Rozdział 8. Ważny mecz

16 1 0
                                    

W dniu meczu

pov. Gabriel

Dzisiejszej nocy wyspałem się znakomicie już nie mogłem się doczekać naszego ważnego meczu. Przebrałem się i pobiegłem obudzić Riccarda lecz nie zastałem go w pokoju. Zeszedłem do kuchni sądząc że je śniadanie i nie myliłem się. Siedział i jadł tosty z serem popijając je kakaem. Gdy mnie zauważył powiedział:

- Dzień dobry śpiochu.

- Śpiochu? Spytałem zaskoczony.

- No bo tylko śpiochy śpią do ósmej. Odpowiedział Ricc i się uśmiechnął.

- To o której ty wstajesz? Zapytałem bardzo zdziwiony.

- Zwykle, to tak o piątej dwadzieścia trzy. Powiedział i spojrzał na mnie.

- Co? Spytałem zszokowany.

- No dobra, dobra koniec pogaduszek, bo zaraz się spóźnimy na mecz, chodźmy. Rzekł Riccardo i odłożył naczynia po śniadaniu do zlewu.

Później dostałem tosta na wynos od kucharki Riccarda i razem z Kruczkiem ruszyliśmy pod szkołę. Na miejscu czekał już na nas autobus i chyba wszyscy w środku. Weszliśmy szybkim krokiem do niego i zajęliśmy jedyne wolne miejsca. Przed wyjazdem Xeq wyszedł na środek i powiedział:

- To jest bardzo ważny mecz dla nas dlatego musimy wygrać.

Wtedy wszyscy w autobusie byli bardzo szczęśliwi tak jak ja.

pov. Riccardo

Od samego początku nie chciałem brać udziału ale nie mogłem zawieść drużyny przecież byłem ich kapitanem w obecnej chwili. Gdy nasz autobus się zatrzymał wszyscy wysiedli i udali się w stronę szatni. Szatnia była dość spora. Przebrałem się i byłem prawie gotowy wystarczyło jeszcze tylko założyć opaskę kapitana na rękę. Ja nie chciałem jej wkładać tyle złych rzeczy było z nią związane. Lecz to myślenie przerwał mi Gabriel który akurat do mnie podszedł i spytał:

- Stresujesz się?

- Troszkę. Odpowiedziałem.

- Spójrz na mnie, wszystko będzie dobrze, na pewno wygramy. Powiedział Gabi i wziął opaskę do rąk.

- Brakuje ci jeszcze tego. Dodał i założył mi opaskę kapitana na rękę.

- Dziękuje. Odpowiedziałem nie wiedząc co tak na prawdę powiedzieć.

Razem z całą drużyną wyszliśmy na murawę i obgadaliśmy strategie. Strategia była dość prosta obrona skupiała się na obronie a bramkarz na bronieniu. Zaś napastnicy byli podzieleni na dwie grupy jedna połowa odbierała piłkę i podawała drugiej połowie czyli trzem osobom. Mieliśmy tylko jedenastu zawodników bez zmian w razie kontuzji więc zadanie troszeczkę było utrudnione. Cała reszta była na wakacjach, noż ja nie wiem jak mogą przegapić taki mecz. No ale mówi się trudno. A taki był nasz skład. Na bramce nikt inny tylko Jan-Piotr Szalin. Na obronie Gabriel, Less, Mast oraz Ralon. Napastnicy w pierwszej grupie to Terry, Gomel i Sal. A w drugiej grają ja, Victor i Fei. I ten mecz zaczęliśmy my. Fei do Victora i Victor do Feia. Były to piękne podania w powietrzu wiedziałem że skoro jeszcze nie udało się przeciwnikom odebrać nam piłki to mamy duże szanse na zwycięstwo. Ja wystawiłem się na wspaniałą pozycje i dałem znak Victorowi żeby podał piłkę do mnie. Bez żadnych trudności trafiła pod moje nogi i ta piękna akcja zakończyła się moją bramką. Widownia kibicowała przeciwnej drużynie więc z takiego gola to oni się nie ucieszyli. Przeciwnicy byli zawzięci i w niecałe dziesięć minut prowadzili dwa do jednego. JP był normalnie załamany. Nasza drużyna chciała ode mnie nowych instrukcji a ja myślałem przez cały czas o zdradzie kolegów. Nie mogłem się skupić na grze przez co usłyszałem krzyk trenera:

RiGiVOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz