Rozdział osiemnasty

107 19 117
                                    

Gdy parkuję Shelbiego, pod domem babci stoi już leciwy Sharan. Wchodząc do domu słyszymy śmiechy dochodzące z salonu. Nikodem przygląda mi się z rozbawieniem, gdy podglądam odbijających się w lustrze Jana i Janinę. Wygląda na to, że z tej mąki będzie chleb. W odróżnieniu do tej, którą próbowaliśmy stworzyć ja i Mikołaj. Momentalnie pochmurnieję zirytowana, że moje myśli wciąż kręcą się wokół niego.

Starsi ludzie są tak pochłonięci rozmową, że nawet nie zauważają, że przyszliśmy. Szepczę do Nikodema, aby trzasnął drzwiami wejściowymi. Ten natychmiast podłapuje pomysł. Kiedy słyszę huk drzwi, krzyczę:
-Cześć babciu, jesteśmy- powstrzymujemy śmiech widząc odbicia w lustrze odskakujące od siebie jak poparzone. Babcia wychodzi nam na powitanie, a za nią staje Pan Jan, nieco speszony. 
-Nikodem, jak ty wyrosłeś, a jak zmężniałeś - Babcia, mierzy go wzrokiem od stóp do głów - dzieci jaka z Was śliczna para - Jezu Chryste! Spoglądam w lustro i widzę, że zarumieniłam się z zażenowania.
-Babciu, Nikodem ma dziewczynę, którą bardzo kocha.
-Tak, to prawda - Grzeczny chłopiec- ale moja Auri, także jest niezwykle piękna i bardzo podobna do Lilki - cofam to. Wredny gnojek.
- Szkoda, szkoda. A co u Mikołaja? Też kogoś ma? On za Tobą zawsze wodził wzrokiem Lilusiu- Na litość Boską, przewracam oczami i podnoszę ręce w geście poddania, a Nikodem parska śmiechem, ale szybko przestaje widząc moją rządzę mordu w oczach.
-Janinko, daj spokój, przecież ta Twoja dziecina to pewnie nie może się opędzić od kawalerów. Spójrz na nią i przestań ją zawstydzać - Kocham tego dziadka, serio, zwłaszcza teraz gdy porozumiewawczo puszcza do mnie oczko - Dzieciaki, pora już na Was, niedługo zaczynam zmianę więc będę potrzebował auta. Tu są kluczyki. 

-Tak, ma Pan rację Panie Janie, zwłaszcza, że dziś wieczorem porywam Lils na ognisko, które organizuje mój brat.
-Tak, jedziemy na o... czekaj co? - Dociera do mnie, że nic nie wiem o żadnym ognisku, zwłaszcza w towarzystwie braci Skrzyckich - Jakie ognisko? Ja nic nie wiem.
-No to już wiesz, zbieraj się, bo nie zdążymy - Jak ja nie cierpię być stawiana, przed faktem dokonanym. Nie jadę na żadne ognisko. Koniec, kropka.

Wychodząc z domu zaczepiam Nikodema.
-Mówiłeś poważnie z tym ogniskiem czy to jakaś ściema?
-Poważnie, jak byłaś odebrać auto, dzwonił Mikołaj, że wpadają znajomi i żebyśmy zrobili zakupy po drodze.
-Jak to my? Ja się tam nie wybieram. On pewnie nawet nie wie, że tam będę. 
- Lils, nie daj się prosić. Oczywiście, że wie. Od razu mu powiedziałem, że będę z Tobą. Proooszę.
-Nie, Niki, tylko nie ta mina, wiesz, że za oczy szczeniaczka zrobię wszystko.
-Prooooszę - tym razem wygląda jak kot ze Shreka.
-No dobra, wpadnę na chwilę, tylko już tak na mnie nie patrz - No, to by było na tyle z mojego stanowczego nie.
-Czad! - radośnie się śmieje i wsiada na miejsce kierowcy- Eee, Lils, mogłabyś prowadzić? - w jednej chwili mina mu rzednie.
-Jasne, ale co się stało? Źle się poczułeś? Wszystko ok? -pytam zatroskana.
-Tak, tylko...- patrzy wymownie w stronę dźwigni skrzyni biegów- a ja parskam śmiechem.
-Chcesz mi powiedzieć, że nie umiesz jeździć w manualu? - patrzę na niego z rozbawieniem, ale przestaję, gdy widzę jego zakłopotanie.
-No wiesz, prawko robiłem w Anglii, każde z naszych aut ma automatyczną skrzynię biegów, nie sądziłem, że kiedyś mi się to przyda. 
-No już już, nie stresuj się, ty mój zmężniały chłopczyku, przesiądźmy się.

Mam dobry humor, dopóki nie przypominam sobie, dokąd jedziemy. Im bliżej Oporowa jesteśmy, im droższe domy mijamy tym mocniej zaciskam dłonie na kierownicy, aż kostki mi bieleją. Gdy zbliżamy się do wielkiego szarego domu ukrytego w sosnowym lesie, za ciężką ogromną bramą, zatrzymuję się na chwilę, by nabrać powietrza. Orientuję się, że wstrzymałam oddech, a moje ręce są całe spocone.

Kiedyś kochałam ten dom. Ojciec zaprojektował go dla nas, po jednym z pierwszych przetargów na sieć obiektów handlowych, który wygrała jego firma. Kochałam przygotowania do świąt, ogromną choinkę i nasz śmiech podczas wspólnych wieczorów. Uwielbiałam to jak rysował mi postacie z bajek, a później pokazywał jak tworzy projekty. Z czasem, lubiłam go mniej, bo rodzice się coraz częściej kłócili, kilka razy widziałam jak ojciec uderzył matkę, a później Łukasza. Przestałam go lubić, gdy matka się wyprowadziła, a stary zaczął lać mnie. Najgorsze było oczekiwanie, w jakim nastroju wróci.

What If?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz