Zza drzwi loży numer pięć dobiegały pierwsze takty piosenki „Danger Zone” Kenny Loggins. Położyłem dłoń na kolbie pistoletu. Tak na wszelki wypadek. Drugą dłoń zacisnąłem w pięść i zadudniłem nią w drzwi.
Nic.
Cisza.
Na próbę nacisnęłam na klamkę. Drzwi albo były zamknięte, albo na tyle stare, aby stawiać mi opór. Albo to ja nie miałem już siły na takie zabawy. Raz jeszcze nacisnąłem na klamkę, tym razem szarpiąc i szamocząc się z nią, jakby to miało pomóc. Pech tak chciał, że w tej samej chwili ktoś łaskawie postanowił otworzyć mi drzwi, przez co omal nie wpadłem do środka loży, prosto na roznegliżowanego tancerza z wymownie zmierzwionymi włosami.
- Przepraszam, ale Jess...
- Całe szczęście, że przyszedłeś. – Tancerz pociągnął nosem. – On jest pierdolnięty. Tyle razy mówiłem, żeby nie...
Pod moimi nogami przeleciało coś kudłatego.
Czasami ludzie mówię o uczuciu deja’vu, prawda? No to tak... W tamtym momencie znów je odczułem, ciałem i umysłem w mgnieniu oka powracając do nocy wypadku. Moja dłoń instynktownie zacisnęła się na pistolecie. Automatycznie go załadowałem. Tancerz wciągnął głośno powietrze i krzyknął coś, ale ja już wszedłem do loży. Przez muzykę przebił się w odgłos strzałów.
Tylko, że to nie ja strzelałem.
Znów strzelano do mnie.
Poczułem jak samoistnie zastygam. Moje serce zaczęło galopować, jakby miało wyrwać się z piersi i uciec daleko stąd. Pewnie sam bym stąd zwiał, gdyby nie to, że nogi dosłownie przygwoździło mi do podłogi. Gdzieś za mną znów rozległy się strzały. Serce podskoczyło mi do gardła i spadło do żołądka. Nagły zastrzyk adrenaliny wystarczył, abym się ocknął. W jednej chwili chwyciłem pewniej pistolet i odskoczyłem na bok, chociaż nie byłem jeszcze pewien skąd dobiegały strzały. Ruch w loży numer pięć otrzeźwił mnie i sprawił że instynktownie skupiłem się na nim. Obrałem ten ruch jako mój celu. Objąłem palcami spust...
I wycelowałem lufę pistoletu prosto w znajomą twarz.
Teraz to już nie było deja’vu. Najwidoczniej postradałem zmysły. Zgłupiałem ze strachu.
Ponieważ inaczej nie mogłem wytłumaczyć zwidów w postaci Luke’a Hemmingsa, nawalonego w trzy dupy, z rozwichrzoną czupryną i rozpiętą koszulą, nonszalancko ściskającego w ręku do połowy pustą butelkę szampana.
W jednej chwili zrozumiałem, że to co słyszałem przed chwilą to nie były strzały. Przynajmniej nie strzały z broni palnej. To korek butelki od szampana wystrzelił.
Byłem tak samo głupi, jak kiedy widziałem Luke’a po raz ostatni. On też niewiele się zmienił. Fakt, trochę zmężniał. Kontury jego twarzy się zaostrzały i tak jakby schudł. Z drugiej strony, ramiona miał szersze, a klatka piersiowa była ładnie zarysowana, jakby nieco przypakował. Nie mogłem się nie zastanawiać czy Luke sam tego chciał, czy mu kazano?
Nie mogłem oderwać wzroku od jego ciała. Stałem tak, nadal do niego mierząc, dopóki za moimi plecami nie rozległo się znajome warczenie Bullet. Naprawdę nic się nie zmieniło. Nawet pies Luke'a dalej mnie nienawidził, chociaż uratowałem tę jego szczurzą dupę.
Niespodziewanie za moimi plecami rozległ się charakterystyczny dźwięk odbezpieczania broni.
- Odłóż pistolet! Tylko powoli.
Spojrzałem Luke’owi w oczy.
- Wymieniłeś mnie na dziewczynę?
Nic nie odpowiedział. Czego ja się spodziewałem? Był najebany albo naćpany- albo to i to – i na pewno mnie nie pamiętał.
- Ta dziewczyna zaraz skopię ci dupę, a potem cię postrzeli, jeśli zaraz nie odłożysz pistoletu. No dalej.
Dziewczyna przyłożyła mi lufę do głowy. Ręką nawet jej nie drgnęła. Wiedziała co robi.
Powoli opuściłem moją broń. Zabezpieczyłem ją i rzuciłem niedbale na ziemię. Dziewczyna kopnęła broń, jak najdalej ode mnie oraz od Luke’a. W jednej chwili wykręciła mi ręce za plecy i cały czas do mnie mierząc przyciągnęła mnie do siebie.
- Mógłbym cię teraz dźgnąć – powiedziałem, zaskakując chyba najbardziej siebie.
Odwróciłem głowę i spojrzałem na trzymającą mnie mocno dziewczynę. Była młoda. Młodsza ode mnie o kilka ładnych lat. Mogła być w wieku Luke’a, koło dwudziestki piątki. Miała proste, czarne włosy i oliwkową karnację. W jej prostym nosie błyszczał kolczyk. Brązowe oczy wyostrzyła kocią, hebanową kreską. Nie miała na sobie żadnej plakietki identyfikacyjnej , lecz ja też nigdy takiej nie nosiłem gdy pracowałem dla Luke’a. Lepiej pozostać trochę anonimowym.
Nie mogłem powstrzymać jednej, konkretnej myśli, wciskającej się do mojej głowy. Ciekawe czy ze sobą spali?
- Czy ty mi grozisz? – warknęła nieznajoma, po czym mocniej wbiła paznokcie w moje dłonie.
- Och, nie... Tylko stwierdzam fakty. Jestem chyba starszy od ciebie i pracuję w tej branży odkąd skończyłem osiemnaście lat. Nie powinnaś odwracać mnie tyłem do siebie. Mógłbym cię dźgnąć. Zamiast tego powinnaś stanąć obok mnie, z dala od moich dłoni, a najlepiej powalić mnie na ziemię.
Przez jej twarz przemknął błysk zaskoczenia, zdezorientowania, a na końcu po prostu złości. Dziewczyna wbiła mi kolano w plecy i pchnęła mnie agresywnie na ziemię. Na moment zatkało mnie z bólu, gdy z całej siły nadepnęła na moje plecy, tam gdzie kiedyś trafiła kula.
- Camila, przestań! – Luke chwiejnym krokiem stanął na wprost dziewczyny. Pochylił się lekko, tak że celowała nie tylko we mnie, ale i w niego. – Michael chciał dobrze. Był moim ochroniarzem.
Czy ja się przesłyszałem, czy Luke cholera Hemmings faktycznie mnie pamiętał?
Prawie skręciłem kark, żeby popatrzyć jak Luke i jak mniemam Camila toczą długą bitwę na spojrzenia. O dziwo, Luke wygrał.
Camila opuściła broń i schowała ją za pas.
- Znajdziesz Bullet? – poprosił cicho Luke.
Widziałem jak chwyta się szafki, żeby nie upaść.
- Ale...
Luke spojrzał na nią wymownie. Kiedy dla niego pracowałem też nie znał słów „Proszę”, a tym bardziej „Przepraszam”. Camila zacisnęła usta i skinęła głową. Zniknęła za drzwiami, zostawiając mnie sam na sam z pijanym i roznegliżowanym Lukiem.
- Możesz już wstać – powiedział poważnym tonem Luke.
Przeturlałem się, aby na niego spojrzeć.
- Och, dziękuję – zadrwiłem, ale on najwyraźniej nie wyczuł sarkazmu.
Machnął dłonią i nalał sobie szampana, którego omal nie przypłacił swoim życiem. Nalał alkohol także do drugiego kieliszka. Podniosłem się niezgrabnie z podłogi, akurat kiedy Luke wystawił w moją stronę dłoń z alkoholem.
- Nie piję – powiedziałem od razu.
Luke zlustrował mnie wzrokiem. Zrobiło mi się gorąco. Naprawdę nic, a nic się nie zmieniłem.
- Nie pijesz, bo jesteś w pracy?
Luke wskazał na plakietkę na mojej piersi.
Potrząsnąłem przecząco głową.
- Bo biorę leki.
Nie kłamałem. Naprawdę brałem leki, ale od czasu do czasu zdarzało mi się wypić kieliszek czy dwa. Teraz jednak nie mogłem się napić. Inaczej powiedziałbym o słowo za dużo. Nie mogłem tak po prostu siedzieć tutaj z Lukiem Hemmingsem pod dachem queerowego klubu czy czymkolwiek było to miejsce, i wspominać stare czasy...
Zaraz.
No właśnie.
Co Luke robił w miejscu przeznaczonym dla osób LGBTQ+? Kolokwialnie mówiąc miejsce takie jak to nazywanemu „klubem dla gejów”, ale to było ogromne uproszczenie. Był to klub dla mężczyzn lubiących mężczyzn, aczkolwiek nie tylko dla gejów. Istniała cała parasolka orientacji seksualnych, ale zawsze myślałem że Luke był najbardziej hetero z hetero mężczyzn jakich znałem. A znałem ich całkiem sporo.
Z drugiej strony, może to ja popełniłem błąd w ocenie. Może głupio założyłem, że Luke był hetero, bo widziałem jak na moich oczach obściskuje się z kilkoma dziewczynami na imprezach, bo PR cały czas ustawiał go z jakąś modelką albo aktorką, która akurat była na topie. Albo założyłem, że skoro mu się nie podobam to niemożliwe, żeby jakikolwiek inny mężczyzna mógł przypaść mu do gustu. A to wcale nie tak działało...
Luke nic nie odpowiedział, kompletnie ignorując moją wzmiankę o lekach. Może nawet nie pamiętał tamtej nocy? Albo wolał udawać, że nie pamięta.
Cóż, chyba też wolałem tak udawać.
- W takim razie wypiję także za twoje zdrowie.
Luke zachichotał i sugestywnie uniósł kieliszek. A potem duszkiem wychylił szampan. Odłożył pusty kieliszek. A przynajmniej próbował. Źle wycelował i szkło rozbiło się o podłogę.
- Ups... – Roześmiał się, zanim nogi się pod nim ugięły.
Zanim Luke mógłby upaść, zranić odkryte kolana o mieniące się w sztucznym świetle szkło i pewnie skończyć na SORze, złapałem go pod pachami i zaprowadziłem na kanapę. Była cała mokra. Wolałem nie pytać co się tutaj działo, wcześniej z tamtym tancerzem....
- Twoja ochroniarka pewnie zaraz wróci... Mogę cię zostawić?
Ku mojemu zaskoczeniu, Luke wbił paznokcie w moje przedramię i pociągnął mnie na kanapę, tuż obok siebie. Skrzywiłem się gdy usiadłem centralnie na tej mokrej plamie.
- Myślisz, że Bullet nic nie jest? – wybełkotał.
- Na pewno wszystko w porządku...
Powolnym, ale pewnym ruchem wyswobodziłem rękę z jego uścisku.
- Powiedzieli mi, że nie mogę wziąć psa, ale nie mogłem jej zostawić samej. Jest taka samotna... – Luke przycisnął policzek do oparcia kanapy. – A ja chciałem tylko potańczyć. I pobyć chwilę tutaj... Z kimś...
Kiedyś wyobraziłbym sobie, że Luke mówi, że chciałby pobyć ze mną. Teraz byłem jednak boleśnie świadomy prawdy.
Nie mogłem dłużej się okłamywać.
Oddech Luke’a zwolnił. Mając nadzieję że zasnął, podniosłem się z kanapy. Musiałem stąd wyjść. I to natychmiast. Nie bez powodu nigdy nie zadzwoniłem do Luke’a, nie tak naprawdę. Bałem się, że jak tylko zacznę z nim rozmawiać to wszystko wróci. Te emocje, ten ból...
Ale może to nigdy nie przeszło? To tkwiło gdzieś we mnie, nawet kiedy nie rozmawiałem z Lukiem.
Odkleiłem się od mokrej plamy na kanapie i skierowałem się do drzwi. Luke jednak nie spał. Poruszył się, a ja nie mogłem powstrzymać się od przystanięcia przy drzwiach, gdy aktor znów postanowił się odezwać.
- Michael?
Potrzebowałem całej silnej woli, aby od razu do niego nie wrócić.
- Tak? – wyszeptałem, nie ruszając się ani o milimetr. Właściwie to byłem już jedną nogą w loży, a drugą na korytarzu.
- Czy to przeze mnie odszedłeś?
I jak tutaj nie skłamać?
- Nie... To nie przez ciebie...
Nie bałem się narazić własnego życia dla innej osoby. Nie bałem się broni. I nie bałem się śmierci. Za to bałem się spojrzeć na Luke’a, szczególnie w tym momencie. Nie chciałem, żeby zobaczył kłamstwo w moich oczach. I sam nie chciałem zobaczyć kolejnej aktorskiej maski na jego twarzy.
- Dobrej nocy – powiedziałem w końcu, zanim zamknąłem za sobą drzwi loży numer pięć.******************
Jak mijają Wam te wakacje?
Ja znowu przyjechałam do Polski, tym razem tylko na tydzień. Wczoraj widziałam nawet pochód w Warszawie, chyba po raz pierwszy raz w życiu. No i widziałam też mnóstwo fanów Taylor Swift szykujących się na koncert.
Te wakacje strasznie szybko mi zleciały (jako że niedługo wracam na studia), chyba głównie dlatego, że robiłam mnóstwo różnych rzeczy ( w tym dużo pisałam i czytałam, czyli robiłam to co lubię najbardziej).
Mam nadzieję, że ten rozdział Wam się podobał. Postaram się wrzucać kolejne rozdziały tak często jak tylko mogę.
Trzymajcie się ciepło.
Miłego dnia / nocy / życia 🖤
alternativetrash_1
CZYTASZ
Bulletproof
FanfictionGdzie ochroniarz Michael Clifford jest ślepo zakochany w aktorze Luke'u Hemmingsie, którego ma za zadanie pilnować. Przynajmniej, dopóki Michaela nie spotyka nieoczekiwany wypadek...