ROZDZIAŁ 11

508 25 5
                                    

ROZDZIAŁ 11

Czy kiedyś zastanawialiście się jak to jest żyć w niewoli? 

I  chociaż nie jesteś skuty kajdanami, nadal jesteś zniewolony. Niszczejesz i zanikasz zrówno fizycznie jak i psychicznie. Najpierw od środka, aż stopniowo rozleje się to także na zewnątrz.

Chociaż tak bardzo i desperacko pragniesz wolności, to i tak wiesz, że nigdy jej już nie otrzymasz. Nadszedł ten czas, żeby się z tym pogodzić i albo nauczyć się z tym funkcjonować bo o życiu nie można tutaj mówić, albo odejść. To odejście uwolni tylko twoją złamaną duszę, ciało nadal będzie w uwięzieniu. Czy wtedy można powiedzieć, że się uwolniło? 

Na to pytanie każdy sam musi sobie odpowiedzieć, bowiem dla każdego poprawna odpowiedź będzie inna.

Dla mnie jest tylko jeden trafny argument. Wolności można zaznać tylko spójnie. Ciałem i duszą. Nigdy oddzielnie. 

Ja natomiast wiedziałam, że w moim przypadku nigdy jej już nie odzyskam. Chociaż moja klatka miała być złotą klatką, razem ze mną została tam zamknięta bestia, którą musiałam okiełznać albo dać się pożreć. 

Tyle już przetrwałam, zadawałam sobie pytanie czy będę miała siłę żeby nadal walczyć. Heroizmu dodawał  mi fakt, że miałam toczyć bitwę nie tylko dla siebie. 

Swoją skromną osobę już dawno spisałam na straty, ale Jacoba miałam szansę jeszcze uratować. 

Nie próbowałam uciec za bardzo byłam przerażona. Dotrwałam do końca balu i z nieukrywanym strachem zaczęłam się zastanawiać co będzie dalej. Do tej pory myślałam, że tylko to mnie tutaj trzyma, jeden wieczór. Miałam nadzieję, że jakoś się dogadamy i będę wolna, a teraz wiedziałam że  nie będę mogła się od niego uwolnić. Chociaż chyba jeszcze nie do końca dotarło do mnie na co się zgodziłam i z czym to się wiąże.

Jego dłoń po raz kolejny owinęła się wokół mojej talii, a najgorsza była świadomość tego, że wcale miało się na tym nie skończyć w końcu byłam jego narzeczoną. Ta myśl siała spustoszenie w moim wnętrzu. Nie spodziewałam się tego, ale w tym momencie pragnęłam  zostać jak najdłużej na tym cholernym balu. 

- Wracamy do domu, kochanie. 

Ostatnie słowo mocno zaakcentował, aby je specjalnie podkreślić. Nie odezwałam się, nawet na niego nie zerknęłam nie chciałam widzieć jego perfidnego triumfu wymalowanego na twarzy. Po prostu spuściłam głowę i szłam pokornie tam gdzie mnie prowadził.

Dojechaliśmy pod bardzo dobrze znaną mi już bramę. Całą drogę pokonaliśmy w milczeniu . Chciałam z nim porozmawiać  i wyjaśnić parę kwestii, miałam nawet wątłą nić nadziei, że uda się to wszystko jakoś odkręcić. Jednak w tej chwili zabrakło mi słów, a nawet nie przeszłoby mi nic przez gardło. 

Po przekroczeniu progu nie czekając od razu udałam się na górę w znanym mi kierunku. Pokonałam schody najszybciej jak potrafiłam i skręciłam w lewo, na końcu korytarza znajdował się mój pokój, miałam z niego korzystać w przypadku gdyby była taka potrzeba.

- Nie tam. - Rozbrzmiał szorstki głos za moimi plecami. 

Stanęłam jak wmurowana. Bałam się takiego toku wydarzeń. Szczerze wierzyłam, że jeżeli zdziałam  szybko i zniknę mu z oczu, uda mi się tego uniknąć. Tak bardzo chciałam teraz zniknąć. Byłam przerażona. Byłam sama. Nie było nikogo kto mógł mnie uratować. Złapać za rękę i poprowadzić w bezpieczne miejsce. Odwróciłam się powoli i niepewnie. 

- Przecież tam znajduje się mój pokój. - powiedziałam ciszej niż zamierzałam, nie chciałam żeby wyczuł moją panikę.

Serce trzepotało mi w piersi niczym rozszalały gołąb uwięziony w klatce, oddech miałam przyspieszony. Wpatrywałam się niepewnie w jego oczy. Wypatrując w nich nadziei. Zastałam jednak w nich tylko pustkę, zimną ścianę z którą się zderzyłam.

BLOODY SANRISEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz