ROZDZIAŁ 17

171 12 0
                                    

ROZDZIAŁ 17

Pierwszy raz od bardzo dawna miałam normalny sen. Piękny sen chociaż na pierwszy rzut oka, gdy zaczęłam się nad nim dłużej zastanawiać nie byłam do końca co do tego przekonana. 

Był piękny letni dzień. Słońce świeciło muskając moją twarz ciepłymi promieniami. Stałam na łące pełnej polnych kwiatów. Najwięcej było  maków. Otworzyłam oczy i ujrzałam majaczącą postać po drugiej stronie. Stała daleko widziałam tylko zarys jej sylwetki. Towarzyszyło mi uczucie, że bardzo dobrze znam tą osobę. Po pewnym czasie obraz zaczął mi się wyostrzać. Przystawiłam dłoń do czoła żeby osłonic oczy od ostrego słońca. Postacią była kobieta, zbliżała się wolnym krokiem w moją stronę, więc ja też ruszyłam ku niej. Prowadziła obok  siebie za rękę  niższą od siebie osobę. Po kilku minutach byli na tyle blisko, że byłam  w stanie ją rozpoznać. Na przeciwko mnie stała moja ukochana mama obdarzając mnie cudownym ciepłym uśmiechem jak zawsze. Miała na sobie letnią długą sukienkę, która powiewała delikatnie na wietrze. Niestety miała tak dużo materiału, że  przysłoniła postać obok niej. Byłam w stanie dostrzec tylko dłoń, której drobne palce oplatały rękę mamy. 

Zatrzymali się kilka kroków ode mnie. Chciałam do nich podejść, dowiedzieć się kim była ta druga osoba, ale jakaś dziwna siła nie pozwoliła mi oderwać stóp od ziemi. Urocza blondynka nadal uśmiechała się w moim kierunku, a jej oczy wyrażały ból, może wręcz współczucie. Mocno zaciskała swoje palce na nieznanej mi postaci. Zwróciła głowę ku niej uśmiechając się czule, sięgnęła drugą ręką po materiał rozsianej sukni by ją ujarzmić. Czekałam z niecierpliwością, aż zobaczę twarz nieznajomego. Kim był i co tam robił. Dzieliły mnie sekundy od odpowiedzi. 

Obraz zaczął się rozmywać, a ja wybudzać. Kurczowo łapałam się resztek snu mocno zaciskając powieki i próbując wrócić. Nie znalazłam jednak drogi powrotnej, za to do moich uszu przedostał się zadowolony mruk. 

Otworzyłam oczy z niechęcią tym razem jednak naprawdę. Niestety. Gdy mam intensywny sen dosyć mocno się ślinię, zazwyczaj moja poduszka jest cała przemoczona, mój policzek się lepi, a włosy są przyklejone do szyi. Zaciągnęłam właśnie wypływającą  wydzielinę  z ust ocierając kącik wierzchem ręki. Szyja promieniowała potwornym bólem. Spałam na kamieniu czy  jak. Usłyszałam kolejne odchrząknięcie i zamarłam. 

- Sądząc po ilości śliny, która zebrała się na moim torsie mniemam, że spało ci się dobrze. Pozwolisz, że udam się na szybki prysznic, albo chociaż skocz po żel bo i tak jestem cały mokry. - zakpił.

Wiedział, że właśnie pożera mnie wstyd więc używał sobie ile wlezie. Miał świetną zabawę z rana, słyszałam to  po jego głosie. Podniosłam się ostrożnie dźwigając na rękach tak żeby więcej już go nie dotykać. Spałam z głową na jego klatce piersiowej przerzucając rękę przez jego pas. Kurwa idealne. Jak ja tu zawędrowałam z drugiego końca łóżka. Może lunatykuję. 

Otarłam do końca twarz, a przynajmniej miałam taką nadzieję. Nie kłamał przez jego wyrzeźbione ciało płynęły prawdziwe potoki ściekjąc po bokach na pościel. Nie odważyłam się spojrzeć na jego twarz. Odwróciłam się do niego plecami rozmasowując ostentacyjnie kark. 

- Lepiej wyspałabym się na kamieniu. - powiedziałam oschle. 

- Krążą pogłoski, że moje mięśnie są porównywalnie twarde co stal. Więc muszę ci chyba przyznać tutaj rację. - mruknął z zadowoleniem podnosząc się.

Wyczułam tony samo zachwytu i zadowolenia. Aż mnie od tego zemdliło. 

- Och, to jest naprawdę interesujące co mówisz mów dalej, a ja pójdę spać. - Przeciągnęłam się i ziewnęłam głośno. 

BLOODY SANRISEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz