Rozdział 14

44 6 0
                                    

- Nie ma mowy. Nie idziesz!
- Nie jesteś moją mamą. Ani partnerem, chociaż chodzą takie plotki.
- Powiedzmy, że jestem partnerem w zbrodni. A przynajmniej zaraz nim zostanę, jeśli teraz pozwolę ci wyjść do pracy. Co jeśli znowu zrobią z ciebie kukłę na pociski?
Spojrzałem na Caluma.
- To się nazywa kaskader.
- Co jeśli tym razem kula trafi cię na poważnie? Co jeśli to cię sparaliżuje? Nie jesteś kuloodporny, Michael! To, że bawisz się w jakiegoś nieustraszonego RoboCopa...
- W nikogo się nie bawię.
- Chyba mi nie powiesz, że teraz jesteś nieustraszony!
Calum stanął przede mną z założonymi ramionami na piersi.
Wywróciłem oczami.
- Właśnie to miałem na myśli. Chciałem powiedzieć, że nie jestem nieustraszony. Daleko mi do tego. Nadal jestem wielkim tchórzem i bardzo się boję, że coś mi się stanie. Ale drugi raz nie zgodzę się brać udziału w nagrywaniu jakichkolwiek scen.
- Nawet jeśli Ashton zapłaci ci ekstra?
- Tak, nawet jeśli Ashton zapłaci mi ekstra.
Ale gdyby Luke mnie o to otwarcie poprosił...
Nie mogłem przestać myśleć o tym jak Luke zlizał moją krew. Jak blisko był, gdy pokazywałem mu jak trzymać pistolet. Jak rozmawialiśmy w kuchni w jego domu...
To jak zachowywał się po mojej durnej próbie odgrywania prawdziwego kaskadera można było jeszcze jakoś wytłumaczyć. Może wtedy nadal nie wyszedł z roli. Może bawił się w jakiegoś tam nieustraszonego agenta, który nosi kombinezony jak z porno BDSM i myślał o tym jakby to było rozegrać podobną scenę z Cathrine...
Tak. Luke był hetero. Byłem tego pewien.
W dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach.
W takim razie jak miałem wytłumaczyć to napięcie między nami, gdy spotkaliśmy się w nocy w jego domu? Albo to jak na mnie patrzył, gdy uczyłem go jak trzymać broń na planie serialu? No i przede wszystkim w jaki sposób wytłumaczyć jego dwukrotną wycieczkę do klubu przeznaczonego typowo dla mężczyzn, którzy lubią innych mężczyzn? Nie w sensie platonicznym czy przyjacielskim, a raczej w sensie „Chciałbym, żebyś wziął mnie od tyłu i przeleciał ostro i szybko, a potem tulił do snu i opowiadał jak bardzo mnie kochasz”. A przynajmniej domniemałem, że takie coś spodobałoby się Luke’owi.
O nie. Było ze mną coraz gorzej jeśli myślałem o takich rzeczach. Lepiej nie iść tym tropem. Jeśli zacznę się zastanawiać jaki Luke jest w łóżku i co lubi...
Podszedłem do zlewu w kuchni. Nalałem sobie nieco lodowatej kranówki do jako tako umytej szklanki. Upiłem kilka łyków. Resztę wody wylałem na dłoń. Ochlapałem nią twarz. Mokrymi palcami przeczesałem także włosy.
Od razu lepiej.
Odstawiłem szklankę na blat i poszedłem przebrać się w coś lepszego, niż dresy. Za moment wybije godzina dziesiąta, a ja nadal byłem w kropce. Już od dawna powinienem być w drodze do studia. Albo jeszcze lepiej, już od dawna powinienem był znaleźć jakieś ciasne, ale własne mieszkanie w Los Angeles.
A jednak nie mogłem zostawić Caluma.
- Rozmawiałem z Lukiem – powiedziałem, niby to od niechcenia.
Calum zerknął na mnie podejrzliwie. Odkąd wstał i dowiedział się o tym co wczoraj zaszło dreptał za mną, jak przestraszony szczeniak. Teraz też poszedł za mną do mojej sypialni.
- O was?
Postukałem się dwukrotnie w czoło.
- O tobie, debilu.
- O mnie? Och, masz na myśli te nasze głupie żarty? – Calum wymownie poruszył brwiami.
Pokręciłem głową.
- Nie. Miałem na myśli ciebie i twój taniec.
- Mój... Czyś ty zwariował? Szukasz mi teraz pracy? Potrafię napisać sobie CV!
- To je napisz. I wyślij.
- Problem w tym, że nie mam co do niego wpisać. Już ci mówiłem.
- Kłamiesz. Zwyczajnie boisz się zmian.
- Nieprawda. – odparł. - Lubię swoją pracę.
- Cykor.
- Zamknij się.
- Tchórz.
Calum sięgnął po pierwszą lepszą poduszkę z mojego łóżka. Rzucił nią prosto w moją twarz. Umiałem uniknąć kilkanaście pocisków pod rząd, ale nie potrafiłem uchylić się przed jedną poduszką? Najwyraźniej tak.
Prychnąłem, próbując ukryć ten kompromitujący fakt.
- Jak sobie chcesz... - Podniosłem poduszkę z podłogi i rzuciłem nią w Caluma. Uśmiechnąłem się z zadowoleniem, widząc że trafiłem prosto w klatkę piersiową przyjaciela. - Tylko potem nie płacz, że przez własny sabotaż nie udało ci się zostać tancerzem w jakimś filmie albo serialu. Idę, bo zaraz się spóźnię.
- Hemmings i tak ci wszystko wybaczy! – zawołał za mną Calum.
Celowo go zignorowałem i zająłem się wsuwaniem butów na stopy.
- Wiesz, że on na ciebie leci, prawda? – Calum stanął w przedpokoju za moimi plecami.
Omal go nie wyśmiałem.
A jednak... Jakiś malutki, cichuteńki głosik w mojej głowie mówił mi, że może faktycznie te uczucia, które próbowałem w sobie zdusić i które starałem się ukrywać tyle miesięcy – albo lat - mogłyby wreszcie zostać odwzajemnione.
Nie. To głupota... Aktor Luke Hemmings nigdy by mnie nie zechciał.
Ale Luke – w sensie ten zwykły chłopak, po prostu Luke – może by mnie zechciał...
Problem w tym, że on nigdy nie będzie tylko Lukiem. Zawsze będzie przede wszystkim aktorem.
Natomiast ja zawsze będę wyłącznie jego ochroniarzem.
Zrezygnowany odwróciłem się do Caluma.
- Nie wiem kiedy wrócę. W razie czego na mnie nie czekaj.
- I tak zamówię jedzenie jeśli przyjdziesz, zanim zacznie się moja zmiana.
- Dobra. – Westchnąłem. - Ale tym razem zapłać moją kasą. 
- No okay.
Podałem przyjacielowi trochę gotówki i uścisnąłem go na pożegnanie.
- Uważaj na siebie – szepnął Calum.
- Ty również.
Drzwi zatrzasnęły się za moimi plecami. Już biegłem, żeby złapać autobus.

BulletproofOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz