ʜᴜɴᴛᴇᴅ | ᴄʜᴀᴘᴛᴇʀ 11

171 11 7
                                    

perspektywa esme;

Mieszkańcy tej krainy byli niewiarygodnie głupi pod swoimi względami. Zaliczyliśmy już kilka wpadek a oni dalej nie skapnęli się, że nasza trójka tylko udaje jednych z nich.

Niestety dalej nie udało nam się uwolnić chłopaków, gdy byliśmy blisko to zabrali ich by złapać biedne smoki. Pamiętam gdy Cole opowiadał mi o przygodach ze smokami, zawsze lubiłam te historie.

No właśnie, cole. Wraz z młodym mistrzem pojechali wraz z łowcami na ich polowanie by pilnować chłopaków. Ja zostałam na miejscu, a moim zadaniem było zapoznanie z terenem by później łatwiej było obmyślić jakiś plan. Teren ten nie był jakiś wielki, wiadomo mieli duże areny na których kazali wcześniej walczyć jay'owi, kai'owi i zane'owi ale poza nimi domki były małe, a miejsca pracy bardzo zaniedbane.

Rozglądałam się, udając, że pracuję by nie zostać o nic oskarżoną. Mimo wszystko wole dmuchać na zimno. I właśnie wtedy trafiłam na rozmowę między dwoma łowcami.

- Mówię ci, gdy złapiemy pra matkę nasz los się odmieni.

- Teraz pytanie czy szef mówił prawdę.

- nawet tak nie mów, szef zawsze ma rację.

-pra matka? o czym oni mówią? - wyszeptałam chowając się za budynkiem, domyślam się, że mówią albo o oni albo smoku. W końcu to ich kraina, ale co złapanie jednego z nich ma wnieść?

- nie wiesz, że nie ładnie tak podsłuchiwać? - usłyszałam za sobą męski głos zanim ta sama osoba zakryła mi usta ręką i odciągnęła zanim mogłam zareagować.

Wprowadził mnie za domki gdzie nie widziałam żywej duszy. cholera. wpadłam?

Nie wiele myśląc nadepnęłam wyższemu na buta i odepchnęłam od siebie.

- spokojnie ruda. - powiedział z uśmieszkiem. - chce tylko pogadać.

przed moimi oczami stanął wysoki chłopak w moim wieku, który w ogóle nie wyglądał jak jeden z łowców, jednak miał ich ubranie. Granatowe włosy i niebieskie oczy wyróżniały go, tak samo jak mnie moje rude włosy i złote oczy.

- o czym? - spytałam nieufnie co do niego.

- o tym, że nie jesteś stąd. - odpowiedział bardzo spokojnie jak by mówił o tym co jadł na śniadanie. - bez obaw, ja też.

- dlaczego miała bym ci zaufać? - chłopak zaczynał mi działać na nerwy.

- może zaczniemy od początku? - i znowu ten uśmieszek. - jestem avery.

uważnie zeskanowałam go wzrokiem. - esme.

- ładne imię dla ładnej pani. - to definitywnie była moja ostatnia struna.

- przestań. - upomniałam go marszcząc brwi. - przejdźmy do rzeczy.

- pójdę z tobą na umowę. - zaczął. - nie wydam cię i pomogę ci uwolnić przyjaciół.

- co chcesz w zamian? - wiedziałam, że taka kanalia będzie chciała wielkiej przysługi, ale czy mam jakiś inny wybór?

- odrazu zakładasz. - machnął ręką. - ale tak chce coś w zamian.

Wiedziałam.

- i co to takiego mogło by być? - wiedziałam, że muszę być ostrożna z moimi słowami, obecnie jestem przyparta do ściany z wyborem.

- chce uciec z wami do waszej krainy. - na jego słowa dosłownie opadła mi szczęka. - nie rób takiej miny złotko, to rozsądna cena.

- skąd mam pewność, że nas nie wydasz? - spytałam unosząc jedną brew. - z takimi jak ty nie mam pewności.

Mroczne noce | ninjago mistrzowie spinjitzu |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz