Rozdział 30

543 59 11
                                    

 - Nie chcę tego konia - Lily założyła ręce na piersi, wpatrując się z niezadowoleniem w czarną klacz. - Dwa razy zrzuciła mnie ze swojego grzbietu. Nie mam zamiaru ponownie przez to przechodzić. Chcę innego.

- Z tego co pamiętam - Neetrit uśmiechnął się pobłażliwie, głaszcząc Ashiri po pysku - za pierwszym razem to ty nie potrafiłaś utrzymać się na jej grzbiecie. Zbyt gwałtownie szarpnęłaś za wodze, a ona wyczuła twój strach. Konie to inteligentne stworzenia, nie znoszą nerwowych jeźdźców.

Lily prychnęła z irytacją.

- A za drugim razem? Też zwalasz winę na mnie?

- Cóż, szarpałaś jej grzywę, co nagrodziła zrzuceniem cię na ziemię. Czego się spodziewałaś? Klacz dała ci nauczkę, byś ją szanowała. Nie możesz oczekiwać posłuszeństwa, gdy sama na nie nie zasługujesz.

- Mówisz, jakby to koń był tutaj ofiarą, a nie ja z obitym tyłkiem.

- Ofiarami jesteście obie, twojego braku cierpliwości i szacunku - poklepał klacz po szyi. - Daj jej jeszcze jedną szansę. Tym razem nie walcz z nią, a współpracuj. Nie traktuj jej jak swojego wroga.

Westchnęła przeciągle, lecz skinęła głową. Podeszła niepewnie do konia, wyciągając rękę w pojednawczym geście. Klacz parsknęła, ale pozwoliła się dotknąć.

- No dobrze, spróbuję jeszcze raz. Ale jak znowu wyląduje na tyłku, to nie ręczę za siebie.

- Świetnie. A teraz chodź.

Kiedy znaleźli się już za murami, po prostu stanął w miejscu i zaczął wpatrywać się w nią intensywnie.

- Wsiadasz, czy czekamy aż zapadnie noc? - zapytał z nutą zniecierpliwienia w głosie, stukając palcami o udo w nerwowym tiku.

Lily uniosła brwi w geście konsternacji, lustrując wzrokiem czarną jak noc klacz.

- Słucham? Przecież nawet jej nie osiodłałeś. Myślałam, że... - urwała, marszcząc nos.

- Że co? Że wyprowadzam ją na spacer? - prychnął z ironią demon, a kąciki jego warg uniosły się w kpiącym grymasie. - Wsiadaj, nie mamy całego dnia. Chyba że wolisz tu zostać i malować zachód słońca? Może przynieść kawałek papieru i węgiel? - zadrwił, świdrując ją spojrzeniem.

Przełknęła ślinę, z niepokojem zerkając na nagi grzbiet klaczy. Wciąż nie czuła się przekonana.

- No ale siodło... - zaczęła niepewnie. - Bez niego będzie mi niewygodnie. Poza tym, jak mam ją prowadzić?

- Ashiri nie potrzebuje siodła - uciął ostro. - Będziesz mieć nad nią o wiele lepsze panowanie. Poczujesz każdy jej ruch, każde drgnięcie mięśni. To nieporównywalne z jazdą w siodle.

- No a uprząż? Nie wiem jak się nazywa cała ta... reszta - machnęła ręką, coraz bardziej zirytowana. - Lejce? Cokolwiek? Mam ją trzymać za grzywę? - prychnęła, patrząc na niego wyzywająco.

Westchnął ciężko, przewracając oczami.

- Naprawdę myślisz, że potrzebujesz kawałka skóry, by kontrolować to stworzenie? - uśmiechnął się krzywo, głaszcząc aksamitny pysk Ashiri. - Ona reaguje na dotyk, na intencje. Lejce byłyby dla niej obrazą. Zaufaj jej, a ona zaufa tobie. To inteligentna bestia.

- No dobrze, ale... Jak mam na nią wsiąść, jeśli nie ma siodła? - uniosła brwi, przyglądając się Ashiri z powątpiewaniem. Perspektywa jazdy na oklep nie napawała jej entuzjazmem.

- Bardzo prosto. Pokazać ci jak? - odpowiedział, unosząc kącik ust w lekceważącym grymasie.

- Pokaż.

Córka Nadziei (18+ zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz