Rozdział 51

588 53 14
                                    

Lily miała wrażenie, że spada przez nieskończoność, jakby czas i przestrzeń straciły swoje znaczenie. Sekundy zmieniły się w minuty, a może nawet godziny, gdy jej ciało przecinało powietrze z zawrotną prędkością. Wiatr świszczał jej w uszach, szarpał ubraniem i włosami, ale nie czuła strachu. Dziwne uczucie spokoju ogarnęło jej umysł, jakby pogodziła się z nieuniknionym.

Jedynym stałym punktem w tej niekończącej się otchłani były ramiona Neetrita, które wciąż mocno obejmowały ją w pasie. Czuła jego silne, twarde ciało przylegające do jej pleców, emanujące kojącym ciepłem. Ten dotyk dodawał jej otuchy, sprawiał, że czuła się bezpieczna mimo niepewności co do swojego losu.

I nagle, bez ostrzeżenia, uderzyli w taflę wody. Ciepła ciecz pochłonęła ich ciała, otulając ze wszystkich stron niczym jedwabisty całun. Otworzyła oczy, ale jej wzrok napotkał jedynie nieprzeniknioną toń o głębokim, niebieskawym odcieniu. Dziwne, niebieski blask tworzył hipnotyzujący spektakl świateł i cieni, ale nie pozwalał zorientować się w przestrzeni. Straciła poczucie kierunku, nie wiedziała gdzie jest góra, a gdzie dół. Panika zaczęła wkradać się do jej umysłu, gdy uświadomiła sobie, że nie może zaczerpnąć oddechu.

Woda wdarła się do jej ust i nosa. Płuca zaczęły palić żywym ogniem, domagając się życiodajnego tlenu. Zaczęła wierzgać nogami i machać rękami na oślep, desperacko próbując wydostać się na powierzchnię. Ale otaczająca ją zewsząd woda stawiała opór, krępowała ruchy i wciągała w głąb niczym ruchome piaski. Dziewczyna czuła, jak opuszczają ją siły, a jej ciało ogarnia błogie odrętwienie. Myśli zaczęły wirować w oszalałym tańcu, coraz bardziej chaotyczne i pozbawione sensu.

Poczuła nagle, jak silne ramiona Neetrita oplatają ją w talii. Jednym zdecydowanym ruchem wyciągnął ją na powierzchnię, przełamując opór wody, która do tej pory więziła ją w swoich głębinach. Gdy tylko jej głowa wynurzyła się z toni zaczęła wypluwać wodę, która dostała się do jej ust i nosa. Krztusiła się i kaszlała rozpaczliwie, próbując oczyścić drogi oddechowe i zaczerpnąć upragnionego powietrza.

Wciąż unosiła się na powierzchni wody, podtrzymywana pewnym chwytem Neetrita. Jej oddech powoli się uspokajał, choć wciąż był ciężki i chrapliwy od wysiłku. Stopniowo jej wzrok wyostrzył się, pozwalając dostrzec szczegóły otoczenia i twarz mężczyzny, która znajdowała się tuż obok. Zauważyła, jak po jego policzkach spływają czarne strużki - woda mieszała się z popiołem pokrywającym jego skórę, tworząc wzory. Zdała sobie sprawę, że sama musi wyglądać podobnie - jej twarz zapewne też nosiła ślady popiołu i brudu.

Jednak w tym momencie, wbrew oczekiwaniom, nie poczuła przerażenia. Wręcz przeciwnie, nagły przypływ euforii i ulgi wezbrał w jej piersi, domagając się ujścia. Odchyliła głowę do tyłu, pozwalając by mokre, rude kosmyki opadły swobodnie na jej plecy. Z jej ust wydobył się niepohamowany śmiech, który rozniósł się echem po jaskini. Śmiała się, nie mogąc powstrzymać nagłego przypływu radości.

Nagle do jej perlistego, promiennego śmiechu dołączył drugi głos - niski, głęboki, ale równie radosny. Lily ze zdumieniem zdała sobie sprawę, że to Neetrit śmieje się razem z nią. Jeszcze nigdy nie słyszała, by śmiał się w taki sposób - szczerze, głośno, niemal euforycznie. To nie był wymuszony chichot czy drwiący rechot, ale prawdziwy, niepohamowany wybuch wesołości. Zaskoczona, ale i poruszona tym niespodziewanym przejawem radości, przylgnęła do niego całym ciałem, chowając twarz w jego szerokiej piersi. Wciąż wstrząsana salwami śmiechu, powoli zaczęła się uspokajać, wsłuchując się w kojący rytm jego bijącego serca. Wreszcie, gdy fala wesołości opadła, odsunęła się nieco i uniosła głowę, by spojrzeć mu prosto w oczy.

- Udało nam się? - zapytała, choć znała już odpowiedź. Potrzebowała jednak usłyszeć to na głos, by w pełni w to uwierzyć. - Udało nam się, prawda? Jesteśmy bezpieczni?

Córka Nadziei (18+ zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz