Rozdział 32

424 57 10
                                    

Oczy Neetrita rozszerzyły się w szoku, gdy poczuł, jak maska zsuwa się z jego twarzy. Jego dłonie, jeszcze przed chwilą obejmujące ją z czułością, teraz zamarły w bezruchu. Przez ułamek sekundy ich spojrzenia się spotkały - błękit jej oczu napotkał złoto jego tęczówek. Ale trwało to jedynie mgnienie.

Odwrócił się do niej plecami z prędkością błyskawicy, jakby sam jej widok parzył go niczym ogień. Jego ramiona uniosły się gwałtownie, dłonie natychmiast powędrowały do twarzy, zasłaniając ją przed jej wzrokiem. Zasłonił się, ukrył przed nią, jakby obawiał się, że samo jej spojrzenie może go zranić bardziej niż ostrze miecza.

- Przepraszam - powiedziała przejęta, a jej głos drżał od autentycznej skruchy. - Przepraszam, przysięgam, że to nie było celowe.

Uniosła dłoń i delikatnie, niemal z obawą dotknęła jego ramienia. Jednak Neetrit szarpnął się gwałtownie, jakby sam jej dotyk parzył go niczym rozżarzone żelazo. Odsunął się od niej, wciąż zasłaniając twarz dłońmi.

- Nie dotykaj mnie - warknął, a w jego głosie pobrzmiewała mieszanina gniewu i bólu. - Nie patrz na mnie. Proszę.

Ostatnie słowo zabrzmiało niemal błagalnie, zdradzając, jak wiele kosztowało go zachowanie resztek opanowania. Poczuła, jak serce ściska jej się boleśnie na dźwięk jego głosu.

- Dlaczego? Dlaczego nie chcesz, żebym na ciebie patrzyła? - uniosła głos, a w jej tonie pobrzmiewała desperacja pomieszana z frustracją. Podeszła bliżej, próbując zajrzeć mu w twarz, ale znów odwrócił się gwałtownie, unikając jej spojrzenia.

- Myślisz, że dlaczego zasłaniam twarz maską? - warknął, a jego głos ociekał gniewem i goryczą. - Dla kaprysu? Dla widzi mi się? Nie chcę żebyś patrzyła na moją twarz. Nie chcę, byś widziała... to.

Ostatnie słowo zabrzmiało niemal jak syknięcie, pełne bólu i wstydu.

- Proszę - wyszeptała, wyciągając dłoń w jego stronę. - Pozwól mi...

Ale on odsunął się gwałtownie, jakby sam jej dotyk mógł go zranić. Jego ramiona uniosły się jeszcze wyżej, zasłaniając twarz przed jej wzrokiem.

- Nie! - warknął ostro, a w jego głosie pobrzmiewała stal. - Nie waż się mnie dotykać. Nie chcę twojej litości ani współczucia. Nie chcę, żebyś uznała mnie za jeszcze większego potwora, niż naprawdę jestem.

- Dlaczego nadal uważasz się za potwora? - chwyciła jego ramiona, próbując zmusić go, by na nią spojrzał. Jej dłonie zacisnęły się na jego mięśniach, desperacko pragnąc przebić się przez mur, którym się otoczył.

Ale jego dłonie nie odsunęły się z twarzy nawet na milimetr, jakby stanowiły ostatnią barierę chroniącą go przed jej wzrokiem i osądem.

- Dlaczego? - powtórzył gorzko, a jego głos przesiąknięty był pogardą do samego siebie. - Płynie we mnie krew Amona. Najokrutniejszego z władców piekła. Zło jest we mnie zakorzenione, to nieodłączna część mojej natury. Nie mogę od tego uciec, choćbym nie wiem jak próbował.

Potrząsnęła głową, nie godząc się z jego słowami. Nie mogła pozwolić, by pogrążał się w tej otchłani nienawiści do samego siebie.

- To, że twój ojciec jest okrutny, nie znaczy, że ty też jesteś zły - powiedziała z mocą. - Twoje pochodzenie nie definiuje cię tak do końca. Każdy ma mroczną stronę, demony z którymi musi walczyć. Ale liczy się to, kim się stajesz i co wybierasz teraz. Czy naprawdę w głębi duszy pragniesz zła?

Przez chwilę milczał, jakby tocząc wewnętrzną walkę.

- Czasem mam wrażenie - powiedział ledwie słyszalnym szeptem, jakby bał się wypowiedzieć te słowa na głos. - Że tkwi we mnie iskierka dobra. Że jest dla mnie jeszcze nadzieja. Ale boję się, że to tylko złudzenie. Że prędzej czy później mrok we mnie zwycięży i pochłonie tę odrobinę światła.

Córka Nadziei (18+ zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz