Capítulo veintiséis

593 47 30
                                    

SOLDADO

– Dobry wieczór, poruczniku.

W milczeniu wpatruję się w stojącego obok Huntera, a w myślach nasuwa mi się jedno pytanie.

Po chuj on tutaj, kurwa, przyszedł?

Obrzucam go podejrzliwym spojrzeniem.

– Potrzebujesz czegoś, Hunter? – pytam wprost, przyjmując swój zimny ton.

Obdarowuję go przenikliwym spojrzeniem. Nie zdziwię się, jeśli stał tu dobry kawał czasu i nas, kurwa, obserwował.

– Nie – odpowiada pewnie. – Po prostu przechodziłem korytarzem, a wtedy zadzwonił mój telefon i... – Jego wzrok zatrzymuje się na kompletnie zdezorientowanej Reyés. Nie trudno dostrzec, jak ten sukinsyn bezwstydnie się na nią gapi, w dodatku lustrując jej smukłą sylwetkę.

Zaciskam pięści, kiedy dziewczyna oblizuje swoje pełne, spierzchnięte wargi, a te od razu przybierają malinowy kolor. Ja pierdolę. Wspomnienie ich smaku i tamtej szpitalnej nocy natychmiast zalewają mój umysł, w efekcie czego zaczynam tracić zmysły, a jednocześnie robię się wkurwiony, że Hunter podziwia jej ciało. Na samo wspomnienie o jej cholernie słodkiej cipce robię się, do kurwy nędzy, twardy.

I tak jest i teraz.

– I co? – przywracam temat, którego nie dokończył. Ponownie skupia na mnie uwagę, za co powinien mi, kurwa, dziękować w duchu. Wystarczyłby moment, a mój nóż skończyłby w parze jego pierdolonych oczu. – Nie dokończyłeś.

– Ah, racja. – Drapie się po karku, posyłając nam przepraszający uśmiech. Nie da się nie odczuć, że atmosfera zgęstniała. – Jak zadzwonił mój telefon to się zatrzymałem, ale przypadkiem i wy przerwaliście swój... – urywa, a ja po jego tonie mogę wywnioskować już tylko jedno – ...trening.

Kłamie.

Jestem w chuj pewien, że nas obserwował. Jego nagłe zawahanie tylko to potwierdza.

Kurwa, co on kombinuje?

– Nic się nie stało – zapewnia go miłym głosem Laila, przez co mam jeszcze większą ochotę mu wyjebać. Pierwszy raz słyszę, żeby rozmawiała takim tonem, a mój coraz bardziej pulsujący kutas domaga się więcej. – Właśnie kończyliśmy... prawda?

Dziewczyna zerka na mnie stanowczo, ale i niepewnie. Widzę, że chce, abym potwierdził jej słowa. Pomimo że mam kominiarkę, to z zajebiście satysfakcjonującym uśmiechem odpowiadam:

– Nie.

Dostrzegam, jak jej brązowe oczy płoną gniewem, a usta zaciskają się w linię. Ma cholerne szczęście, że nie zaczęła się wykłócać. Inaczej z wielką chęcią przełożyłbym ją przez kolano, tak dla przypomnienia pewnych zasad.

I nie śmiałbym być w ogóle, kurwa, delikatny.

Toczymy niemą walkę na spojrzenia. Dziewczyna po krótkiej chwili zagryza wargę, tłumiąc uśmiech i przewraca oczami. Kurwa mać, wygląda przy tym tak seksownie, że i mi ledwo udaje się powstrzymać uśmiech. Niestety chujowa atmosfera, którą przytargał za sobą Scott dalej istnieje.

Zwracam się do niego, obdarowując go ciężkim spojrzeniem.

– Myślę, że na ciebie już czas, Hunter.

– I tak miałem już iść – odpowiada, po czym przenosi swój wzrok na dziewczynę. Przysięgam, zaraz mu, kurwa, przypierdolę. – Wybacz, że zapytam, ale nigdy wcześniej cię tu nie widziałem. Jak masz na imię?

SicarioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz