Rozdział 9

14 4 1
                                    

Piątek nastał z taką prędkością z jaką straciłam wszyskie uczucia względem Elliota.

Minęło kilka dni, przez które prawie do nikogo się nie odzywałam oprócz Amelii. Odpoczynek od wszelkich kontaktów z otoczeniem przynajmniej trochę łagodził ból. Na całe szczęście Elliot postanowił mnie nie nachodzić, jego milczenie było błogosławieństwem. Ignorowałam rodziców, jak tylko mogłam, zamykając się w swoim świecie. Seth? Jak zawsze, ślad po nim zaginął – tak jakby nigdy nie istniał.

W UrbanDesign byłam tylko raz, w środę. Zanim się tam wybrałam, czułam jakbym miałam przekroczyć granice nieznanego terytorium. Mamie nie była zadowolona z tego, że tak mało uczestniczyłam w życiu firmy, ale przecież siłą nie mogła mnie tam zaciągnąć.

– Jezu. Co za teatr. - mruknęła przyjaciółka, przewracając oczami.

– Żebyś wiedziała. Szkoda, że nie widziałaś twarzy mojej mamy, kiedy jej powiedziałam, że nie będzie mnie do końca tygodnia w firmie. Myślałam, że pęknie ze złości. - musiałam zakryć buzię dłonią, aby nie wypluć jedzenia podczas śmiechu. Przypomniałam sobie, jak mama stawała na palcach, próbując zachować spokój, podczas gdy jej oczy błyszczały gniewem.

Promienie słońca otulały nas jak ciepły koc, a delikatny wiatr muskał twarze. Był koniec maja. Za niespełna trzy tygodnie kończyłam liceum i czekało mnie rozdanie dyplomów. Jako mała dziewczynka marzyłam o tym dniu. Widziałam siebie na podeście, trzymając dyplom w ręku, uśmiechając się do rodziny i przyjaciół, a potem rzucając w górę tę charakterystyczną czapeczkę. 

Teraz jednak wszystko się zmieniło. Zamiast podekscytowania, odczuwałam obawę. Dla niektórych był to czas radości, gdyż mogli rozpocząć studia. Inni wyruszali w podróże za pieniądze swoich rodziców, a ja stałam przed wyborem – czy iść w ślady rodziców i dołączyć do UrbanDesign Studio, czy może rzucić wszystko i pokazać im środkowy palec.

Kochałam ich z całego serca i, jak chyba każde dziecko, chciałam, aby byli ze mnie dumni. Jednak w tym przypadku w zamian mogłam być tylko nieszczęśliwa.

– Nad czym tak dumasz? - zapytała Amelia, podsuwając w moją stronę paczkę suszonych bananów. Jej ciepły głos wyrwał mnie z zamyślenia, a spojrzenie pełne troski dodało otuchy.

– Życiem. - burknęłam. Wrzuciłam sobie kawałek banana do ust i zaczęłam obserwować naszą drużynę futbolową w akcji. Musiałam przyznać, byli nieźli, a wyglądali jeszcze lepiej.

– Sonja.

– Hmm? - przyjaciółka zwróciła moją uwagę, dźgając mnie palcem w żebra.

– Jestem tu, wiesz o tym. Możesz pogadać ze mną o wszystkim. Jeśli coś cię trapi, po prostu powiedz, dobrze?

Studiowałam jej twarz przez sekundę, po czym wyciągnęłam się na ławce i głośno westchnęłam. Miałam jej tyle do powiedzenia, jednak nie chciałam obarczać ją moimi problemami. W sumie tak i tak bardzo mi już pomogła.

– Co jest? - ponaglała, szczypiąc w odkrytą łydkę.

– Nic konkretnego. Ta cała sytuacja mnie przytłacza. Zbliża się koniec roku, a ja miałam dołączyć do firmy Hollisów, ale teraz po prostu nie mogę sobie tego wyobrazić. Poza tym, nigdy tego nie chciałam, sama wiesz. - przyjaciółka kiwnęła na potwierdzenie, że rozumie.

– Wiem, że już pewnie jest za późno, ale chciałam jeszcze raz zaaplikować na studia. - poinformowałam.

Amelia zamarła z kanapką przy ustach, a jej oczy szeroko się otworzyły. Po chwili zaczęła przeraźliwie piszczeć, co było jej naturalną reakcją na niespodzianki.

Rozdarte serce [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz