Rozdział 36

426 52 6
                                    

Gdyby nie siedziała na krześle, z pewnością osunęłaby się bezwładnie na podłogę. Wstrząsające rewelacje sprawiły, że poczuła się, jakby grunt osuwał się spod jej stóp. Przez długą chwilę wpatrywała się tępo w mężczyznę, nie mogąc wykrztusić słowa. Jej umysł wirował, próbując przetworzyć to, co właśnie usłyszała. Córka anioła? Ona? To musiał być jakiś absurdalny żart.

Nagle z jej ust wydobył się dziwny, histeryczny chichot. Śmiała się coraz głośniej, niemal maniakalnie, jakby to była jej jedyna obrona przed obłędem. Nie, to nie mogła być prawda. Neetrit na pewno z niej drwił, chciał ją w jakiś pokrętny sposób upokorzyć.

- Bardzo zabawne - prychnęła. - Zażartowałeś sobie, świetnie. A teraz może przejdziemy do faktów, co? Bo póki co, jedyne co słyszę, to jakieś absurdalne brednie.

Westchnął cicho, nie dając się sprowokować jej gniewnym tonem. Wciąż zachowywał spokój, choć w jego oczach czaił się cień irytacji.

- To były fakty - powtórzył z naciskiem. - Wiem, że to dla ciebie szokujące, ale mówię prawdę. Jesteś córką anioła Dantego, zrodzoną ze związku ze śmiertelniczką.

Lily zerwała się gwałtownie z krzesła, a jej policzki zapłonęły z gniewu. Zacisnęła pięści, ledwo powstrzymując się przed rzuceniem się na mężczyznę.

- Nie, to nie były żadne fakty! - krzyknęła, a jej głos załamał się lekko pod wpływem emocji. - To jakieś bzdury wyssane z palca, nic więcej! Co z tego, że to się rzekomo wydarzyło dwadzieścia siedem lat temu? Równie dobrze każdy człowiek, który urodził się w tym samym roku co ja, może być jego dzieckiem! Nie masz żadnych dowodów!

Neetrit nawet nie drgnął, gdy krzyczała. Wciąż siedział nieruchomo, wpatrując się w nią intensywnie. Powoli pokręcił głową.

- Nie. Jestem absolutnie pewny, że to właśnie ty jesteś jego córką - powiedział z mocą, akcentując każde słowo.

- Skąd niby możesz to wiedzieć? - jej głos podniósł się o oktawę, drżąc lekko z emocji.

Gniew i niedowierzanie mieszały się w niej, gdy wpatrywała się w jego spokojną twarz. Jak mógł z taką pewnością siebie wygłaszać te absurdalne teorie na temat jej pochodzenia? To brzmiało jak jakiś kiepski żart.

Wstał powoli z krzesła, nie spuszczając z niej swoich oczu. Zrobił krok w jej stronę, wyciągając dłonie w uspokajającym geście. Odruchowo cofnęła się, ale on chwycił ją delikatnie za ramiona. Jego dotyk był stanowczy, choć nie naciskał zbyt mocno.

- Puść mnie - syknęła, szarpiąc się, by wyrwać z jego uścisku.

Jednak Neetrit trzymał ją pewnie, nie pozwalając odsunąć się nawet na krok. Pochylił się lekko, by jego twarz znalazła się na poziomie jej twarzy.

- Chodź ze mną - powiedział. - Pokażę ci coś, co rozwieje twoje wątpliwości. Jeśli po tym wciąż będziesz twierdzić, że kłamię, dam ci spokój i nigdy więcej nie wrócę do tego tematu. Zgoda?

Niechętnie ustąpiła, ale posłusznie dała się zaprowadzić do stojącego w rogu pokoju wysokiego lustra w bogato zdobionej ramie. Czuła ciepło jego dłoni, gdy położył ją na jej plecach i popchnął lekko do przodu, dając jej znać, żeby pochyliła się bliżej tafli. Wpatrywała się intensywnie w swoje odbicie, marszcząc brwi w konsternacji. Nie do końca rozumiała, o co mu chodziło. Czy miała doszukiwać się w rysach swojej twarzy podobieństwa do Dantego? Przecież nigdy go nie widziała, nawet na żadnym portrecie. Jak miałaby rozpoznać, czy odziedziczyła jego rysy?

A potem zrozumiała. Jej oczy... Błękitne niczym bezchmurne letnie niebo. Jednak teraz, gdy wpatrywała się w swoje odbicie z bliska, dostrzegła coś, czego nigdy wcześniej nie zauważyła. Tuż przy źrenicy jej tęczówki nie były błękitne. Otaczała ją cienka, złocista obwódka o kolorze starego złota. Wręcz jarzyła się własnym blaskiem, nadając jej spojrzeniu głębi i tajemniczości.

Córka Nadziei (18+ zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz