Prolog

42 8 5
                                    

Myślałem, że w pracy ochroniarza przeżyłem już wszystko...
Dopóki nie dałem się postrzelić w obronie cholernego psa.
Żeby to był przynajmniej jakiś ważny pies, na przykład pies przewodnik albo pies policyjny. Ale nie, oczywiście że nie. Jak skończony debil musiałem narazić swoje życie dla pieprzonego chihuahuy o imieniu Bullet.
Co za ironia...
- Przepraszam...? Czy pan mnie słyszy?
Sanitariusz nie przestawał krzyczeć prosto do mojego ucha.  Niestety siedział tak ze mną w zimnej karetce od dobrych kilku minut, chociaż byłem całkiem pewien, że od dawna powinniśmy jechać na syrenie w stronę najbliższego szpitala. Nic sobie nie robił z moich grymasów, które dla niego oznaczały pewnie potworny ból, jaki de facto odczuwałem w każdej komórce mojego ciała, ale nie tylko z powodu kuli, jakie utknęły w moim ciele, lecz również przez ten jego piskliwy głos, obijający się o moje bębenki.
-  Mhm...
- Jak się pan nazywa? Proszę pana?
Sanitariusz znów dotknął mojego ramienia. Syknąłem, gdy niechcący, a może i specjalnie, nacisnął na bark, w którym  akurat tkwiła pierwsza kula. Druga była chyba gdzieś w plecach, może w okolicach nerek.
Co poszło nie tak?
Zawsze nosiłem kamizelkę kuloodporną. To była zasada numer jeden w mojej pracy. To było jak pacierz, chociaż sam nie byłem przesadnie wierzący. Tak jak inni odmawiali go rano i wieczorem, ja jeszcze zanim zdążyłbym się obudzić czy umyć zęby już zakładałem kamizelkę kuloodporną. Zdejmowałem ją dopiero przed prysznicem, późno, wieczorową porą.
W takim razie dlaczego teraz leżałem na noszach w karetce pogotowia z dwoma kulkami w ciele?
Mój wzrok powędrował ponad głową młodego sanitariusza i padł na powód mojego cierpienia.
Luke pieprzony Hemmings.
Wschodząca gwiazda kina akcji, która w filmach kopała i kroiła przeciwników na kawałeczki, a w rzeczywistości, cóż, nie umiała nawet samodzielnie zabić pająka.
Luke stał z rozchylonymi ustami, czerwonymi od zimnego wiatru. Jego przerażone oczy skierowane były prosto na mnie.
Przynajmniej teraz mnie dostrzegł...
Ale to też trwało zaledwie krótki moment.
Ledwo zdążyłem mrugnąć, a manager Luke'a, pieprzony Ashton Irwin, dotknął ramienia aktora. Z pełnym powagi wyrazem twarzy, Ashton szepnął mu coś na ucho. Luke pokiwał głową. Wziął na ręce Bullet i nie oglądając się za siebie odszedł w stronę samochodu, zabierając ze sobą także moją pieprzoną kamizelkę kuloodporną.
Pięknie.
Zamknąłem oczy, gdy sanitariusz po raz kolejny potrząsnął moim rannym ramieniem. Już nawet nie wydawałem z siebie jęków czy westchnień bólu. Było mi wszystko jedno.
Byłem taki zmęczony...
- Proszę pana czy...
- Tak, kurwa. Słyszę pana głośno i wyraźnie - rzuciłem przez zaciśnięte zęby.
Odepchnąłem jego rękę, czego natychmiast pożałowałem. Krew pociekła ciurkiem z otwartej rany. Krzyk uwiązł mi w gardle, gdy czyjeś silne, zadbane dłonie zacisnęły się sprawnie wokół pulsującej rany.
- Przepraszam. Kolega ma praktyki - powiedziała sanitariuszka, jeszcze mocniej dociskając ranę. Zacisnąłem zęby. - To dobrze, że jest pan świadomy. Pan Michael Clifford, prawda?
- Mhm... - Tylko tyle udało mi się wydukać.
Usłyszałem jak drzwi karetki wreszcie zamykają się z trzaskiem. Syrena ambulansu podrażniła moje uszy, ale wszystko bolało mnie do tego stopnia, że już nawet za bardzo mi to nie przeszkadzało.
Tak jak powiedziałem, było mi wszystko jedno.
Poza tym byłem przyzwyczajony do hałasu. Luke Hemmings zatrudnił mnie jako swojego ochroniarza zaledwie kilka miesięcy temu, gdy jego kariera dopiero nabierała tempa. Ten krótki czas wystarczył, by wzbić go do gwiazd. Dosłownie. Z nierozpoznawalnego  chłopaka, który co najwyżej mógł grać na konsoli, a nie na scenie, Luke stał się jednym z najbardziej rozchwytywanych gwiazd współczesnego kina.
Te kilka miesięcy wystarczyło mu również, aby bezpowrotnie podbić moje serce.
Pewnie większość uznałoby mnie za głupca. Nie dlatego, że się w nim zakochałem. Wielu kochało Luke’a, może nawet bardziej niż ja. Byłem głupi, bo oddałem mu moją kamizelkę kuloodporną, a potem oddałem strzał w stronę niezidentyfikowanego przeciwnika. Nie obchodziło mnie kto atakował. Pewnie kolejny psychofan, zazdrosny rywal albo kartel narkotykowy, z jakim ani Luke, ani większość innych gwiazd showbiznesu nie za bardzo się lubiła. Przynajmniej tak zakładałem. Wszystkie gwiazdy, o jakich cokolwiek wiedziałem to, te które poznałem od dupy strony. To znaczy ochraniając ich tyłki.
Jednego byłem pewien. Celowali w Luke'a, a ja nie mogłem pozwolić mu umrzeć.
Ba, nawet jego psa musiałem obronić. Nie wahałem się ani przez chwilę, kiedy zamaskowany strzelec wymierzył w zwierzę, chcąc trafić tam gdzie zabolałoby Luke’a najbardziej.
Lecz chyba to nawet nie sam ten akt czynił mnie idiotą. Byłem głupcem, ponieważ nawet teraz, tracąc krew i czując pulsujący ból w całym ciele, nie żałowałem tego co zrobiłem.
Poczułem jak ktoś znów mnie dotyka. Próbowałem otworzyć oczy, lecz powieki nagle zaczęły mi niebezpiecznie ciążyć.
Nie tak to powinno wyglądać...
Powinni wyjąć kulki i mnie pozszywać. To wszystko. Dlaczego więc czułem się jakbym zasypiał?
- Dużo krwi... Szpital....Sala jest gotowa?
Głosy wyostrzały się i znów milkły, po czym zastępował je głuchy szum w moich uszach. Niespodziewanie poczułem jak ktoś się nade mną pochyla. Założono mi maskę z tlenem. Poczułem jak karetka przyspiesza. Ktoś ścisnął moją rękę.
Wyobraziłem sobie, że to Luke, chociaż on był daleko stąd. Przynajmniej był bezpieczny.
- Panie Clifford? - Znów poczułem jak ktoś ściska moją dłoń. - Proszę jeszcze chwilę wytrzymać. Dobrze?
- Mhm..
- Zaraz będziemy na miejscu. Stracił pan dużo krwi, ale wyjdzie pan z tego. Obiecuję. Widziałam już nie takie rzeczy... Panie Clifford? Panie....
Straciłem przytomność.

*********

Witam wszystkich ponownie!
Ktoś za mną tęsknił?
Bo ja za Wami bardzo.
Mam nadzieję, że chcecie dalej czytać te moje wypociny, bo oprócz "Bulletproof" szykuje się coś jeszcze... Może coś większego. Ale z tym musicie jeszcze trochę poczekać.
Jak tam mijają Wam wakacje? Mam nadzieję, że wszystko u Was dobrze.
Postaram się wrzucać rozdziały "Bulletproof" całkiem regularnie, ale zobaczymy na ile pozwoli mi na to czas. Niedługo zaczynam znowu studia (już 20 sierpnia...) i czeka mnie raczej ciężki semestr, ale damy radę.
Wrzucam Wam jeszcze jeden rozdział, tak na zachętę.
Miłego dnia / nocy / życia 🖤
alternativetrash_1

BulletproofOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz