Rozdział 18

162 21 2
                                    

Izuku nie miał pojęcia ile czasu minęło. Jednak gdy w końcu wytargano go z pokoju zabiegowego, jak wielu innych przetrzymywanych tam więźniów błagał o śmierć. O ten akt miłosierdzia jakim byłoby ukrócenie jego cierpień. 
Po prostu chciał przestać czuć ten palący ból, nie tylko ciała ale i duszy. Desperacko tęsknił do osoby która mogła nawet nie być prawdziwa. Jedynie blizna po zębach na karku zdawała się nadawać mężczyźnie prawdziwości. 
W końcu gdyby to wszystko wymyślił nie byłoby śladów tak? 
Kryzys tożsamościowy Izuku przybierał na sile a jego osobowość ulegała coraz większemu rozdarciu. A wszystko to przez niczym nieuzasadnioną nienawiść i strach przed nieznanym. 

W pewnym momencie wtrącono go do kapsuły, w której w wyjątkowo bolesny sposób wkręcono w niego różne diody monitorujące funkcje życiowe, żyłki kroplówkowe do podawania płynów, pokarmu i leku, oraz oczywiście matkę tlenową by ten jakże cenny obiekt nie utopił się w wodzie. Gdy kapsuła się zamknęła Izuku czuł jak traci resztki człowieczeństwa. Traktowali go jak zwierzę, jak podmiot badań.
Gdzieś z tyłu głowy światły mu podobne historie. Czytał o tym kimś. Jednak za nic nie potrafił umiejscowić tego wspomnienia w miejscu i czasie. Właściwie to sam nie wiedział czy chłopak o którym myślał naprawdę istniał czy był tylko wytworem jego dręczonej torturami wyobraźni. Czy mąż o którym tak często myślał naprawdę istniał? Czy ramiona w których tak bardzo pragnął się znaleźć kiedykolwiek go obejmowały? 
A może naukowcy nie kłamali? Może był żołnierzem któremu najzwyczajniej w świecie odbiło po traumie jaką gwarantował front, a to wszystko było wyjątkowo brutalną próbą pomocy? Próbą ratowania go przed samym sobą? 

Granica między dobrem a złem coraz bardziej się zacierała. Izuku nie potrafił nawet powiedzieć ile ma lat, czy jak nazywają się jego rodzice. Niczego nie był pewien. Nie rozumiał... nie potrafił rozróżnić które wspomnienia zostały w nim sztucznie zaszczepione a które były prawdziwe. 
Zamknięty w tej szklanej kapsule, czuł się jak przedmiot. Jak upolowane zwierze. Za wszelką cenę chciał się wydostać. 
Nawet kilka razu udało mu się wyrwać kilka rurek ze swojego ciała. Jednak na nic mu się to zdało. Odłączona aparatura rychło wracała na swoje miejsce, a zniecierpliwieni zachowaniem Izuku naukowcy najzwyczajniej w świecie podali mu leki nasenne. 
Powieki Izuku nagle zrobiły się strasznie ciężkie. Utrzymanie przytomności było niemożliwe. A ostatnią w miarę świadomą myślą Izuku było wspomnienie blondwłosego mężczyzny, o krwiście czerwonych oczach. W tym wspomnieniu całował on czoło Izuku i nazywał go kochaniem. 
To była ostatnia myśl Izuku, zanim zapadła ciemność.



Wataha płonących liści - po zaginięciu Izuku. 
*Na kilka dni przed postrzałem Shinso*


Katsuki nie mógł znaleźć sobie miejsca, wariował z niepokoju. Pierwszego dnia próbował wykazać się cierpliwością. W końcu Izuku mógł najzwyczajniej w świecie potrzebować trochę czasu dla siebie. By poukładać sobie w głowie wszystko to co działo się ostatnimi miesiącami. Jednak gdy odkryto ślady krwi i napaści na korytarzu prowadzącym do kuchni, poczuł jak coś nieprzyjemnie się w nim ściska. Jego najgorsze przypuszczenia właśnie zaczynały się ziszczać. 
Szczerze mówiąc Katsuki już po pierwszym dniu świadomości że jego Mate ktoś porwał, stał się absolutnie nieznośny. Oszalały z niepokoju. Dosłownie czuł fizyczny ból, związany z faktem że już drugi raz okazał się zbyt słaby by ochronić swojego ukochanego. Najpierw rekin, teraz... najprawdopodobniej ojciec Izuku. 

W ciągu kilku godzin Alfa postawił na nogi całe dostępne wojsko. Wezwał sojuszników swojej watahy do pomocy. Gdyby trzeba było podpaliłby cały świat byleby znaleźć Izuku. Najlepiej całego i zdrowego. 

Wszyscy odczuwali to napięcie. Już nawet nie chodziło o złość Katsukiego ale także o fakt jak wiele Izuku już zrobił dla tej watahy. A co do samego Alfy, nie można było się odezwać bo od razu wybuchał. Nawet jego rodzina i najbliżsi przyjaciele nie przynosili mu ukojenia. 
Czuł że z Izuku mogą dziać się teraz straszne rzeczy. Dla większości z nich to co faktycznie się działo, byłoby nie ludzkie. 

- Nie obchodzi mnie że trop się urywa, szukajcie dalej. Rozdzielcie wojska między każdy z terenów! - niemalże warczał Katsuki który od wielu godzin nie potrafił mówić już w normalny sposób. Dni zmieniały się w tygodnie, a on sam był coraz bardziej oszalały z niepokoju. 

- Jak mówiłem Alfa jest w złym stanie psychicznym i wszystkie raporty powinny najpierw trafiać do mnie. - westchnął Shinso który od kilku dni dosłownie stawał na rzęsach by to wszystko działało. Po pierwsze Izuku był także jego przyjacielem, po drugie za równo jego Mate i przyjaciel przeżywali zniknięcie zielonowłosego... no cóż mocno. 

- Ale protokół...

- Czy wy naprawdę macie zamiar czepiać się kilku małych odchyleń od wojskowej manery, zamiast skupić się na znalezieniu przyszłej Luny waszego stada? Człowieka z którym Bogowie jedni wiedzą co się dzieje i co mu robią? - zirytował się fioletowowłosy, uderzając dłoniami w blat stołu. 

- Rozdzielacie się na grupy i szukacie dalej. I koniec dyskusji. - oznajmił Katsuki z trudem utrzymując swoją złość w sobie. Najchętniej sam pobiegłby na poszukiwania, ale aktualnie czekał na wsparcie z sąsiednich watah i musiał podjąć ich przywódców. To dopiero go dobijało. 
Świadomość że nawet nie do końca może brać udział w poszukiwaniach.

- Ale...

- To jest rozkaz. - wycedził przez zęby blondyn, a jego oczy wręcz iskrzyły się żądzą mordu. Widok ten był tak nietypowy dla jego podwładnych że ci instynktownie wzięli kilka kroków do tyłu, zdolni zgodzić się na nawet najgłupszy pomysł Alfy. 

- T...Tak jest! - młody chłopaczek zasalutował i wybiegł z pokoju obrad wraz z pozostałymi, aby wszystkim nieobecnym w pomieszczeniu przekazać decyzje korony. 

W czasie gdy wojsko przygotowywało się do wymarszu, Shinso powstrzymywał Katsukiego przed pełnym załamaniem. Podtrzymywał go pod ramiona próbując go uspokoić, mimo iż wiedział że żadne słowa nie złagodzą tego co czuł... gdyby coś się stało Monomie, oszalałby z nerwów, pewnie przeczesałby cały świat w jego poszukiwaniu. 
Tymczasem ciało Katsukiego było napięte jak struna w gitarze, a nie od dziś wiadomo że taka struna, zbyt mocno naciągnięta pęka, sprawiając że gitara nie nadaje się do dalszego użytku. 
A jedyną osobą która mogłaby coś na to poradzić był zaginiony Izuku. 

- Dołączę do którejś z ekip poszukiwawczych. - oznajmił Shinso pomagając Katsukiemu podnieść się do pozycji stojącej, co nie było wcale takim łatwym zadaniem. 

- Co? A co z Neito? No i jak mogę podejmować przywóców bez doradcy... I....

- Shs. Przemyślałem to. Neito tam nie puszczę, nie ma opcji że zaryzykuję że znów trafi do któregoś z laboratoriów. Nie ważne jak bardzo nie chciałby pomóc. - dłonie Shinso zacisnęły się w pięści, gdyż fakt że nie zamierzał zabrać Monomy na poszukiwania był ostatnim czasem głównym tematem ich kłótni. - A ja muszę coś zrobić. To ja znalazłem Izuku na twoje polecenie prawie dwa lata temu. I to ja sprowadzę go z powrotem do domu. Obiecuję ci to. 

- Shinso, nawet nie wiesz jak...

- Nie dziękuj mi, bo gdyby chodziło o mnie poruszyłbyś niebo i ziemię żeby mi pomóc. Tak działa przyjaźń... - wymienili ze sobą słaby ucisk, po którym Shinso z westchnieniem spojrzał na korytarz. - Teraz czeka mnie najtrudniejsze zadanie ze wszystkich.

- Powiedzenie Neito co zamierzasz. 

Godzina W | Bakudeku OmegaverseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz