Obudził mnie wiatr i poranne promienie słońca, które padały na moją twarz. Mój pokój znajdował się od strony, gdzie wschodziło słońce. Otworzyłam oczy i niemal od razu kichnęłam.
- Cholera - przeklnęłam cicho. Wyglądało na to, że moja odporność nie była w najlepszym stanie i że wkrótce mogę być chora. Albo to po prostu była alergia, ale znając moje szczęście, wcale tak nie było. Zeszłam z parapety i zamknęłam okno, odgarniając zasłony, by zatłumić intensywne światło. Przebrałam się w ubranie, które leżało na krześle od poprzedniego wieczoru. Włosy związałam w luźnego koka i wyszłam z pokoju. Zaskoczyło mnie, gdy zobaczyłam Erena wyskakującego zza drzwi
- Hej, myślałem, że śpisz i chciałem już zapukać - uśmiechnął się jak zawsze szeroko i podrapał się po głowie.
- Hej. Jak widać, już nie śpię - przeszłam obok chłopaka, który zaczął iść za mną.
- Wiesz, naprawdę bardzo dobrze się bijesz... I mam pytanie - wiedziałam już, o co mu chodzi.
- Mam nauczyć cię bicia, co? - stanęłam w miejscu, a chłopak odbił się od moich pleców, popychając mnie troszeczkę do przodu. - Pierwsza sprawa, musisz mieć refleks. Wróg nie będzie patrzył na to, czy jesteś ciamajdą, czy nie - odwróciłam się w stronę brązowowłosego. - A Mikasa? Czemu ona nie może cię nauczyć? Przecież też jest w tym dobra.
- A bo wiesz... - Eren podwinął rękaw i wystawił bandaż. - Za silna.
Pokiwałam tylko głową na znak, że rozumiem, i od razu znowu ruszyłam przed siebie. Nie chciałam dzisiaj za dużo mówić, jak sama słyszałam, że dostaję chrypki i że bardzo boli mnie gardło. Plus też nie chciałam mieć ogona. Wychodząc na dwór z domu, gdzie były nasze pokoje, zobaczyłam dziewczynę, której czerwony szalik powiewał na wietrze.
- Miiiikaaasaaa - pomachałam w stronę postaci, a ta mi odmachała. Razem z chłopakiem podeszliśmy do niej.
- Coś dzisiaj bardzo wieje... - Mikasa się zamyśliła przez chwilę. - Aya, wiesz, że przegapiłaś śniadanie? Eren miał cię obudzić, ale widzę, że nawet tego nie umie zrobić dobrze - odparła jak zwykle niby bezuczuciowo. Byłam zdziwiona. Przecież nigdy nie zasypiałam aż tak, by nie obudzić się na czas. Dziewczyna widząc moją minę, zaśmiała się.
- Nie no, przepraszam, żartowałam, śniadanie jest za 5 minut, ale byłaś taka przychmurzona, ale tak serio, Eren miał cię obudzić.
- To wiele wyjaśnia - posłałam brązowowłosemu zabójcze spojrzenie. Dziewczyna ruszyła przed siebie, a my z tyłu za nią.
Dotarliśmy do stołówki i tak jak wczoraj, nic się nie zmieniło. Było dużo osób, więc od razu poszliśmy pod drzewo.
- Aya, co ty taka cicha? - zaczęła Mikasa po bardzo długiej chwili ciszy, patrząc, jak bawię się gorącym ziemniakiem.
- Gardło mnie boli - mój głos był ledwo słyszalny przez chrypę. Obydwoje się na mnie spojrzeli.
- Jesteś chora? - Eren aż wstał. - Ale dzisiaj mieliśmy trenować manewr trójwymiarowy.
- Dam sobie radę. Martw się o siebie, ja sobie już wcześniej dawałam radę - chłopak swoim zachowaniem już mnie zaczynał denerwować. Wiem, że się martwi, ale może już bez przesady. Spojrzałam na Mikasę, która przyglądała mi się z zaciekawieniem.
- Ale dasz radę z katarem i w ogóle? - w końcu spytała. Wiedziałam, że to będzie trochę ciężkie, ale chciałam dać z siebie wszystko.
- Przecież nie mam kataru jeszcze. Chcę być najlepsza, więc byle przeziębienie mnie nie zatrzyma, by osiągnąć swój cel - odparłam, zaciskając dłoń. Nikt się już więcej nie odezwał. Zaczęłam jeść już trochę mniej gorące jedzenie.
Zjedliśmy w spokoju i poszliśmy na zbiórkę. Instruktor był jak zwykle zły, a tylko na nas spojrzał.
- Baczność! - krzyknął i każdy się wyprostował. - Dzisiaj będziecie ćwiczyć manewr trójwymiarowy! Jest bardzo ważny do przetrwania, dlatego musimy go tak szybko was uczyć! Jeśli ktoś się nie czuje na siłach, to najlepiej niech wraca do domu!
Coraz trudniej mi się oddychało, ale na pewno nie chciałam nigdzie wracać. Mężczyzna gestem dłoni kazał nam iść za nim. Gdy dotarliśmy na miejsce, mężczyzna kazał nam wziąć po jednym sprzęcie do manewrów. Szybko wzięłam najlepszy, jaki tylko był. Albo tylko wyglądał jak nowy.
Po kilku minutach szybko załapałam, o co chodzi. Instruktor był zadowolony z nas, ponieważ każdy to załapał, oprócz Erena.
- Dobra dzieciaki, wy idziecie łapać drewniane tytany, i kto zabije najwięcej, niech się zgłasza - gdy tylko to powiedział, każdy wyleciał w górę. Gdy odlatywałam, spojrzałam jeszcze raz na chłopaka, który wisiał do góry nogami i musiał słuchać wydzierania się starszego mężczyzny. Byłam trochę zadowolona z tego, że nie będę musiała słuchać gadania Erena nad głową. Zauważyłam drewnianego tytana i od razu podleciałam do niego, wbijając swoje miecze w kark. Kolejny był niedaleko i jego marny los skończył się tak samo. Zauważyłam, że inni też już mają parę "zabójstw" na koncie.
- Aya, zmierzysz się ze mną? - usłyszałam czyjś głos za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam Jeana.
- Spoko - powiedziałam, ale wyglądało, że chłopak nie usłyszał, więc kiwnęłam głową. Gdy odleciał, znowu robiło mi się słabiej, ale nie chciałam zwalniać swojego tempa "zabójstw".
Szybko podleciałam do kolejnego drewniaka. I kolejnego. I kolejnego. "Dobra, pięć. Jest dobrze." Zobaczyłam szóstą lalkę. Wbiłam hak i już leciałam w jej stronę, gdy ktoś przeciął moją linkę razem z karkiem tytana. Spojrzałam tylko, kto to zrobił.
- Jean, ty świnio! - wiedziałam, jakie będą skutki przecięcia mojej linki, która mnie utrzymywała. Już leciałam w stronę ziemi. Nawet nie pomyślałam, żeby posłać gdzieś drugi hak.
Zamknęłam oczy, będąc już bardzo blisko gleby. Lecz moje spotkanie z nią nie nastąpiło. Natomiast poczułam czyjeś dłonie, które złapały mnie jak księżniczkę. Otworzyłam szybko oczy, by zobaczyć, kto to jest, ale słońce bardzo mocno mnie oślepiło, że znowu je zamknęłam.
- Wiesz, że mogłaś wbić hak... Ehhh, ale dopiero się uczysz, więc nie jestem zdziwiony, że się przestraszyłaś. Przyda ci się ta nauczka - lodowaty głos wywołał u mnie mieszane ciarki. Był taki zimny, a zarazem przyjemny.
Wylądowaliśmy na ziemi i w końcu stanęłam na swoich nogach. Zauważyłam mężczyznę prawie równego wzrostem ze mną, lecz nieco wyższego. Wyglądał na starszego ode mnie. Miał krótkie, proste, czarne włosy, a jego kobaltowe oczy wpatrywały się we mnie. Muszę przyznać... Był bardzo przystojny... W sam raz w moim typie. Po jego doniosłości mogłam stwierdzić, że to:
„K-Kapral... KAPRAL LEVI?!"
- Dziękuję - spojrzałam w końcu w jego oczy, które nadal były skierowane na mnie.
- Jak się nazywasz? - mężczyzna podszedł bliżej.
- Touma. Ayaki Touma - wyprostowałam się i zasalutowałam.
- Zapamiętam sobie ciebie, a potem zobaczę, czy coś się zmieniło.
Kapral odszedł, a ja stałam w miejscu jak wryta. Patrzyłam na oddalającą się sylwetkę mężczyzny. Było mi smutno, ponieważ pierwsze wrażenie, jakie na nim zrobiłam, było takie, jakie było. Wróciłam do instruktora.
- Proszę pana, Jean rozwalił mi sprzęt.
Mężczyzna spojrzał na mnie bez słowa i tylko kazał mi położyć przedmiot na ziemi, który zaczął po chwili obserwować. Pewnie sprawdzał, czy moje słowa są prawdziwe. Niewiele myśląc, wróciłam do pokoju. Mogłam darować sobie kolację, bo i tak nie chciałam nikogo widzieć. Przebrałam się i położyłam na łóżku. W końcu i katar wziął górę, było coraz gorzej, więc poszłam spać. Miałam nadzieję, że jutro będzie lepszy dzień i że znowu zobaczę kaprala Leviego.
CZYTASZ
Czy My Możemy Tak... // Levi Ackerman
FanficTytani. Śmierć bliskich. Ucieczka. Ból. Horror. Ayaki wiedziała że w tym świecie nie jest najlepiej. Nie chciała się poddawać, chciała walczyć. Wie że przyjaźń może istnieć ale czy miłość też? Czy dziewczyna, która nie ma zielonego pojęcia o tytanac...