Rozdział 12

34 5 1
                                    

To miał być zwykły wieczór.
Miałem przyjechać po Caluma i odebrać go wcześniej z pracy.
No właśnie.
Miałem.
Ale jak zwykle moje plany musiał pokrzyżować Luke Hemmings. Bo przecież w moim życiu nic nie mogło być normalne...
Już po przekroczeniu progu klubu wiedziałem, że coś jest bardzo nie tak. Na ogół goście klubu kręcili się każdy w swoją stronę, a największe zbiorowisko było przy wodopoju, mianowicie przy barze. Jednak dzisiejszego wieczoru najwięcej osób zebrało się na parkiecie, gdzie błyskały kolorowe światła, oświetlając osobę, wokół której zebrał się rozentuzjazmowany tłum tańczących.... Nie, właściwie to nie tańczących, a gapiących się mężczyzn. Tylko nieliczni tańczyli do raczej mało popularnej piosenki „Choreomania” autorstwa Florence + The Machine. Pewnie sam nigdy w życiu nie rozpoznałbym tego utworu, gdyby nie fakt, że Luke puszczał Florence + The Machine na okrągło. Chłopak miał specyficzny gust muzyczny. Głównie słuchał starszych piosenek, najlepiej z lat osiemdziesiątych albo jeszcze starszych. Czasami sięgał po nowsze piosenki, przede wszystkim po te, które dalej miały ten stary beat i vibe, tak jak u Florence + The Machine. No i były też wyjątki od reguły – jakby nie patrzeć, Luke słuchał też Lady Gagi i One Direction.
Podobną obsesję miał na punkcie starych filmów. Dobrze pamiętam ten jedenastogodzinny lot, podczas którego Luke zmusił mnie do maratonu filmów z lat osiemdziesiątych. Powiedział mi wtedy, że jego miłość do starych filmów, nie tylko klasyków, ale i bardziej niszowych tworów, zaczęła się gdy był małym dzieckiem, zaledwie ośmio- albo dziewięcioletnim.
- A czy kiedykolwiek wyobrażałeś sobie, że sam będziesz występować w filmach? – zapytałem wtedy.
- Nigdy – odparł całkiem poważnie.
To zabawne. W końcu teraz to właśnie on był w centrum zainteresowania. I nie miałem tutaj na myśli jedynie mediów. Mówiłem ogólnie. Nawet w klubie musiał włączyć swoją ulubioną piosenkę i wstrzymać oddechy setki mężczyzn. Nawet tutaj musiał być głównym bohaterem.
Czasem czułem się jakby i w moim życiu Luke był protagonistą.
Jak udało mu się przekonać DJa – no i Jess - do puszczenia tej piosenki? Zupełnie nie pasowała do klubowej imprezy. Najwidoczniej wystarczyło, że Luke ładnie się uśmiechnął. Nie do wiary, że nawet DJa owinął sobie wokół jego chudego palca...
Ludzie obserwowali Luke’a, jakby występował na ekranie, a nie stał zaledwie kilka metrów od nich. Cóż, przyznaję się bez bicia, sam nie potrafiłem oderwać od niego wzroku. Luke wirował po parkiecie, jak nigdy wcześniej. Nie był zbyt dobrym tancerzem, a piosenka nie była raczej sensualna, ale coś w jego ruchach i tak zdawało się mnie hipnotyzować.
Luke przejechał dłońmi wzdłuż swojego ciała. Uśmiechnął się szeroko i odrzucił głowę do tyłu. Jego ręce powędrowały w górę, aż do jego włosów. Był lekko spocony, a ubranie nie odsłaniało skóry. Mimo to czułem jak gorąco rozpala moje wnętrzności.
Luke zatoczył się trochę niezręcznie w tył. Uśmiechnął się krzywo i pruderyjnie, nie do końca do publiki, a raczej do siebie. Przełknąłem ślinę. To wcale nie jego wygląd tak przyciągał spojrzenia – przynajmniej to nie był wyłącznie jego wygląd, bo nie można było powiedzieć, że Luke nie był przystojny – to raczej jego pewność siebie przyciągała uwagę.
Pewność siebie... Najbardziej pociągająca ludzka cecha. Może dlatego, że każdy jej pragnął, ale nie każdy potrafił ją posiąść?
Kątem oka dostrzegłem jak ktoś wyciąga telefon. Mężczyzna już przymierzał się do nagrywania Luke’a, ale byłem szybszy. Dopadłem do niego w trzech krokach i wyrwałem mu telefon.
- Nie można nagrywać – warknąłem.
Kilka innych osób spojrzało w moją stronę. Wydawali się co najmniej zdziwieni. No tak. Byłem ubrany zwyczajnie, po cywilnemu – nie to, żebym na co dzień wyglądał jakoś inaczej, nawet pracując dla Luke’a... – a mężczyzna, któremu właśnie wyrwałem telefon, był dobrze narąbany. Złość wyzierała z jego oczu, gdy spróbował się na mnie zamachnąć. Od razu złapałem jego pięść w swoją. Ruchy mężczyzny były nieskoordynowane i zbyt powolne, aby wyrządzić mi krzywdę.
- Nie radziłbym – powiedziałem i wsadziłem mężczyźnie telefon do tylnej kieszeni.
Zerknąłem na Luke’a, który dalej śmiał się głośno do siebie. Piosenka nabrała tempa, a Luke zaczął kręcić się w kółko, jak zepsuta dziecięca zabawka. Zacisnąłem usta i przepchnąłem się przez tłum, aż stanąłem obok Luke’a. Złapałem go mocno za rękę i zatrzymałem go w miejscu.
Luke spojrzał na mnie zaskoczony. Próbował się wyrwać, ale trzymałem go mocno. Przestał dopiero, gdy dotarło do niego, że to ja go trzymam, a nie jakiś nachalny, obcy facet.
- Michael!
Dopiero teraz zauważyłem, że Luke nie był pijany.
On był, kurwa, naćpany.
Podczas gdy po alkoholu oczy człowieka często bywają rozbiegane, po narkotykach wzrok staje się zamglony i nieobecny jak śnieżący telewizor. Osoba naćpana nie może też patrzeć w światło, ani to naturalne, pochodzące od słońca, ani to sztuczne, wytwarzane przez lampy. Dokładnie tak jak teraz Luke.
Czym prędzej pociągnąłem go za rękę i obróciłem tak, żeby ukryć Luke’a chociaż trochę przed wzrokiem sporej widowni, którą zdążyła się wokół nas zebrać. W pewnym sensie znów broniłem go własnymi plecami.
- Na zewnątrz. Natychmiast – powiedziałem chłodnym tonem, mocniej ściskając jego nadgarstek.
Luke roześmiał się. Oparł dłonie na mojej klatce piersiowej i pokręcił przecząco głową.
- Nie! Musisz ze mną zatańczyć!
Sięgnął po moją dłoń, tę która oplatała jego nadgarstek. Luke splótł nasze palce i próbował mnie obrócić, niczym jakąś balerinę. Próbował to w sumie bardzo dobre słowo. Byłem od niego znacznie cięższy i obrócenie mnie wcale nie należało do najłatwiejszych zadań, szczególnie kiedy Luke był tak bardzo naćpany.
Spojrzałem na niego spod uniesionych brwi.
Chwilę później podniosłem Luke’a i jednym, gwałtownym ruchem przerzuciłem go sobie przez ramię. Moje ręce spoczęły dokładnie pod jego pośladkami. Luke zaśmiał się, rzucając jakimś zbereźnym komentarzem, który pewnie przyprawiłby mnie o rumieńce, gdyby nie fakt, że nie za bardzo go słyszałem przez dudniącą w klubie muzykę, jak i przez jego bełkot. Mimo to byłem prawie pewien, że Luke powiedział coś o klapsach i tatusiach. Wolałem nie wnikać.
Wyniosłem Luke’a na zewnątrz. Mało delikatnie odstawiłem go na chodnik. Luke zatoczył się na samochód Caluma, który chłopak łaskawie mi dzisiaj udostępnił, żebym nie musiał tłuc się metrem. Albo, żeby on nie musiał tego robić. Nieważne.
Luke zlustrował wzrokiem samochód mojego przyjaciela.
- Straszny grat.
- Dziękuję. Tyle mi właśnie płacą.
Nie chciało mi się tłumaczyć do kogo należał samochód. Luke i tak nic by nie zrozumiał. Nie w tym stanie.
Luke przeniósł wzrok na mnie. Przekrzywił głowę.
- Mam pogadać z Ashtonem?
Mówił poważnie czy to kolejny żart?
- Nie, dzięki. Umiem za siebie zawalczyć.
- Tak? To dlaczego nadal jeździsz takim gratem?
Zacisnąłem usta. Nie, nie ugnę się i nie powiem, że auto należało do Caluma. Wtedy musiałbym też wyjawić, iż sam nie posiadałem samochodu i dzień w dzień musiałem telepać się do pracy, to znaczy do niego, komunikacją miejską. Może by mnie wyśmiał, a może zafundował mi zbyt drogi samochód. Obie te reakcje tylko wywołałyby we mnie negatywne emocje – gniew, poczucie winy i pewnie uszczerbki na mojej dumie.
- Powinni ci więcej płacić – ciągnął dalej Luke. – Jesteś na każde moje zawołanie... W sumie to przychodzisz nawet kiedy tego nie chcę.
- Właściwie to nie przyszedłem tutaj dla ciebie, ale...
- Pracujesz w dzień w i w nocy – kontynuował, jakby mnie nie słyszał. – Gadałeś z Ashtonem o tej podwójnej stawce, prawda?
Skinąłem głową.
- Nie był chętny, ale powiedziałem, że to twoja propozycja.
- Dobrze. To zwykle działa.
- Skromność to dla ciebie obce słowo, co nie?
Luke wzruszył ramionami. Ten drobny ruch wystarczył, żeby zakręciło mu się w głowie. Znów oparł się biodrem o samochód. Posłał uśmiech do swojego odbicia w brudnej szybie auta, od którego nagle nie mógł oderwać wzroku.
- Odwiozę cię do domu – powiedziałem, widząc że Luke znajduje się w raczej nieciekawym stanie. – Tylko najpierw napiszę do Caluma, dobra?
Luke natychmiast się ożywił.
- Do Caluma?
Nie zdążyłem odpowiedzieć, ponieważ Calum wyszedł właśnie z klubu. O wilku mowa. Mój przyjaciel zapiął niedbale poły płaszcza i objął się jednym ramieniem w pasie. Drugim pomachał w moją stronę, uśmiechając się lekko. Pod płaszczem miał niewiele ubrań. Długie, gołe nogi wystawały mu spod puchatego materiału nakrycia. Potem skrzyczę go za latanie pół nago – mógł się przeziębić! – na chwilę obecną miałem poważniejsze zmartwienia na głowie w postaci chwiejącego się za moimi plecami Luke’a.
Calum zbliżył się do samochodu i przytulił mnie przelotnie.
- Cześć, długo czekałeś? – Jego uśmiech szybko zamienił się w grymas czystego zaskoczenia, gdy zauważył kto opierał się o maskę jego samochodu. – Czy to...? O kurwa...
Luke odepchnął się od samochodu i omal nie potknął się o własne nogi, gdy zbliżył się do Caluma. Wyciągnął do niego rękę.
- Jestem Luke.
- Tak, wiem... O ja pierdolę. To znaczy, miło mi ciebie poznać. – Calum zamknął wreszcie usta i po prostu ścisnął rękę aktora. – Tyle o tobie słyszałem... Eeee. To znaczy nic nie słyszałem. Michael kompletnie nic mi o tobie nie opowiadał. Tak właściwie to kim ty jesteś?
Luke uśmiechnął się krzywo i zerknął na mnie.
- Czyli Michael coś o mnie mówił?
- No dobra. – Zanim ta sprawa mogłaby do reszty wymknąć mi się spod kontroli, otworzyłem drzwi auta Caluma i wepchnąłem Luke’a na tylne siedzenie.
- Co ty odpierdalasz? – Calum zniżył głos. Okna i drzwi samochodu były zamknięte, ale szyby były bardzo cienkie i istniało spore prawdopodobieństwo, że Luke właśnie nas podsłuchiwał. – Nie wiedziałem, że przyjedziesz z nim!
- Uspokój się. To nie jest Królowa Anglii. I on już tutaj był. W twoim pieprzonym klubie.
- To nie jest mój klub tylko Jess.
Zignorowałem go.
- Nie mogłeś mnie uprzedzić? Zgarnąłbym go, zanim zrobiłby z siebie widowisko.
- Nie miałem pojęcia! Pracowałem cały czas na górze.
Westchnąłem i otworzyłem drzwi od strony kierowcy.
- Wsiadaj. Ja poprowadzę.
Calum skinął głową. Obszedł samochód i zajął miejsce obok mnie. Widziałem jak co chwila zerka na Luke’a we lusterku wstecznym. Zresztą Luke też na niego patrzył. Tylko, że podczas gdy Calum wpatrywał się w aktora z ciekawością i zaskoczeniem, Luke wypalał w nim dziurę wzrokiem.
Czy on...
Czy on był zazdrosny o Caluma?
W sumie to nie wyjaśniłem kim był dla mnie Calum. Nie zdążyłem. Calum przytulił mnie na przywitanie i musiało to wyglądać jakbyśmy byli ze sobą blisko. Przez tyle lat naszej przyjaźni pocałowaliśmy się tylko jeden raz, dawno temu na jakiejś imprezie. Nie próbowaliśmy niczego więcej, bo oboje doszliśmy do wniosku, że darzymy się zupełnie innym rodzajem miłości.
- Najpierw odwiozę Luke’a – powiedziałem, włączając silnik.
- A nie Caluma? – Aktor wycedził imię mojego przyjaciela przez zaciśnięte zęby.
Uniosłem brwi. Złapałem spojrzenie Luke’a w lusterku wstecznym.
- Mieszkamy razem.
Luke zacisnął szczękę.
Cholera. On naprawdę był zazdrosny!
Kąciki moich ust zadrżały. Z całej siły próbowałem się nie uśmiechnąć, gdy wyjeżdżałem z parkingu pod klubem. Ostrożnie skierowałem się na drogę stanową. Przelotnie dotknąłem ramienia Caluma i ścisnąłem, jak zrobiłbym to z kimś bardzo mi bliskim.
- Podałbyś mi wodę?
Calum spojrzał na mnie, jakby właśnie wyrosła mi druga głowa. Ledwo widocznie skinąłem w stronę tylnego siedzenia samochodu, gdzie Luke wpatrywał się z nienawiścią w naszą dwójkę. Calum szybko zrozumiał.
- Oczywiście.
Mój przyjaciel wyjął butelkę wody spod swojego siedzenia. Odkręcił napój i przyłożył mi szyjkę butelki do ust. Strużka wody skapnęła mi po brodzie, przysięgam, że wcale nie celowo. Calum uśmiechnął się lekko i starł ją kciukiem z kącika moich ust. Omal znów się nie oplułem, tym razem ze śmiechu.
Luke odchrząknął za naszymi plecami.
- Mógłbyś skupić się na drodze?
- Oczywiście.
Zacisnąłem dłonie na kierownicy i spuściłem głowę, żeby Luke nie dostrzegł zadowolonego uśmiechu na mojej twarzy. Calum rozsiadł się wygodniej i zmienił piosenkę w radiu „You Give Love a Bad Name” Bon Jovi. Coś w stylu Luke’a.
Jakiś czas później wjechaliśmy na posesję Luke’a. Gdy Calum zobaczył gdzie mieszka aktor dosłownie opadła mu szczęka.
- Stary, to jest...
- Wiem – przerwałem mu, zanim powiedziałby coś głupiego.
Odblokowałem drzwi auta, które wcześniej musiałem zamknąć od wewnątrz, w razie gdyby Luke po narkotykach próbował jakichś głupich akcji. Luke od razu wysiadł, a może raczej wytoczył się na zewnątrz. Oparł ciężko dłonie o drzwi od mojej strony. Otworzyłem okno i wychyliłem głowę na zewnątrz.
- Na pewno nie chcesz wejść? – wybełkotał.
W ogóle nie patrzył na Caluma, jakby ten nie istniał.
- Nie, dziękuję. Widzimy się rano.
Luke powoli pokiwał głową. Odepchnął się od samochodu. Obejmując się ramionami w pasie, odszedł w stronę głównego wejścia do swojego domu. Ani razu nie obejrzał się za siebie.
Zamknąłem okno i ruszyłem przed siebie. Czas wrócić do naszego mieszkania.
- Ja pierdolę! – Calum dwukrotnie obejrzał się na posiadłość Luke’a, od której oddalałem się coraz szybciej. – To niesamowite! Nigdy czegoś takiego nie widziałem. To... To nie jest nawet dom. To jest jebany zamek! Ile on ma pieniędzy?
- Lepiej pomyśl jak mało płacą mnie. Naprawdę nie wiedziałeś, że był w klubie?
- Nie. Przecież mówiłem ci, że całą noc pracowałem na górze.
Mojej uwadze nie umknęło, jak dłoń Caluma mimowolnie powędrowała na jego nogę. Miał tam dwa siniaki, których na pewno nie było kiedy wychodziłem z naszego mieszkania dziś rano.
- Co ci się stało?
- Nic. – Westchnął, gdy dostrzegł moją pokerową minę. Mnie nie oszuka. – To tylko... To tylko jeden z klientów. Trochę za mocno mnie złapał.
- Od kiedy na to pozwalasz? Myślałem, że kierujesz się polityką zero dotykania?
- Ten klient był przekonujący... – Spuścił głowę i zniżył głos do szeptu. – A tak serio to trochę kiepsko stoję z pieniędzmi. Nie chcą już dawać nam napiwków, jeśli nie pozwolimy się trochę podotykać.
- Podotykać? Calum, co masz na myśli?
- Nie, nie w tym sensie... Oni tylko... Lubią nas obmacywać, kiedy tańczymy – wyszeptał.
- Mogę zapłacić za czynsz w tym miesiącu. I za następny. I za każdy kolejny, tak długo jak tylko tego potrzebujesz.
- Wiesz, że się na to nie zgodzę.
- A nie chciałbyś znaleźć pracy gdzieś indziej?
- Kocham taniec. I kocham pole dance. Płacą mi za robienie czegoś co lubię.
- Ale możesz robić to gdzieś indziej. Na przykład gdzieś, gdzie nie wracałbyś do domu z siniakami na całym ciele.
- To tylko dwa siniaki...
- Mógłbyś na przykład uczyć innych tańczyć – kontynuowałem. - Wcale nie musisz się rozbierać. I nie musisz pozwalać się tak traktować.
- Ale ta praca daje mi większe zarobki. No i nie mam praktycznie żadnego wykształcenia. Nie skończyłem żadnej szkoły tanecznej. Ani nawet kursu. Jestem cholernym samoukiem.
- Tak, ale jesteś też cholernie dobry. No i to kochasz. Sam tak powiedziałeś.
Calum uśmiechnął się smutno.
- Wiesz, że to tak nie działa.
Zacisnąłem dłonie na kierownicy.
Tak bardzo chciałem, żeby Calum był szczęśliwy... Żeby wreszcie uwolnił się od wymogów pracy, którą może i lubił, ponieważ mógł tańczyć, lecz w tym samym czasie jej też nienawidził, głównie przez to jak go tam traktowano.
Chciałem, żeby Calum nie musiał zarabiać w ten sposób.
Przed oczami stanęła mi zazdrosna twarz Luke’a. Może jakoś załatwiłby mi pracę dla Caluma?
Cóż... Nie zaszkodzi zapytać.

**************
Nie wiem czemu, ale jakoś lubię takiego zazdrosnego Luke'a.
Trochę nie na temat, ale idę dzisiaj do kina It Ends With Us. Nie jestem fanką ani książki, ani autorki, ale chcę sama zobaczyć jak to im wyszło (szczególnie po całej tej aferze z aktorką, co gra główną bohaterkę xd)
Miłego dnia / nocy / życia 🖤
alternativetrash_1

BulletproofOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz