ROZDZIAŁ 13
Zawsze było tak samo gdy już zaczynałam mieć nadzieję na lepszy czas w moim marnym żywocie coś musiało koncertowo się spierdolić. Byłam beznadziejna wierzyłam, że jeszcze mogło być lepiej. Nie, nie mogło i muszę wyryć to sobie w mojej zniszczonej głowie. Byłam tak potwornie tym wszystkim zmęczona, swoim życiem które tak naprawdę nie miało żadnego głębszego sensu czułam się niepotrzebna, niechciana i zapomniana.
A jednak mimo tego nikt nie chciał dać mi upragnionego spokoju. Męczyłam się życiem, udawaniem. Szukałam spokoju którego nigdzie nie było, wszechświat sprytnie go przede mną ukrył.
Musiałam wreszcie zacząć wszystko układać w całość, pokruszone kawałki swojego życia skleić kropelką. Zacznę od mojego cudownego ojca. Skrzywiłam się na samo jego wspomnienie, wątpiłam by to określenie jeszcze kiedykolwiek przeszło przez moje gardło. Wolałabym wyrwać sobie tchawicę i wepchnąć ją z powrotem do środka. Jak mogłam być tak ślepa i nie widzieć co tak naprawdę dzieje się dookoła mnie. Czy ja naprawdę byłam tak głupia, czy po prostu serce przysłaniało mi prawdę.
Był cień szansy, że White mnie okłamywał. Chciałam od niego dowodów na potwierdzenie jego słów.
Już dawno zdążył dojść do siebie, minęło zaledwie dwa tygodnie, a on wyglądał jakby nic mu się nie przytrafiło. Najwyraźniej źli ludzie mają zdolności regeneracyjne.
Pełna determinacji i zawzięcia pewnym krokiem ruszyłam do jego gabinetu. Tym razem musiał odpowiedzieć na moje pytania. Wszystkie. Nie odpuszczę chociaż miałby mnie zabić w tym przeklętym pokoju.
Nie pukając zamaszystym ruchem otworzyłam drzwi, stał przodem do okna rozmawiając przez telefon.
- Jason, oddzwonię do ciebie. - Odwrócił się zaciskając usta w wąską linię, zmierzył mnie wzrokiem wsuwając dłonie do kieszeni garniturowych spodni.
- Jak mniemam jest to sprawa niecierpiąca zwłoki. Jak zawsze zresztą. - powiedział to z wyczuwalnym niesmakiem.
Stałam tam z bojowym nastawieniem, tym razem nie był w stanie zrazić mnie takim gadaniem. Wyprostowałam się i przygotowałam na niekończącą się batalię.
- Na sam początek chcę wiedzieć kto nas ostatnio zaatakował. - mój głos był pozbawiony jakichkolwiek uczuć i emocji. Był bezbarwny.
Miałam wrażenie, że wyczuł to od razu, nie zadawał pytań nie wykręcał się od odpowiedzi, po prostu ja je zadawałam, a on odpowiadał.
- Edward i Russell.
Zmarszczyłam brwi, pierwszy raz to nazwisko obiło mi się o uszy.
-Russell? kim on jest pierwszy raz o nim słyszę?
White westchnął wyciągając cygaro z wewnętrznej kieszonki marynarki. Przyglądał się mu chwile po czym zaczął swój monolog.
- Twój ojciec jest bardzo sprytny. Nie doceniłem go. Widzisz kiedy zorientował się, że nie do końca dotrzymuje warunków naszej umowy i w dodatku szukasz Jacoba zwrócił się do osoby, która tylko czekała na pretekst, żeby zaatakować.
Zapalił cygaro i zaciągnął się jego dymem przytrzymując go na chwilę w płucach. Zakaszlał i zaciągnął się kolejny raz. Lekarz kategorycznie zabronił mu palenia, ale kogo on by tam słuchał.
- Russell pragnie przejąć moje terytorium i obalić mnie. Ma dobrze wyszkolonych ludzi ale nie na tyle żeby mnie pokonać nawet z pomocą twojego ojca.
- A jednak omal cię nie zabił. - wytknęłam mu.
Popatrzył na mnie znad cygara przebijając się przez kłęby dymu.
CZYTASZ
BLOODY SANRISE
RomancePROLOG Rosalia Moor zwykła dziewczyna ze zwykłymi problemami i swoimi demonami przeszłości z którymi nie uporała się do tej pory. Ma zaplanowaną swoją przyszłość już od dawna jednak nieoczekiwanie na jej drodze pojawia się niejaki Gabriel White najg...