Rozdział 11

35 5 2
                                    

Siedziałem na jednym ze styropianowych murków, przyglądając się jak Luke przygotowuje się do kolejnej ze swoich scen. Tym razem ubrano go w garnitur a'la James Bond. Długie włosy zaczesali mu do tyłu, rozprostowali i przygładzili żelem, błyszczącym się w świetle sztucznych lamp. Wyglądał dobrze i pewnie był tego świadomy, bo od kilkunastu minut stał napuszony jak paw i bawił się pistoletem, który przed chwilą mu wręczono.

Jak tak dalej pójdzie odstrzeli sobie przynajmniej jedno jądro.

Pociągnąłem kolejny łyk mojego truskawkowo - bananowego smoothie, jakie łaskawie dostałem w barze na dole za jedyne dziesięć dolców, po czym podniosłem się z mojego miejsca. Zamieniłem się niedawno z Camilą, która dotychczas pełniła wartę nad Lukiem. Ochroniarka chwilę temu wyszła się przewietrzyć, czyli pewnie wykrzyczeć wszystkie skumulowane w niej frustracje z dala od wścibskich oczów aktorów, statystów, no i kaskadera Luke'a, który wydawał się być bardziej skonsternowany i przerażony, niż sam Luke. Rozumiałem to. Na jego miejscu pewnie też bym się bał.

- Pistolet zaraz ci wystrzeli, jeśli nie będziesz ostrożniejszy. - Stanąłem naprzeciw Luke'a i zamieszałem moje smoothie. - To nie zabawka.

- Nie? A ty tak traktujesz swoją broń.

Odstawiłem prawie już pusty kubek na podłogę i podszedłem do Luke'a.

- Daj mi to.

- Nie ma mowy. Tutaj i tak są tylko ślepaki.

- Luke... Naprawdę nie powinieneś tak wymachiwać bronią. Żadną. Poza tym, to nie wygląda realistycznie, kiedy trzymasz ją jak pistolet na wodę.

- No to pokaż mi jak mam to trzymać lepiej, mądralo.

Stanąłem za Lukiem. Delikatnie poprawiłem jego chwyt wokół pistoletu.

- Plecy prosto... - Położyłem dłoń po środku jego pleców. Po chwili wahania pozwoliłem palcom zsunąć się w dół. - Barki nieco w dół. Dobrze. Im mniej spięty będziesz, tym lepiej.

Luke poruszył się pod wpływem mojego dotyku. Otrząsnął się lekko, jak gdyby w ten sposób faktycznie miał się rozluźnić. Dlaczego więc, kiedy tylko przesunąłem dłonie wyżej, wzdłuż jego pleców, a potem wzdłuż delikatnie umięśnionych rąk, Luke od razu napiął się jeszcze bardziej, niż wcześniej i na domiar złego wyprostował się jak struna, w efekcie przyciskając swoje plecy do mojej klatki piersiowej?

- Ręce odrobinę w górę - wyszeptałem, ledwo panując nad moim głosem.

Luke bez słowa spełnił moje polecenie. Jego głowa odwróciła się lekko do tyłu. W moją stronę. Był tak blisko, że czułem jak jego włosy muskają mój policzek i podbródek. Moje usta.

- Tak dobrze?

Staliśmy bardzo blisko siebie. Bardziej, niż było to potrzebne. Luke zdążył już poprawić swoją postawę i teraz potrafił trzymać pistolet, jak należy.

A jednak coś we mnie nie pozwalało mi go tak zostawić.

Wróciłem dłońmi do jego rąk. Nasze palce spotkały się ze sobą, gdy delikatnie położyłem palec na spuście, tam gdzie już czekała jego dłoń. Moje drugie ramię objęło jego ciało. Sięgnąłem do kolby pistoletu. Lekko podtrzymałem broń i pochyliłem się, aby szepnąć wprost do ucha Luke'a:

- Tak lepiej.

Na planie rozległ się charakterystyczny dzwonek, zazwyczaj zapędzający wszystkich na swoje miejsca. Odsunąłem się od Luke'a i włożyłem dłonie do kieszeni.

- Poradzisz sobie - powiedziałem lekkim tonem, chociaż wewnątrz aż wrzałem.

Luke uśmiechnął się i udał, że celuje we mnie.

BulletproofOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz