pov. Riccardo
Szliśmy sobie z Gabrielem na trening i wszystko byłoby okey gdyby nie moje niepokojące myśli w głowie. Nadal zastanawiałem się nad sytuacją w której jak myślałem któryś z moich kolegów z drużyny którzy wiedzieli o ranie na mojej nodze powiedział o tym trenerowi. No jak tak można. Przecież prosiłem aby nikomu nie mówili a oni? Szkoda gadać. Spojrzałem na Gabiego a on na mnie wciąż się uśmiechając jak to zwykle robił. I jeszcze ta jedna myśl nie dawała mi spokoju. Była rzecz którą chciałem powiedzieć Gabrielowi ale nie dałem rady. Myślałem że przecież Gabi powinien wiedzieć o tym kolesiu ale lepiej na razie mu nic nie powiem. Na takim sobie rozmyślaniu upłynęła mi cała droga na trening. Gdy byliśmy już na miejscu wszyscy byli zgromadzeni koło ławki. Przyznam że bardzo mnie to zdziwiło. Razem z Gabrielem postanowiliśmy podejść tam i dowiedzieć się co się stało. Gdy tylko podeszliśmy bliżej zauważyłem naszego kapitana Xeq z gipsem na lewej nodze. Wszyscy wówczas którzy współczuli Szeryfowi nawet nie spostrzegli się że przybyliśmy. Nagle Xeq zauważył że przybyłem na trening i zaczął powoli podnosić się z ławki. Gdy tylko wstał to natychmiast do mnie podszedł a ja szybkim krokiem cofnąłem się o dwa kroki. Po tym spojrzałem mu w oczy a on powiedział:
- Ale Riccardo nie bój się mnie, nic ci nie chce zrobić.
- Wiem to. Spokojnie odpowiedziałem.
- No bo ja mam do ciebie bardzo ważną sprawę. Rzekł kapitan.
- Jaką? Odezwałem się wiedząc co teraz zamierza powiedzieć.
- Jak już zauważyłeś spadłem z drzewa i złamałem sobie nogę. Za trzy dni gramy mecz towarzyski z jakąś nową drużyną która chce się przed nami popisać. Ja z tą złamaną nogą niestety nie mogę grać więc chciałbym abyś został kapitanem na tym meczu. Powiedział do mnie po czym ściągnął opaskę kapitana i wystawił ją w moją stronę.
- Zostaniesz kapitanem! Dodał szczęśliwy.
Ja gdy tylko spojrzałem na opaskę zaczęło mi się kręcić w głowie. Cały czas po głowie latało mi ostatnie zdanie wypowiedziane przez Xeq. Zostaniesz kapitanem... Źle mi się kojarzyło to zdanie a to przez to co się wydarzyło kilka tygodni temu. Nikomu o tym nie powiedziałem więc nie chciałem już nigdy być kapitanem. A teraz zostałem postawiony pod ścianą. Chwilę później tak mocno zakręciło mi się w głowie i padłem jak nieżywy na ziemię. Ostatni mój widok to był Gabi przed oczami a potem totalna ciemność.
Pół godziny później
Powoli wracałem do żywych, zacząłem otwierać oczy i wtedy zauważyłem Gabriela siedzącego obok mnie. Leżałem akurat w jakimś łóżku i zapytałem:
- Co się ze mną stało?
- Stałeś i wpatrywałeś się w opaskę kapitana a tak nagle upadłeś na ziemię. Potem to wszyscy do ciebie podbiegli i martwili się co z tobą chcieli nawet wezwać karetkę. Ale trener powiedział że może słońce za mocno ci przygrzało więc przyniósł cię tutaj. Wyjaśnił mi wszystko Gabriel.
- A Xeq? Spytałem i spojrzałem mu w oczy.
- Mówił że gdy tylko lepiej się poczujesz żebyś przyszedł do sali w której trzymamy piłki. Powiedział Gabi.
- Lepiej ci? Dodał.
- Tak a teraz muszę iść do kapitana. Rzekłem i wstałem z łóżka.
- Dobrze. Odpowiedział Gabriel.
A ja wyszedłem i poszedłem nie do Xeq lecz do szatni. Wziąłem kartkę i długopis i nabazgrałem coś na kartce wziąłem swój strój piłkarski i poszedłem w stronę sali z piłkami. Gdy byłem już pod drzwiami zapukałem i wszedłem do środka. W sali zauważyłem Szeryfa siedzącego na krześle gdy mnie spostrzegł wstał i spytał:
- Riccardo?
- Tak to ja, proszę, opuszczam drużynę a tu moje odmeldowanie. Powiedziałem krótko i zwięźle po czym położyłem kartkę i strój przed Xeq.
Kapitan był bardzo zdziwiony a ja nie chciałem dłużej tutaj przebywać więc opuściłem pokój. Ja wziąłem z szatni swoje rzeczy i ruszyłem w stronę domu. Po chwili usłyszałem że ktoś za mną biegnie więc odwróciłem się i zauważyłem Xeq biegnącego o kulach w moją stronę. Ja zatrzymałem się bo nie chciałem aby mu się pogorszyło gdy tylko to zrobiłem Xeq dobiegłszy powiedział:
- Ja tego nie przyjmuje.
- Co jest, nie poznaję cię. Dodał i potargał kartkę na moich oczach.
- Nic. Odpowiedziałem i chciałem wyruszyć w dalszą trasę lecz w tym momencie Xeq złapał mnie za bluzę.
- Riccardo ale ja cie proszę porozmawiajmy, spróbuję cię przekonać a jak nie zmienisz zdania to ja zaakceptuję twoją decyzję. Powiedział i spojrzał mi prosto w oczy błagalnym wzrokiem.
- No dobra, to chodźmy. Powiedziałem nie bardzo przekonany ale nie chciałem zrobić przykrości.
I ruszyliśmy w stronę sali w której trzymamy piłki do gry. Gdy byliśmy w środku rozmowę zapoczątkował Xeq:
- Co się stało?
- W sensie? Spytałem nie rozumiejąc pytania.
- Przecież to gołym okiem widać że coś jest na rzeczy. Powiedział i pokazał mi krzesło na którym miałem usiąść.
- Ja po prostu nie... Nie skończyłem i spuściłem głowę.
- Rozumiem jak nie chcesz na razie powiedzieć to nie, czy jest szansa abyś został w drużynie i poprowadził ją do zwycięstwa. Rzekł i usiadł naprzeciwko mnie.
- Po prostu... nie chce... Nie skończył Kruczek.
- No proszę, nikt nie poprowadzi drużyny tak jak ty, ja w ciebie wierzę. Powiedział Szeryf.
- Ale ja po prostu się nie nadaję. Rzekłem i posmutniałem w ułamku sekundy.
- Nikt oprócz ciebie temu nie podoła. Odpowiedział Xeq i znów spojrzał na mnie proszącym wzrokiem.
W głębi duszy wiedziałem że to nie jest dobry pomysł ale z uwagi na ciągłe jego prośby zgodziłem się. Postanowiliśmy że oznajmimy tę nowinę drużynie. Jak postanowiliśmy tak zrobiliśmy. Wyszliśmy na zewnątrz i zwołaliśmy cały zespół. Zaczął Xeq:
- Z racji tego że nie jestem w stanie grać w najbliższym meczu Riccardo zostanie kapitanem i poprowadzi was do zwycięstwa.
- Zgadzacie się z moim wyborem? Spytał Szeryf.
- Tak! Krzyknęła drużyna niemal równocześnie.
- Wygramy? Zapytałem.
- Wygramy! Krzyknęli wszyscy na raz.
I w tym momencie zaczęliśmy trening. Pierwsze postanowiłem że poćwiczymy podania. Więc wszyscy ustawili się na pozycjach i podawaliśmy piłkę między sobą. Później podniosłem poprzeczkę i wymienialiśmy się piłką w biegu. Szło nam to wspaniale. Po chwili Less stwierdził że to bardzo nudne i poddał pomysł na strzały na bramkę. Ja zgodziłem się na ten pomysł i każdy po kolei mógł strzelić do bramki. Najpierw strzelaliśmy do pustej co było banalne bo każdemu się udało, no z wyjątkiem Lessa który twierdził że słońce za mocno świeciło mu w oczy. Po tych strzałach zaczęliśmy strzelać na bramkę z bramkarzem którym został JP. Gdy strzelaliśmy na bramkę to nikomu nie udało się strzelić więc byliśmy pewni że mamy najlepszego bramkarza pod słońcem.
CZYTASZ
RiGiV
AdventureAU: Będę starała się wrzucać przynajmniej 1 rozdział tygodniowo. Miłego czytanka^-^.