Capítulo cinco

530 35 2
                                    

SOLDADO

Tamazula de Victoria, obrzeża Durango, Meksyk, 11:28 pm.

Zeskakuję na ziemię, mocno trzymając swój karabin szturmowy HK416. Dźwięk głośno pracującego silnika ciężkiego śmigłowca zagłusza niemal wszystko. Reflektory maszyny oświetlają nam teren na zasięg około dziesięciu metrów.

– Gotowy? – Ledwo słyszę zza swoich pleców Ace'a.

Chłopak staje przede mną, jak zwykle mając na twarzy ten swój charakterystyczny zadziorny uśmiech.

– Znasz odpowiedź.

Walker puszcza mi oko.

– Rozjebmy go.

Śmieję się, widząc sierżanta Walkera w takiej gotowości. Najwidoczniej jego szkocki tyłek jest dzisiaj w humorze.

Podczas gdy reszta żołnierzy opuszcza śmigłowiec, pilot przygotowuje się do odlotu. Jason razem z Tylerem zjawiają się obok nas. Nie mija nawet kilka minut, a trwająca już od pięciu godzin noc daje nam o sobie znać, kiedy Nik, nasz pilot, odlatuje.

Graver podchodzi do nas, zwracając naszą uwagę.

– Samochody już są – oznajmia, przeskakując wzrokiem pomiędzy naszą czwórką. – Pospieszmy się, nie mamy za dużo czasu.

– Przyjąłem – odpowiada Jas, zakładając swoje gogle noktowizyjne, co robimy również my. – Bravo sześć, zrywam łączność.

Operacje czas zacząć.

***

Po półtora godzinnej jeździe wreszcie wjeżdżamy do Culiacán. Jest około wpół do drugiej, dzięki czemu ulice są puste. Czasami przejedzie kilka samochodów, których kierowcy jadą w długą podróż. Zależy nam na tym, żeby przyjechać niezauważalnym, wykonać brudną robotę i zmyć się przed świtem.

Opieram głowę o zagłówek, obserwując mijaną tabliczkę z napisem „Bienvenidos a Culiácan". Dziesięć minut później, gdy wjeżdżamy na autostradę, wokół nas rozciąga się świecąca panorama samej stolicy stanu Sinaloa. Kiedy mijamy kasyno, w głowie dosłownie mam widok zawsze tętniącego nocnym życiem i grami hazardowymi Las Vegas.

– Przydałoby się rozerwać po odjebaniu tego sukinsyna. Może kasyno? Co wy na to?

Spodziewałem się, że Tyler o to zapyta.

– Jestem za. – Ace popiera jego propozycję. – Kapitanie? Poruczniku?

Wcale mnie to nie dziwi. Ci dwaj są zawsze pierwsi, jeśli chodzi o imprezę po wykonanej misji, ale rozumiem to. Obaj są jeszcze młodzi, mają po dwadzieścia sześć lat i siedem lat i całe życie przed sobą. W przeciwieństwie do mnie.

– Jeśli wszystko pójdzie dobrze, czemu nie? – stwierdza Jason, zatrzymując się na światłach. To on jest za kierownicą.

– Zajebiście. Kyle?

– Ta, zobaczę – odpowiadam krótko, skupiając się na swoich myślach.

Nie licząc rozmów na temat głupich przemyśleń Tylera i Ace'a, droga mija nam całkiem spokojnie. Kiedy szykujemy się do zjazdu na lewy pas i opuszczeniu autostrady, grupa pierwsza w cadillacu przed nami niespodziewanie hamuje.

McCallahan gwałtownie wciska hamulec, przez co wszyscy nagle lecimy do przodu. Na szczęście dzięki zapiętym pasom nikomu nic się nie dzieje.

– Co jest, do chuja? – Klnie, zastanawiając się, o co chodzi.

SicarioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz