości. W końcu miałam szansę walczyć u boku legendarnego kaprala, a każde jego polecenie, każdy jego gest, zdawał się kryć w sobie nieodkrytą jeszcze tajemnicę.
CZYTASZ
Czy My Możemy Tak... // Levi Ackerman
FanficTytani. Śmierć bliskich. Ucieczka. Ból. Horror. Ayaki wiedziała że w tym świecie nie jest najlepiej. Nie chciała się poddawać, chciała walczyć. Wie że przyjaźń może istnieć ale czy miłość też? Czy dziewczyna, która nie ma zielonego pojęcia o tytanac...