Rozdział 53

543 45 30
                                    

Gdy Lily pogrążyła się we śnie, spoczywała na miękkim piasku, otulona ramionami Neetrita. Jednak gdy otworzyła oczy, zorientowała się, że jest przykryta peleryną. Pod głową wyczuła miękki materiał, który okazał się być złożonym ubraniem, służącym za prowizoryczną poduszkę. Rozejrzała się dookoła i dostrzegła, że wszystkie ich rzeczy zostały starannie ułożone pod ścianą jaskini.

Samego demona jednak nigdzie nie było widać. Jego nieobecność sprawiła, że poczuła dziwne ukłucie w piersi, jakby już zdążyła przyzwyczaić się do jego obecności i teraz odczuwała jej brak. Uniosła się do pozycji siedzącej, a peleryna zsunęła się z jej nagiego ciała, odsłaniając skórę. Dopiero ten widok i chłodne powietrze na jej skórze przypomniały jej o wcześniejszych wydarzeniach, o chwilach namiętności i bliskości. Na jej policzkach wykwitły szkarłatne rumieńce, a serce przyspieszyło swój rytm na wspomnienie dotyku jego dłoni na jej ciele i smaku jego ust na jej wargach. Ogarnęło ją dziwne uczucie, mieszanina wstydu, podniecenia i czegoś jeszcze, czego nie potrafiła dokładnie nazwać. Coś się zmieniło między nią a demonem i choć nie wiedziała jeszcze dokładnie co, czuła, że już nigdy nie będzie tak samo jak przedtem.

Drgnęła gwałtownie, wyrwana z rozmyślań przez odgłos szybkich kroków. Jej serce przyspieszyło rytm, a mięśnie napięły się w gotowości do walki. Instynktownie pomyślała, że zostali zaatakowani, że ktoś ich odnalazł w tej kryjówce. Odwróciła głowę w stronę źródła dźwięku, gotowa stawić czoła przeciwnikowi.

Jednak ku jej zaskoczeniu i uldze, z wnętrza jaskini wyłonił się Neetrit. Demon biegł w jej stronę, jego kroki odbijały się echem od skalnych ścian. Dopiero teraz uświadomiła sobie, jak rozległa jest ta jaskinia. Za jej plecami ciągnął się wąski tunel, znikający gdzieś w mrocznych czeluściach. Jak daleko sięgał? Dokąd prowadził? Tego nie wiedziała.

Neetrit zatrzymał się przy ścianie, dysząc nieznacznie. Sięgnął po manierkę leżącą przy skale i pociągnął solidny łyk wody. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała w przyspieszonym rytmie, zdradzając wysiłek, jaki włożył w ten bieg. Ciało demona lśniło od potu, krople spływały po jego skórze, znacząc ścieżki na mięśniach.

- Wreszcie się obudziłaś - zauważył, spoglądając na nią z lekkim uśmiechem.

Przetarła zaspane oczy.

- Wreszcie? Chyba nie spałam aż tak długo - mruknęła, usiłując pozbierać myśli. Wciąż czuła się nieco oszołomiona.

- Z moich obliczeń wynika, że przespałaś całą noc i cały dzień. Słońce zdążyło zajść i wzejść, a ty nawet nie drgnęłaś - odparł z nutką rozbawienia w głosie. Wstał i podszedł bliżej, przykucając obok jej posłania.

- Aż tyle?! - otworzyła szerzej oczy ze zdumienia. - Dlaczego mnie nie obudziłeś?

- Potrzebowałaś tego odpoczynku. Twoje ciało musiało zregenerować siły po tym wszystkim, co przeszłaś.

Uniosła się nieco, mrużąc oczy, by lepiej mu się przyjrzeć. Dopiero teraz, gdy był tak blisko, zauważyła w nim zmianę. Prawie bezwiednie uniosła dłoń i wplotła palce w jego włosy, przeczesując jedwabiste kosmyki.

- Przyciąłeś włosy - stwierdziła z nutką zaskoczenia w głosie. Jeszcze niedawno opadały mu na czoło, a teraz były znacznie krótsze.

Kącik jego ust uniósł się w lekkim uśmiechu.

- Zgadza się. Moi bracia chociaż raz okazali się przydatni i mieli ze sobą sporo potrzebnych rzeczy. W tym brzytwę - odparł z przekąsem.

Zauważyła, że jego policzki też były już gładkie, pozbawione zarostu. Razem z nim zniknęło też nieco powagi i surowości, teraz wyglądał młodziej, łagodniej.

Córka Nadziei (18+ zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz