Rozdział II - Trening i ambicje

105 14 1
                                    

Kolejny ciężki dzień. Kolejne "wspaniałe" treningi. Dzisiaj było trochę lepiej niż wczoraj. W tle słychać było szelest liści poruszanych letnim wiatrem. Ciepły powiew przynosił zapach świeżo skoszonej trawy i nutę zapachów leśnych, które wnikały nawet przez siatkę płotu obozowego. Pomimo zmęczenia, chwile spędzone na podwórku przyroda dodawała ukojenia. Starszy mężczyzna, który przepytywał nas wczoraj, kazał nam dobrać się w pary, żebyśmy mogli poćwiczyć walkę wręcz. Chciałam być w parze z Mikasą, ale ona wzięła Armina do siebie. Wiedziała, ile ma siły i na ile może sobie pozwolić, żeby nie zrobić mu krzywdy. Wylądowałam z Erenem, który wydawał się myśleć, że nie mam pojęcia o walce.

– To co, Aya, gotowa? – uśmiechnął się szeroko do mnie.

– No dawaj – machnęłam rękami w geście zachęty.

Eren zrobił krok w przód, skupiając się wyłącznie na uderzaniu w wyższe części ciała. Robiłam bardzo dobrze uniki. Na moich ustach pojawił się uśmiech. Niewiele myśląc, schyliłam się, gdy Eren chciał mnie znowu uderzyć, i kopnęłam go w nogi tak, że się przewrócił. Spojrzał na mnie z ziemi, trzymając się za nogę.

– Aya, co ty tak ostro? – jęknął. Chyba naprawdę za mocno go kopnęłam.

– Em... Przepraszam? – uśmiechnęłam się niewinnie.

Eren wstał z ziemi i zaczął strzepywać piasek ze spodni. Po chwili znowu spojrzał na mnie.

– Bardzo dobrze się bijesz, jak na kogoś, kto robi to pierwszy raz. Kto cię tego nauczył?

– Ja sama się tego nauczyłam. Musiałam jakoś sobie radzić w życiu – zaśmiałam się lekko.

– A co to za śmiechy?! Walczyć, a nie! Głupie dzieciaki! Śmiech wam w niczym nie pomoże, a tylko zaszkodzi! – obok nas stanął rozwścieczony instruktor.

– Tak jest! – odpowiedzieliśmy równocześnie i powróciliśmy do walki. Czas mijał szybko, a Eren co chwilę lądował na ziemi. Cały czas skupiał się na górnej części ciała, a moje kopanie go po nogach działało za każdym razem.

Trening się skończył i mogliśmy w końcu odpocząć.

– Ah, jestem padnięta – położyłam się na trawie, a obok mnie położył się Eren.

– Ale to nie ciebie wszystko boli. Nadal nie czuję swojego tyłka, a moje plecy... Czuję się jakbym miał czterdziestkę na karku – zaczął się śmiać. Mimo bólu potrafił znaleźć coś śmiesznego. Zaczęłam się śmiać razem z nim.

– Jesteś niemożliwy.

– Co wy tacy zadowoleni? – podeszła do nas Mikasa.

– A, Mikasa, wiesz, pokonałam Erena, ale chyba to widziałaś – wstałam i przytuliłam dziewczynę.

– To prawda, ale tylko dlatego, że ja robię to pierwszy raz, a ty setny w swoim życiu. To nie było fair. Plus, ja nie biłem się na poważnie, dawałem ci fory. Jakbym bił się na poważnie, to byś nie wstała z ziemi – Eren wydął policzki, jakby miał się obrazić, ale zaraz znowu zaczął się śmiać. Przytulając się do Mikasy, spoglądałam na niego.

– Idiota – zaśmiałam się, a Mikasa wraz ze mną.

Po chwili poszliśmy coś zjeść. Nie było dużego wyboru – fasola, ziemniaki i jakieś mięso. Nie należałam do osób, które lubią wszystko, co się trafi do jedzenia. Często wybrzydzałam, mogąc kraść, co tylko chciałam. Wzięliśmy to, co nam dano, i poszliśmy na dwór. Niedaleko było drzewo, pod którym usiedliśmy. Wzięłam kawałek mięsa do ust.

Pod drzewem, pod którym się zatrzymaliśmy, szumiały liście unoszone letnim wiatrem, który rozsiewał zapach świeżej ziemi i kwiatów. Ptaki śpiewały wesoło na gałęziach, a ich trele dopełniały spokojny krajobraz. Niebo nad nami było błękitne i bezchmurne, a promienie słońca ciepło ogrzewały nasze twarze.

– Ble, co to, konina? – zaczęłam przekładać mięso między ziemniakami.

Mikasa przyglądała się mi i po chwili zaczęła mówić:

– Wiesz, musisz się do tego przyzwyczaić, bo raczej nie sądzę, żeby zaczęli dawać nam coś lepszego do jedzenia tylko dlatego, że jesteśmy nowi. Pewnie nie mają tu nawet dużego wyboru. Jak nie zjesz tego, nie będziesz miała siły – czarnowłosa wzięła mój widelec i siłą wepchała mi do ust kawałek mięsa, który stanął mi w gardle.

Niestety, musiałam przyznać, że miała rację. Muszę się przyzwyczaić, że to nie jest życie na ulicy. Kawałek mięsa w moim gardle był tłusty i zanim został wepchany mi do ust, mogłam się mu przyjrzeć. Był pełen widocznych żyłek, przez co teraz każdą żyłkę czułam językiem, co sprawiło, że trudno było go przełknąć, a ja musiałam się bardzo skupić, żeby nie wymiotować.

– Słyszeliście, że niedługo po tym, jak nauczą nas trójwymiarowych manewrów, przyjedzie kapral Levi, żeby zobaczyć, jak nam idzie? – zaczął Eren po dłuższej chwili ciszy.

– A skąd mamy to niby wiedzieć? – Mikasa oddała mi widelec i wstała z pustym talerzem, żeby go umyć. Wzięła też mój. Gdy tylko odeszła, Eren znowu zaczął mówić:

– Ej, Aya, nie wierzę, że ciebie to nie obchodzi. Kapral Levi chce wybrać najlepszych z nas do swojego oddziału – był bardzo podekscytowany.

– Powiem ci tak: co ma być, to będzie. Uważam, że kapral wybierze mądrze i bez względu na to, co akurat w tym dniu będziemy robić. Nie może być tak, że ktoś będzie się starał tylko jednego dnia i go wybiorą.

Chłopak spojrzał na mnie i przytaknął.

Robiło się coraz ciemniej, więc gdy wróciła Mikasa, użyłam pretekstu, że muszę się wyspać na kolejny dzień pełen treningów, i wróciłam do swojego pokoju. Na szczęście nie musiałam go z nikim dzielić. Było nas nieparzyście, a pokoje były dwuosobowe. Miałam szczęście, że przyszłam sama, a inni woleli być z osobami, które już znają. Przebrałam się w ubrania do spania, ale zamiast spać, otworzyłam okno i usiadłam na parapecie. Słowa Erena o kapralu Levi dudniły mi w uszach. Jego oddział był najlepszy. Na ulicy słyszało się o tej "legendzie". Mówiono, że stał się taki przez śmierć bliskich. Ciekawe, ile w tym było prawdy. Dobrze by było, gdyby mnie wybrał. Zawsze marzyłam, by być wśród równych sobie. Od jutra muszę bardziej się przykładać do treningów. Muszę zrobić wszystko, żeby każdy wiedział, że ze mną nie warto zadzierać. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Byłam bardzo zmęczona i zasnęłam przy otwartym oknie na parapecie, co nie było dobrym posunięciem...

Czy My Możemy Tak... // Levi AckermanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz