Rozdział 34

551 62 10
                                    

Wieczorem dłonie Lily drżały niekontrolowanie, spoczywając na jej kolanach niczym spłoszone ptaki. Jej nogi również zdawały się mieć własną wolę, podrygując w nerwowym tiku, wprawiając w wibracje całe jej ciało. A może to ręce trzęsły się tak bardzo, że wprawiały w drgania resztę jej sylwetki? Nie potrafiła stwierdzić, co jest przyczyną, a co skutkiem. Wzięła głęboki wdech, starając się uspokoić buzujące w niej emocje, ale na próżno. Jej serce wciąż galopowało w szalonym tempie, a nerwy napinały się niczym postronki.

Wygładziła dłońmi materiał spódnicy, choć ten wcale nie był pognieciony. Jej umysł po raz kolejny zaatakowała natrętna myśl, że być może powinna się przebrać. Zerknęła z powątpiewaniem na swój strój, zastanawiając się gorączkowo, czy będzie on odpowiedni na to spotkanie. Nigdy dotąd nie przywiązywała zbyt dużej wagi do swojego wyglądu, ubierając się raczej w to, co wygodne i praktyczne. Ale dziś... Dziś miała przeczucie, że jej zwyczajne ubrania mogą nie wystarczyć. Nie dla NIEGO.

Jej dłonie zacisnęły się kurczowo na materiale spódnicy, miażdżąc go w nerwowym uścisku. Zdawała sobie sprawę, że jej niepokój jest irracjonalny, ale nie potrafiła go opanować. Myśl o nadchodzącym spotkaniu z NIM wywoływała w niej mieszaninę ekscytacji i lęku. Pragnęła zrobić na nim wrażenie, pokazać się z jak najlepszej strony. A jednocześnie obawiała się, że cokolwiek by nie zrobiła, i tak nie dorówna jego oczekiwaniom.

Miała wrażenie, że nigdy wcześniej nie doświadczyła takiego paraliżującego strachu, który zdawał się przenikać każdą komórkę jej ciała.

Jeszcze dziś po południu wszystko wydawało się proste i klarowne. Czuła się bezpieczna i pewna, wtulona w ciepłe objęcia Neetrita, gdy przemierzali pustynię na grzbiecie Aternoxa. Ale gdy tylko jej stopy dotknęły ziemi, a ramiona demona przestały ją otulać, rzeczywistość runęła na nią z całym impetem. Nagle wszystko się skomplikowało, a przyszłość zasnuła mgłą niepewności.

Zdawała sobie sprawę, że jej lęk jest irracjonalny, że nie ma realnych podstaw do obaw. A jednak nie potrafiła się wyzbyć tego wszechogarniającego zdenerwowania, które ściskało jej żołądek i odbierało dech.

Jej wzrok znów padł na spódnicę, którą miała na sobie. Nie, zdecydowanie nie nadawała się na to spotkanie. Zbyt zwyczajna, zbyt pospolita. Jak mogła w ogóle pomyśleć, że będzie odpowiednia? Potrzebowała czegoś wyjątkowego, czegoś, co przyciągnie jego uwagę i sprawi, że dostrzeże w niej kogoś więcej niż zwykłą dziewczynę.

Zdeterminowana, by znaleźć lepszy strój, podniosła się z łóżka. I wtedy rozległo się pukanie do drzwi, przeszywając ciszę niczym wystrzał z armaty. Dziewczyna zamarła w bezruchu, a jej serce na moment stanęło. Czy to już? Czy nadszedł czas, by stawić czoła temu, czego tak bardzo się obawiała?

Zawahała się, rozważając w myślach zuchwały plan. Może powinna cichcem wymknąć się do garderoby i dopiero stamtąd zawołać, że Neetrit może wejść? W ten sposób uniknęłaby zdradzenia, iż oczekiwała na jego przybycie z takim zniecierpliwieniem i napięciem. Przecież nie musiał wiedzieć, że siedziała tu jak na szpilkach, odliczając sekundy do jego nadejścia, czyż nie?

Lepiej byłoby, gdyby zastał ją nonszalancko krzątającą się przy ubraniach, nieświadomą jego obecności. Tak, to zdecydowanie lepszy plan niż przywitanie go w progu z bijącym sercem i rumieńcami na policzkach.

Już miała poderwać się z miejsca i wcielić swój fortel w życie, gdy nagła myśl przyszpiliła ją do podłogi. Neetrit... Jego zmysły były nienaturalnie wyostrzone, o wiele czulsze niż u zwykłych śmiertelników. Bez wątpienia wychwyciłby szelest jej spódnicy, jej kroki na posadzce, a może nawet przyspieszone bicie jej serca, choćby znajdowała się w najdalszym kącie komnaty. Przed nim nie dało się niczego ukryć.

Córka Nadziei (18+ zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz