Na drugi dzień zrozumiałem co tak naprawdę wywołało wczoraj ten słynny uśmieszek Luke’a.
- Fredrick znalazł rano Luke’a najebanego jak Meserszmit – powiedziała Camila, patrząc na mnie, jakbym co najmniej podstawił mu butelkę wódki pod nos i kazał pić. – Miałeś go pilnować!
- I pilnowałem. Byłem z nim cały wieczór. Co jeszcze miałem zrobić? Wprowadzić się do niego?
- A mógłbyś?
Prychnąłem i skubnąłem kanapkę z jajkiem i awokado, bez smaku, bez glutenu i bez tłuszczu, chociaż byłem prawie pewien, że tłuszcz znajdował się zarówno w jajku, jak i w awokado. I kto wie, może też odrobinę w chlebie? Miałem to w dupie. Jedzenie było darmowe, no i dostępne dla każdego kto pracował na planie filmowym. A ja byłem częścią ekipy... W sensie, jakby tak na to przymknąć oko to liczyłem się jako członek ekipy filmowej. Więc kanapki powinienem mieć za darmo i wcale nie kradłem jedzenia. Poza tym, Camila też wzięła sobie jedną, tylko że jakąś wegańską. Już dawno ją pochłonęła, a teraz wpatrywała się w moje śniadanie. Bez słowa oddałem jej resztę jedzenia. Gdy powiedziała mi o Luke’u i tak cały mój apetyt odszedł w niepamięć.
No i, umówmy się, byłem przecież dżentelmenem. Chyba każdy to wiedział.
- Nie, dopóki Ashton nie potroi mojej stawki.
- Pierdolisz. – Camil wgryzła się w kanapkę, patrząc na mnie wilkiem. Najwyraźniej nawet jedzenie nie potrafiło zniwelować jej złości. – Zrobiłbyś dla niego wszystko.
Posłałem jej spojrzenie spode łba. Jednakże nie zaprzeczyłem. Sięgnąłem tylko po kolejną kanapkę i zwróciłem spojrzenie z powrotem na Luke’a i Cathrine. Siedzieli na jakiejś styropianowej atrapie schodów. Rudowłosa aktorka pokazywała coś Luke’owi w scenariuszu. Chłopak kiwał powoli głową, niemalże jak te plastikowe pieski, które czasem kładzie się na desce rozdzielczej samochodu. Luke nadal był pod wpływem używek, ale już nie tak bardzo jak kiedy Fredrick przywiózł go do Universal Studios, a blondyn praktycznie wypadł z samochodu. Camila zdążyła złapać go w ostatniej chwili, prosto w swoje ramiona. Spojrzała przy tym na mnie złowrogo, jakbym naprawdę samodzielnie wpoił w niego trzy litry wódki wczorajszego wieczoru, zamiast zabierać mu drinki i machać ostrzegawczo palcem. Co innego miałem zrobić? Nie mogłem go cały czas pilnować.
I nie, nie mogłem się do niego wprowadzić.
Wystarczyło, że Luke zamieszkiwał już w mojej głowie i to za darmo.
Odwinąłem papierek i ugryzłem moją kanapkę z serem żółtym oraz papryką. Całe szczęście Luke nie musiał wiele mówić podczas pierwszych trzech scen, które udało im się dzisiaj nagrać. Gdyby tylko otworzył usta pewnie wydobyłby się z nich jeden, wielki bełkot, zamiast błyskotliwych kwestii scenarzystów, którzy i tak już patrzyli na Luke’a spode łba, za każdym razem gdy dodawał coś od siebie albo ucinał jakieś słowo, jakie według Luke’a widocznie nie było aż tak istotne. Tego dnia nagrywano sceny, w których przez większość czasu zastępował go kaskader albo gdzie Cathrine, która najwidoczniej działała jedynie na kofeinie, nie na jedzeniu jedzeniu, z racji że jeszcze nie tknęła ani jednej kanapki. Za to wlała w siebie co najmniej trzy duże kawy. Że też serce jej jeszcze nie wysiadło...
Luke musiał dzisiaj tylko wyglądać. Ale nawet to coś mu nie poszło. Oczy miał lekko podsinione, a usta spierzchnięte. Makijaż zakrywał te niedoskonałości, ale jego zgarbiona postura i lekko drżące dłonie były już trudniejsze do ukrycia. Luke powinien schować te niedociągnięcia, aczkolwiek dzisiaj wcale nie przykładał się do swojej roli. Właściwe to wyglądał jakby chciał się znaleźć gdziekolwiek indziej, aniżeli tutaj, na planie serialu.
Popiłem kanapkę czarną kawę, patrząc przy tym jak Luke pochyla się jeszcze bliżej scenariusza, który trzymała Cathrine. Zmarszczył brwi i przeczytał coś cicho pod nosem. A potem wstał i skierował się do reżyserki, zajętej rozmową z jednym ze scenografów. Widziałem jak brwi reżyserki progresywnie zbliżają się do siebie, gdy Luke nonszalancko włożył dłonie do kieszeni spodni i zaczął swój monolog. Mówił i mówił, dopóki reżyserka nie zacisnęła ust i nie poczerwieniała.
O nie.
Niedobrze.
Spojrzałem na Camilę.
- Czy ty też...?
Nie dokończyłem, ponieważ Luke dosłownie rzucił scenariuszem pod nogi reżyserki, odwrócił się na pięcie i oddalił do swojej garderoby. Drzwi zatrzasnęły się z jego plecami i to z takim impetem, że aż wstrząsnęło tekturowymi dekoracjami, a niektóre nawet się przewróciły.
- O co poszło tym razem? – zapytałem, gdy Cathrine podeszła do stołu z przekąskami, aby nalać sobie kolejny kubek kawy.
Rudowłosa westchnęła i spojrzała niepewnie w stronę garderoby Luke’a.
- Luke’owi nie podoba się kostium. Powiedział, że nie założy tego gówna. – Jej wielkie, okrągłe oczy przeniosły się na moją twarz. Uśmiechnęła się przepraszająco. – Jego słowa, nie moje.
Zerknąłem w stronę reżyserki, która właśnie rozmawiała podniesionym głosem z kostiumografem. Mężczyzna nerwowo przestępował z nogi na nogi, patrząc to na reżyserkę, to na kombinezon, który trzymał w dłoniach. O to, kurwa, poszło? O ten cholerny skórzany kombinezon? Dobra, był całkiem gówniany i ewidentnie kiczowaty, ale nadal nie rozumiałem, jaki problem powstał w głowie Luke’a, że aż musiał się tak zachować. Wcześniej nie przeszkadzało mu ubierać się w gorsze rzeczy. Nawet jeśli kombinezon zupełnie nie pasował do serialu ani jego postaci, a’la James Bond w latach dziewięćdziesiątych. Kombinezon wyglądał bardziej jak wyjęty ze złego pornosa BDSM, ale może nie znałem się po prostu na sztuce czy czymkolwiek był ten serial dla rządzącej się na planie reżyserki.
Może chodziło o to, że był obcisły i pokazywał nieco więcej skóry przez szerokie wycięcia? Ale niby od kiedy Luke wstydził się swojego ciała? Zawsze chętnie je pokazywał. Luke w swojej karierze miał już wiele rozbieranych scen. Niekiedy występował całkiem nago przed kamerą. Poza tym, Luke zdawał się lubić swoje ciało. Na pewno się go nie wstydził.
No to w czym tak naprawdę leżał problem?
Camila niespodziewanie popchnęła mnie w stronę reżyserki.
- Idź z nią pogadać.
- Ja? Chyba coś ci się pomyliło. Jestem tylko ochroniarzem.
- Powiedz, że przekonasz Luke’a.
- Ale...
- Idź.
Camila spojrzała na mnie tak, jakby planowała mnie zastrzelić, tu i teraz, gdybym tego nie zrobił. Uniosłem dłonie w geście kapitulacji i nieśmiało podszedłem do reżyserki.
- Przepraszam... – Kobieta momentalnie odwróciła się twarzą do mnie. Zlustrowała mnie wzrokiem. Widziałem jak w jej oczach pojawia się konsternacja. – Jestem ochroniarzem Luke’a...
- Ach, no tak. – Reżyserka machnęła dłonią, jak gdyby odganiała od siebie natrętną muchę. – Co jest?
- Porozmawiam z Lukiem i spróbuję go przekonać, żeby zgodził się założyć ten kombinezon.
Reżyserka wypuściła długi oddech przez nozdrza.
- Byleby szybko. Nie mamy całego dnia. A to ważna scena.
Pokiwałem głową i udałem się do garderoby Luke’a. Trochę obawiałem się, że zamknął drzwi od środka, ale klamka ustąpiła jak tylko na nią nacisnąłem.
Luke siedział przy toaletce. Przez chwilę myślałem, że wpatrywał się w swoje odbicie, ale on miał zamknięte oczy. Modlił się? Medytował? Manifestował, żeby kombinezon spłonął i obrócił się w popiół?
Luke otworzył oczy, słysząc jak zbliżam się do jego krzesła. Nie odwrócił się do mnie, jedynie wbił spojrzenie w lustrzane odbicie mojej twarzy. Założyłem ramiona na piersi.
- Założysz ten pierdolony kombinezon albo sam cię w niego wepchnę.
- On wygląda jak...
- Wiem jak on wygląda. – Wszedłem mu w słowo. - Ale musisz to zrobić. I tak masz już na pieńku z reżyserką.
- Nie chcę się w tym pokazywać.
- Teraz zamierzasz walczyć o swój wizerunek? – Omal nie roześmiałem mu się w twarz. – Chyba trochę na to za późno, nie uważasz?
- Cały czas walczę o mój wizerunek. To nie pierwszy raz, gdy ktoś wpycha mnie w takie gówno i...
- Tak, to pewnie nie pierwszy i nie ostatni raz. Taka jest twoja praca. Musisz się przyzwyczaić albo znaleźć inną robotę.
Szczęka Luke’a dosłownie opadła na podłogę.
- Że co? – burknął. – Nie poprzesz mnie nawet? Myślałem, że...
- Co myślałeś, Luke? To showbiznes. Powinieneś wiedzieć, że ten świat nie jest dla każdego. Musisz się podnieść, założyć to gówno i zagrać. Koniec. Za tę scenę dostaniesz rozgłos i kasę. Coś za coś.
- Czyli tak właśnie byś postąpił na moim miejscu?
- Nie wiem co bym zrobił na twoim miejscu. Jestem tylko ochroniarzem.
- Tak? A mówisz, jakbyś chciał być mną.
Wpatrywaliśmy się w siebie, czekając który z nas jako pierwszy pęknie i powie o słowo za dużo. Miałem jednak wprawę w milczeniu. Szczególnie gdy w grę wchodził Luke. Zacisnąłem więc usta i zacząłem cofać się z powrotem w stronę drzwi garderoby.
- Chodź, Luke. Czas ucieka.
Przyznaję, odetchnąłem cicho z ulgą, gdy Luke faktycznie podniósł się z miejsca i wyszedł z garderoby. Dosłownie wyrwał mężczyźnie od kostiumów ten okropny kombinezon i poszedł za jedną z tekturowych ścian, aby się przebrać. Chwilę później stał już na atrapie schodów i wypowiadał kolejne kwestie. Z jego oczu pałał prawdziwy gniew. Nawet nie musiał udawać. Kilka sekund później scena dobiegła końca, gdy reżyserka – bardzo zadowolona z siebie – krzyknęła „Cięcie!” i oznajmiła, że mają dobre ujęcie i to za pierwszym razem. Luke uśmiechnął się sztucznie i pokłonił w pas przed reżyserką. A potem, na oczach wszystkich, zrzucił z siebie kombinezon. Nie trudził się z rozpinaniem kostiumu. Zwyczajnie chwycił za sprzączki, które trzymały razem kawałki skóry i szarpnął. Metalowe guziki i sprzączki posypały się po podłodze. Luke skopał z siebie resztki kostiumu i w samej bieliźnie udał się do swojej garderoby. Camila krzyknęła coś jeszcze za nim, ale Luke jedynie pokazał jej środkowy palec, po czym znów trzasnął drzwiami.
Musiałem usiąść.
Ciężko opadłem na miejsce obok Cathrine, której właśnie poprawiano makijaż i włosy. Aktorka uśmiechnęła się do mnie z niejakim współczuciem.
- Przynajmniej zagrał – powiedziała Cathrine. - No i było na co popatrzeć.
Nie mogłem się nie zgodzić.*********
Witam Was znowu z Norwegii 😭
Przynajmniej odpoczęłam w Polsce. No i znowu mogę wycałować mojego kota Augusta 😙
Miłego dnia / nocy / życia 🖤
alternativetrash_1
CZYTASZ
Bulletproof
FanfictionGdzie ochroniarz Michael Clifford jest ślepo zakochany w aktorze Luke'u Hemmingsie, którego ma za zadanie pilnować. Przynajmniej, dopóki Michaela nie spotyka nieoczekiwany wypadek...