Rozdział 20

158 21 11
                                    

Ile czasu już minęło? Kilka dni? A może kilka godzin, lub lat? Zielonowłosy zupełnie stracił poczucie czasu. Nie potrafił nawet określić ile ma lat. Osiemnaście? A może Dwadzieścia? Nie wiedział jaka jest pora dnia czy nocy, którą część roku właśnie celebrują. Nie wiedział też kim jest. Nawet co do imienia miał wątpliwości. Bo w końcu, które z nich było prawdziwe? 
Całe ciało miał obolałe, płuca paliły go żywym ogniem i rwane kaszlem pozbywały się resztek zalegających w nich wody. 

Leżąc na zimnej ziemi, zwinięty w kłębek próbował opanować swoje własne myśli. Pozbyć się "koszmaru" który prześladował go odkąd tu trafił. Obrazu który zamiast dreszczy wywoływał dziwnie znajome ciepło w piersi, tylko po to by pustka i chłód mogły uderzyć w niego ze zdwojoną siłą. Jedynie nieregularna blizna na karku przemawiała za tym by jego sny okazały się prawdą. 
Że blondyn który nawiedza go w snach istniał naprawdę. 

- Wstawaj. - Izuku poczuł silne kopnięcie w brzuch w wyniku którego aż pociemniało mu przed oczami. W ustach zamajaczył mu smak jego własnej krwi, a ciało skuliło się w miejscu, choć szczerze powiedziawszy całe ciało bolało go tak że nie można mówić o najwrażliwszych miejscach. 

- Uspokój się Sato. Jak go zabijesz, zapłacimy za to wszyscy. - wycedził przez zęby jeden z żołnierzy. Oczywiście nie wynikało to z jakiejkolwiek troski o zielonowłosego omegę, a raczej ze strachu przed gniewem Kaprala Midoriyi. 

Kapral od dawien dawna miał status nie do końca zrównoważonego. Jednak odkąd schwytał swojego syna, stracił wszelkie pozostałe odruchy normalności. Za najmniejszy błąd w przeprowadzanym "leczeniu" gotów był rozstrzelać naukowców tu i teraz, bądź też skazać ich na tortury gorsze niż te spotykające obiekty ich badań. 

- Zamknij się Sith. - odpowiedział na to mężczyzna, który bez zbędnej delikatności podniósł Izuku z ziemi, wlekąc go jak worek śmieci w wyznaczone miejsce. - I tak to twoje serum wyśle nas wszystkich do grobu. 

- Serum zadziała. - Pewność wymieszana z jadem w głosie mężczyzny dawały bardzo groteskowy dla ucha efekt. To ten moment gdy na sam dźwięk czyjegoś głosu ciarki biegną wam po plecach, a ciało wręcz błaga by znaleźć się od tej osoby jak najdalej. 

- Jasne. Zabijesz mutanta a my wszyscy za to zapłacimy. 

Po tych słowach nastała cisza, a Izuku poczuł jak na jego ciele zaciskają się, doskonale mu znane, skórzane pasy. Unieruchomiony, poniżony i niesamowicie obolały, leżał na lodowatym stole nie mając pojęcia co tym razem mu się przydarzy. Jak wiele bólu dziś poczuje. 
O dziwo jednak nie poczuł absolutnie niczego, jedynie lekkie ukłucie w okolicy szyi. W miejscu w którym miał tę dziwną bliznę po zębach. Miejscu które sprawiało że jego koszmary miały prawo być prawdą. 
Później dziwne ciepło które rozlało się po jego karku, by następnie zacząć emanować na całe ciało. 

- Saturacja w normie. Ciśnienie stabilne. Serum się przyjęło. - podyktował protokolantowi Sith, odczytując parametry z licznej maszynerii znajdującej się w pomieszczeniu. Mężczyzna odczekał jeszcze kilka chwil uważnie monitorując funkcje życiowe Izuku. Po pięciu minutach, gdy nie stwierdził żadnych nieprawidłowości, postanowił przejść do fazy testowej. - Na każde z następnych pytań musisz odpowiedzieć zgodnie z prawdą. Dobrze, a teraz, czy wiesz jak się nazywasz? 

- Nie jestem pewien. - odpowiedział Izuku, którego gardło niesamowicie piekło przy każdym wypowiedzianym słowie, tak zdarte było od licznych krzyków i błagań przez ostatnie dni. 

- Możesz rozwinąć? - zapytał Sith, zapisując każde wypowiedziane przez Izuku słowo w swoim notatniku. 

- Momentami jestem pewien że moim prawdziwym "ja" jest Iwazumi Midoriya, żołnierz sił specjalnych. Przydzielony do walki z ludźmi-wilkami. Ale... są momenty gdy czuję inaczej. Gdy jestem pewien że nazywam się Izuku Bakugo i jestem jednym z nich. Mutantem. 

Godzina W | Bakudeku OmegaverseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz