Capítulo treinta

579 43 15
                                    

SOLDADO
Trzy dni później

Prywatne lotnisko, Londyn, Wielka Brytania, 8:06 pm.

W spokoju palę papierosa, od półtorej godziny wzrokiem pochłaniając otaczającą mnie noc. Przede mną rozciąga się pas startowy prywatnego lotniska MI6, a ja z każdą mijającą sekundą mam nadzieję, że wkrótce ujrzę należący do wywiadu wojska samolot, w którym znajduje się moja pyskata dziewczynka.

Reyés.

Minęły trzy dni, odkąd Navarro nam wszystko wyśpiewał, a dzień później generał Wolff oznajmił, że dopóki CIA nie uzyska wiarygodnych i prawdziwych informacji o Malverde plus nie namierzy jego lokalizacji, do tego czasu jesteśmy wolni. Miałem kurewską nadzieję, że przed wylotem zdążę jeszcze złapać Reyés – która jak się później okazało, miała inny samolot i to dwa dni później – i dowiedzieć się, o co, kurwa, chodziło z tym telefonem o tak późnej porze, ale nigdzie nie mogłem jej znaleść.

Ale dzisiaj jej tego, do kurwy, nie odpuszę.

Opowie mi wszystko. Nawet najmniejsze szczegóły.

I może mieć tylko nadzieję, że jutrzejszym wczesnym rankiem Hunter będzie miał głowę na swoim pierdolonym miejscu.

Unoszę głowę, dostrzegając małe, coraz bardziej powiększające się światło na niebie. Kącik moich ust unosi się na myśl, że zaraz znów zobaczę tę irytującą buźkę, która nie wie, kiedy trzymać pieprzony język za zębami. Zaciągam się, rozkoszując się nikotyną wypełniającą moje płuca, w międzyczasie uważnie obserwując lądującą maszynę. Przymykam powieki na wskutek nagłego wiatru, a gdy koła samolotu już stają na ziemi, ostatni raz wypuszczam dym i wyrzucam fajkę.

Wolnym krokiem ruszam w jego stronę, nie mogąc się doczekać obecności córki jebanego Reyésa. Kurwa, powinienem zacząć się leczyć u jakiegoś specjalisty, ale nic nie poradzę na to, że strach tej dziewczyny, jak i jej cała cholerna osobowość niewytłumaczalnie mnie od siebie uzależniły i pragnę tylko więcej.

Drzwi samolotu otwierają się. Gdy pracownicy rozkładają schody powietrzne, samolot pierwsi opuszczają dwaj żołnierze, z którymi jakiś czas temu pracowałem. Niedługo zajmuje im, aby mnie dostrzec. Czerwony laser od razu ląduje na mojej klatce piersiowej, jednak szybko uświadamiają sobie, że to ja.

– Kyle! – krzyczy jeden z nich, Zeke, który zaraz po upewnieniu się, że nic nie stwarza dodatkowego zagrożenia, podchodzi do mnie. – Co tu robisz?

Poprawiam kominiarkę, ruchem głowy wskazując na samolot.

– Czekam.

Mężczyzna marszczy brwi, nie rozumiejąc.

– Niby na kogo? – pyta zdziwiony. – Chłopaki lecieli z tobą, nie?

W tym samym momencie zauważam tak bardzo znajomą mi kobiecą sylwetkę, że automatycznie ruszam w jej kierunku, rzucając mu szybką odpowiedź:

– Właśnie wychodzi.

Gdy Reyés zdaje sobie sprawę, że na nią czekałem, staje jak wryta. Mimo otaczającego nas mroku i odległości, przez światła maszyny wyraźnie dostrzegam jej błyszczące ze strachu oczy. Jej wyraz twarzy wygląda na pełen napięcia, jakby zagubiony. Nie umyka mi, jak zakłada włosy za uszy, a następnie ponownie przywraca je do poprzedniego stanu. Widzę, że coś ukrywa.

Ja to, kurwa, czuję.

Czyżby moja dziewczynka nie potraktowała mojego rozkazu na poważnie?

Kiedy znajduję się już wystarczająco blisko, nareszcie stojąc naprzeciwko niej, kącik moich ust unosi się ku górze. Laila w milczeniu się we mnie wpatruje, nawet nie myśląc o tym, żeby się, kurwa, przywitać. Cóż, nie dziwię się jej, bo jestem aż w stanie usłyszeć, jak szybko i głośno zapierdala serce dziewczyny. Lekki wiatr powoduje, że kilka kosmyków opada jej na tę śliczną, trochę zarumienioną buźkę, która wręcz prosi, żeby się nią zająć.

SicarioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz