Rozdział 14

601 56 11
                                    

- Oh, aż tak postarzałam się przez ostatnie dwa lata, że mnie nie poznajesz? A może po prostu wyparłeś mnie z pamięci, bo wspomnienie naszego ostatniego spotkania było zbyt... nieprzyjemne? - Jej głos ociekał ironią i kpiną. Powolnym, zmysłowym krokiem zbliżyła się do niego, a jej suknia z każdym ruchem odsłaniała alabastrowe uda. - Muszę przyznać, że spodziewałam się nieco cieplejszego powitania po tak długiej rozłące.

- Jeśli mnie pamięć nie myli, nasze ostatnie spotkanie zakończyło się tym, że wypatroszyłaś jednego z naszych żołnierzy. Dosłownie. Prosto na mnie. - zmierzył ją zimnym spojrzeniem. - Nie Diano. Nie tęskniłem.

Diana wydęła wargi w udawanym grymasie urazy.

- Och, nie udawaj takiego wrażliwca. Tamten żołnierz i tak by zginął prędzej czy później. Chyba lepiej, że to był on, a nie ty, prawda?

- Co cię tutaj sprowadza? Czyżby ojciec cię przysłał? - zapytał, mierząc ją przenikliwym spojrzeniem. Zerknął dyskretnie na Lily, która zdawała się być całkowicie zahipnotyzowana widokiem Diany. Najwyraźniej urok córki Helix działał nawet na kobiety. - O ile mnie pamięć nie myli, zarówno on, jak i Helix już dawno zrezygnowali z prób pogodzenia nas ze sobą. Chyba dotarło do nich, że za każdym razem, gdy próbowali nas do siebie zbliżyć, kończyło się to krwawą jatką. I to wcale niemałą.

Diana zaśmiała się perliście, jej głos przypominał dźwięk srebrnych dzwoneczków na wietrze.

- Och, Neetrit, ty i twoje wieczne dramatyzowanie! Naprawdę nigdy nie potrafiłeś się dobrze bawić, prawda? Zawsze taki poważny, ponury i skupiony na swoich mrocznych sprawach. Nawet odrobiny szaleństwa. - westchnęła teatralnie, po czym jej usta wygięły się w przewrotnym uśmiechu. - Całe szczęście, że jest jeszcze Eon. On doskonale wie, jak korzystać z życia i czerpać z niego pełnymi garściami. Zastępuje z nawiązką to, czego tobie tak boleśnie brakuje.

Zauważył kątem oka, jak Lily momentalnie się spięła na dźwięk tego imienia. Jej ciało zesztywniało, a oczy rozszerzyły się nieznacznie. Najwyraźniej sama wzmianka o jego bracie wywoływała w niej silną reakcję. Poczuł, jak niepokój ściska go w żołądku. Cokolwiek miało się zaraz wydarzyć, przeczuwał, że nie będzie to nic dobrego.

- Ale cóż - powiedziała Diana, stając naprzeciwko Neetrita z uwodzicielskim uśmiechem na pełnych wargach. Jej oczy błyszczały figlarnie, gdy mierzyła go przenikliwym spojrzeniem od stóp do głów, jakby oceniając każdy centymetr jego sylwetki. - Muszę jednak przyznać, że przez te dwa lata stałeś się do niego nieco bardziej podobny. Kiedy cię ostatnio widziałam, byłeś jeszcze praktycznie dzieckiem, a teraz? - Oblizała zmysłowo usta, przesuwając po nich samym koniuszkiem języka. Jej głos przybrał niski, niemal mruczący ton. - Spójrz tylko na siebie. Wyrosłeś na takiego przystojnego mężczyznę. Twoje rysy stały się ostrzejsze, bardziej wyraziste. A to spojrzenie... Mógłbyś nim zabijać, wiesz? Gdyby tylko nie ta maska... - Westchnęła z teatralnym rozczarowaniem, sięgając dłonią w stronę jego twarzy, jakby chciała musnąć palcami ową przeszkodę. - Psuje cały efekt. Jestem pewna, że skrywasz pod nią prawdziwe arcydzieło.

Dłoń Diany zbłądziła z obranego kursu, sunąc zmysłowo po odkrytym policzku Neetrita, którego nie skrywała maska. W normalnych okolicznościach poczułby odruch obrzydzenia na tę niechcianą pieszczotę, ale jego uwagę przykuło coś innego. Wyczuł impuls, jeszcze zanim w pełni się zmaterializował i nabrał mocy. Wiedział, że Diana prawdopodobnie też go dostrzegła, choć nie zdawała sobie jeszcze sprawy z jego natury.

Zareagował błyskawicznie, wiedząc, że liczy się każda sekunda. Zamiast odtrącić natarczywą dłoń Diany, odwrócił się gwałtownie w stronę Lily. Chwycił ją zdecydowanie za ramiona i zaczął ją prowadzić w kierunku drzwi. Starał się własnym ciałem zasłonić jej drobną sylwetkę, wokół której zaczynała już migotać ledwie dostrzegalna aura bladego światła.

Córka Nadziei (18+ zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz