Rozdział 46

487 54 11
                                    

Patrzyła z niedowierzaniem, jak grot strzały z metalicznym brzękiem odbija się od ostrza sejmitara i opada bezwładnie na ziemię. Jej usta rozchyliły się w szoku, a oczy rozszerzyły ze zdumienia. W całym swoim życiu nie widziała jeszcze, aby ktokolwiek był w stanie odbić lecącą strzałę. Ten wyczyn wydawał się wręcz niemożliwy, a jednak Neetrit dokonał tego z gracją i pozorną łatwością.

Przez ulotną chwilę w jej sercu zapłonął płomyk nadziei. Może jednak uda im się jakoś wybrnąć z tej beznadziejnej sytuacji? W końcu Neetrit był niezrównanie utalentowanym i doświadczonym wojownikiem. Jego umiejętności budziły podziw i respekt. Jednak szybko zdała sobie sprawę, jak płonne były to nadzieje. Przeciwko niemu stało pięciu uzbrojonych po zęby mężczyzn, a on miał na sobie jedynie skórzane spodnie i cienką koszulę. Żadnej zbroi, żadnej tarczy. Tylko sejmitar w dłoni i własne ciało jako jedyna ochrona.

Bezwiednie cofnęła się o krok, jakby chcąc znaleźć się jak najdalej od nieuchronnie zbliżającego się starcia.

- Jeśli ta ruda zdzira zrobi jeszcze jeden krok, przeszyję ją taką ilością bełtów, że choćbyś odbił większość z nich, w końcu któryś ją dopadnie - warknął przywódca, mocniej zaciskając palce na spuście kuszy. Jego oczy zwęziły się, a usta wykrzywił paskudny grymas.

Neetrit zerknął przelotnie przez ramię, nadal trzymając sejmitar w gotowości. Napotkał przestraszone, błękitne spojrzenie.

- Lily, stój nieruchomo. Ani drgnij - polecił stanowczo, choć jego głos zdradzał nutę troski. - Nie prowokuj ich.

Natychmiast zamarła w bezruchu niczym posąg, ledwo ośmielając się oddychać. Czuła na sobie złowrogie, pełne nienawiści spojrzenia oprychów.

- Fenris - rzucił Neetrit z przekąsem, przybierając lekko bojową pozę. Ugiął kolana, gotów w każdej chwili zareagować na atak. Zmrużył oczy, przyglądając się starszemu bratu z mieszaniną pogardy i rozbawienia. - Znowu na każde skinienie Amona, co? Możesz się chociaż odlać bez jego pozwolenia, czy nawet do tego potrzebujesz błogosławieństwa tatusia?

Fenris, przywódca bandy, który wyglądał na około czterdzieści lat, z krótką, niechlujną brodą, zmierzwionymi czarnymi włosami i złowrogimi, żółtymi kocimi oczami, przeniósł kusze i teraz wycelował ją prosto w pierś Neetrita. Jego palec zawisł niebezpiecznie blisko spustu, a na twarzy malowała się ledwo powstrzymywana żądza mordu.

- Oddaj mi ten twój mieczyk, chłopcze - Fenris wyciągnął rękę w stronę młodszego przyrodniego brata, a na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek. Pomachał lekceważąco palcami. - Nas jest pięciu, ty jesteś sam. Może i jesteś najlepszym wojownikiem w całej Krainie Gniewu, ale z nami wszystkimi naraz nie masz szans. Nie przeciągaj tego i po prostu rzuć broń.

Młody demon prychnął pogardliwie, zaciskając mocniej palce na rękojeści sejmitara. Ostrze zalśniło złowrogo w bladym świetle.

- Nie licz na to - wycedził przez zęby. - Jeśli chcesz go dostać, będziesz musiał mi go wyrwać z martwej dłoni.

- Ruszaj się! - ryknął jeden z pięciu braci, w podobnym wieku co Fenris.

Wszyscy byli w zbliżonym do siebie wieku, więc Lily domyśliła się, że to muszą być starsi synowie Amona. Przełknęła ciężko ślinę, zastanawiając się gorączkowo, czy może coś zrobić, żeby mu pomóc. Czuła się bezsilna i bezużyteczna. Po co jej ta pieprzona anielska krew, skoro nie potrafiła wykorzystać drzemiących w niej mocy? Zacisnęła pięści, szukając w głowie jakiegoś sensownego planu.

- Darius - powiedział Neetrit niemal pobłażliwym tonem, spoglądając na brata, który przed chwilą na niego krzyknął. Jego kocie oczy zmrużyły się lekko, a na ustach pojawił się drwiący półuśmiech. - Naprawdę myślicie, że ojciec was za to nagrodzi? Wasz czas już dawno przeminął. Do niczego nie jesteście mu potrzebni. Jesteście niczym więcej jak reliktem przeszłości, bezużytecznym balastem.

Córka Nadziei (18+ zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz